„Juggernaut of Justice” to jeden z ostatnich wydawnictw Anvil,
który rzeczywiście robiły wrażenie na słuchaczy.
Doświadczony band z Kanady zawsze słynął z solidnych, heavy
metalowych albumów, a swój sukces osiągnęli już w
latach 80. Tak najlepsze wydawnictwa przypadły na tamten okres. Lata
mijają, oni wydają kolejne albumy z taką samą formułę i nie
każdego musi to ruszać, zwłaszcza, że ostatni album „Hope in
Hell” był pomyłką. Niby formuła ta sama, ale sam album był
nudny i obdarty z ciekawych melodii i heavy metalowego pazura. Mało
kto interesował się tym, że Anvil się nie poddaje i ma zamiar
wydać kolejny album. Brzydka i uboga okładka „Anvil is Anvil”
raczej budziły niepokój niż gwarantowały udany album. Czy
rzeczywiście jest tak źle jak to obrazuje okładka?
Otóż nie. Muzyka może jest mało oryginalna i oklepana do
bólu, ale są pewne elementy, które ratują ten album
przed klęską. Steve Kudlov bardziej przyłożył się do śpiewania
i komponowania utworów. Słychać jakieś zaangażowanie,
słychać zapał i ciekawe pomysły, co przedkłada się na jakość
nowego krążka. Poziom „Juggernaut of Justice” jest poza
zasięgiem, ale z pewnością Anvil odbił się od dna z „Hope in
Hell”. Pojawia się więcej agresywnych riffów i łatwiej o
jakiś ciekawy hit. Materiał trwa 45 minut i to nie jest wcale
długo. Widać zespół poszedł na łatwiznę i postawił na
krótkie kompozycje. Otwierający „Daggers and Rum”
o pirackim charakterze nie jest wcale taki zły jak mogłoby się
wydawać, ale też pozostawia sporo do życzenia. Bardziej trafia do
mnie przesiąknięty Judas Priest, grave Digger czy Paragon
energiczny „Up,Down, Sideways”. Dynamiczna sekcja
rytmiczna, szybsze tempo, ostry riff i chwytliwy refren przyczyniły
się do sukcesu tego kawałka. Dalej mamy rozpędzony „Die
for a lie”, agresywny „Runaway train” czy
melodyjny „Its your move”, które są
głównymi atrakcjami nowego dzieła Anvil. Stary Anvil i echa
klasycznego heavy metalu z lat 80 uświadczymy w żywiołowym „Run
like Hell”, który jest moim faworytem z tej płyty.
Zagrany z lekkością i taką nutką szaleństwa. Szkoda, że cały
album nie brzmi właśnie tak. Na sam koniec mamy „Forgive
Dont forget” który podkreśla, że zespół
nagrał naprawdę udany album, który nie straszy aranżacjami
jak „Hope in Hell”.
Kanadyjski Anvil to zespół, który zaliczamy do klasyki
heavy metalu z lat 80. Nie muszą niczego udowadniać i swój
status osiągnęli dawno temu. W roku 2011 nagrali jeden ze swoich
najlepszych albumów i teraz godnie zacierają wpadkę w
postaci „Hope In Hell”. Nowe dzieło jest solidne, zawiera kilka
petard i hitów, ale to wciąż za mało by mówić o
sukcesie na miarę „Juggernaut of Justice”. Może następny album
będzie jeszcze ciekawszy? Zobaczymy.
Ocena: 6.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz