Strony

środa, 13 lipca 2016

THUNER LORD - Prophecies of Doom (2016)

Chile to odległy ląd i bardzo egzotyczny nawet jeśli myślimy w kategoriach heavy metalu. Nie oznacza to wcale, że nie mogą tam działać kapele, które mocno wzorują się na tych z Europy. Tak właśnie jest z bandem o nazwie Thunder Lord. Jest to kapela, która powstała w 2002r w miejscowości Santiago. Obrali sobie za cel granie rasowego heavy metalu z elementami power metalu. Czerpią wzorce z takich kapel jak Running Wild czy Grave Digger. Inspirują się latami 80 i tym jak kiedyś tworzono ten gatunek muzyki i to bez większego wysiłku. Panowie mają na koncie w sumie 3 albumy i spory okres działania. To sprawia, że są doświadczeni i znają się na swojej robocie. Thunder Lord to przede wszystkim specyficzny wokalista Estaben, który przypomina nam Rock;n Rolfa z pierwszych płyt Running Wild. Co ciekawe sama warstwa gitarowa i wyczyny Estabana i Diego są zagrane z polotem i pasją. Słychać, że gitarzyści są fanami pierwszych dwóch płyt Running Wild. Nutka speed/thrash metal, przybrudzone, surowe brzmienie i niezwykła melodyjność. Skojarzenia są i nie da się ich odpędzić, ale to akurat miłe skojarzenia. Zazwyczaj spotkać można klonowanie późniejszych płyt Running Wild, a tutaj Thunder Lord uderza w innym kierunku. W ich muzyce nie ma oryginalności i z tym trzeba się pogodzić, ale panowie wynagradzają nam to w inny sposób. Dostarczają miłe dla ucha melodie i wysokiej klasy kompozycje utrzymane w konwencji heavy/power metalu. Od samego początku płyta robi ogromne wrażenie. „End of Time” to mocne uderzenie jakie każdy fan takiej muzyki chce usłyszeć na otwarcie płyty. Zadziorny, agresywny riff i szalone popisy gitarzystów przywołują stare albumy Running Wild. Jeszcze więcej emocji mamy w melodyjnym i przebojowym „Prophecies of Doom”, który pokazuje na co stać zespół. Kawałek jest instrumentalnie bardzo wypieszczony i jest to jeden z najlepszych utworów na płycie. Marszowy i bardziej toporny „Pilan” to dobry ukłon w stronę niemieckiej sceny metalowej z początku lat 80. Motorem napędowym nowej płyty Thunder Lord bez wątpienia są szybkie petardy pokroju „The Darkness Breath” czy „The Blood Red Moon”. Dalej mamy najszybszy na płycie i w sumie najagresywniejszy „Useless Violence”, który brzmi jak brat bliźniak „Adrian S.O.S”. Na sam koniec mamy bardziej rozbudowany „Winds of war” i epicki „Metal thunder”. Wad nie uświadczyłem, a całość jest równa i wypchana hitami. Słychać echa starych płyt Running Wild, a panowie to wykorzystali na swoją korzyść. Nie ma mowy o nudzie, a zespół nagrał świetny album, który ma szanse wysoko zajść w roku 2016. Nie można tego pominąć, jeśli kocha się heavy/power metal.

Ocena: 9.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz