4
lata przyszło czekać fanom amerykańskiej formacji Knightmare,
która skupia się na graniu pozytywnie zakręconego
heavy/power metalu, w którym słychać echa Hammerfall, Jag
Panzer, czy Iron maiden. Wychodzi z tego niezła mieszanka i można
łatwo się pogubić czy to amerykańska formacja czy też brytyjska.
W swojej formule bliżej im do tych zespołów brytyjskich z
lat 80. Nie jest to żadna ujma, ale pokazuje jak zespół bywa
elastyczny. Ta amerykańska formacja działa od 2010 r i nagrała już
dwa albumy, z czego „Wolves of Retribution” to ich najnowsze
dzieło. Panowie nie pokusili się o bardziej oryginalną nazwę
zespołu, to teraz tylko tracą na tym. Takich zespołów o
takiej nazwie troszkę jest i to w samej Ameryce. No cóż, ale
band nie składa broni, a ich najnowszy krążek to prawdziwa uczta
dla fanów tradycyjnego heavy/power metalu. Muzyka mocno
osadzono jest w latach 80 i nie chodzi mi tu tylko o dobrze
dostrojone brzmienie czy klimatyczną, ręcznie narysowaną okładkę.
Po prostu to jak zespół skomponował utwory, to jak brzmi
wokalista Anthony tylko bardziej nas zbliża do tamtych lat.
Skojarzenia z Iron maiden czy Jag Panzer są i to w dużej ilości,
ale to akurat spora korzyść dla płyty. Jest melodyjnie i nie
brakuje hitów, które napędzają płytę. Mamy tylko 8
utworów dających 47 minut muzyki utrzymanej na wysokim
poziomie. Już Jared i Reid zadbali o to byśmy się nudzili. To
właśnie ich wspólna praca i popisy nadały temu wydawnictwu
charakteru i ognia. Zaczyna się od mocnego wejścia w postaci
„Children of Hell”. Brzmi to jak hołd dla NWOBHM i
wczesnego Iron maiden. Jeszcze lepiej wypada nieco marszowy „Wolves
of Retribution” i to jest kwintesencja twórczości
żelaznej dziewicy i heavy metalu lat 80. Pierwszym bardziej złożonym
kawałkiem na płycie jest rytmiczny „Underground
Revolution”. Nutka power metalu pojawia się w szybszym
„Days of The King” czy melodyjnym „Set in
Stone”. Najlepiej prezentują się dwa kolosy o charakterze
epickim czyli „Savage Den” oraz mroczny „Demon's
Waltz”, które potrafią zauroczyć swoimi
aranżacjami. Można by rzec jedna płyta z wielu, ale jednak
amerykańska otoczka, specyfika i kompozycje sprawiają że ma swój
własny urok. Płyta robi spore wrażenie i zapewne tak szybko nie
zapomnimy o niej. Pozycja obowiązkowa nie tylko dla maniaków
Iron Maiden czy amerykańskiego heavy/power metalu.
Ocena:
8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz