Twilight
Force jest jednym z tych zespołów, przy których łezka
się w oku kręci. Nie wiele zespołów power metalowych
potrafi przywołać wspomnienia lat 90 i stać się przy tym młodszą
wersją rhapsody. Trzeba się w takim wypadku wykazać nie tylko
pomysłowością, wyszkoleniem technicznym, ale też i swoistym
talentem. Bez tych rzeczy ciężko jest stworzyć coś godnego
wielkich zespołów, które stworzyły ten gatunek.
Szwedzki Twilight Force na debiutanckim krążku pokazał, że choć
istnieją od 2011r to jednak potrafią umiejętnie zbliżyć się do
klasycznych albumów Helloween, Sonata Arctica czy Rhapsody.
Stawiają na klimat fantasy, na słodkość, podniosłość i
chwytliwe melodie. W ich muzyce jest to wszystko, co zawsze pojawiają
się w power metalowych kapelach. Mamy szybkość, energię, swobodę,
przebojowość i urozmaicenie. Drugi album Twilight Force w postaci
„Heroes of mighty Magic” to swoista kontynuacja tego co mieliśmy
na „Tales of Ancient Prophecies”. Jednak nowy album jest bardziej
dojrzały i bardziej dopieszczony pod względem samych kompozycji. Na
albumie wiele się dzieje przez ponad godzinę i mamy wiele ciekawych
rozwiązań, które przenoszą nas do lat 90. Już sama okładka
zdradza nam z czym tak naprawdę mamy do czynienia. By grać jak
rhapsody trzeba mieć świetnego wokalistę i Chrileon z pewnością
takim jest. Odnajduje się w górnych rejestrach jak i w tych
niższych. Potrafi oczarować swoją manierą i techniką. Ciężko
sobie wyobrazić ten band bez niego. Nowy album to również
świetny popis gitarzystów, którzy dwoją się i troją
by zasypać nas różnymi atrakcyjnymi riffami i solówkami.
Faktycznie album jest pełen tego typu rzeczy. To jeden z atutów
nowego wydawnictwa, który przez cały czas trzyma w napięciu.
Płytę promował otwieracz „Battle of Arcane
Might”
oraz „Powerwind”,
które oddają w pełni styl Twilight Force. Symfoniczny power
metal z ciekawymi melodiami i szybkimi riffami, to jest właśnie to.
„Guardians of The Seas”
potrafi zauroczyć swoim klimatem fantasy. Bardzo dobrze wypada tutaj
zabawa tempem i melodiami. Tutaj można też delektować się dobrze
dopasowanymi chórkami. Co zaskakuje to na pewno 10 minutowy
„There and back again”,
który potrafi przenieść słuchacza do świata fantasy. W
kawałku dzieje się naprawdę sporo i jest czym się zachwycać
przez te 10 minut. Mimo długości trwania utwór nie nudzi,
wręcz przeciwnie. „Riders of The Dawn”
czy „Keepers of Fate”
to takie rasowe power metalowe petardy, które przypominają
najlepsze lata Rhapsody, Helloween czy Angra. „Rise
of Hero”
to nieco słodszy kawałek, ale też naszpikowany słodkości i
symfonicznymi patentami. Jednym z moich faworytów na płycie
jest niezwykle szybki „To the Stars”,
który ociera się momentami o twórczość Dragonforce
czy Avantasia, Edguy. Kwintesencja power metalu i wszyscy powinni
brać przykład ze szwedów. Tytułowy „Heroes
of mighty Magic”
to kolejny rozbudowany kawałek na płycie, choć ten jest bardziej
podniosły i mające pewne wpływy Hammerfall. Każdy utwór to
czysty power metal, mocno zakorzeniony w latach 90. Można dojść do
wniosku, że Twilight Force opanował do perfekcji granie
symfonicznego power metalu w stylu Rhapsody. Oni żyją latami 90 i
miło, że są jeszcze takie zespoły, które potrafią nas
zabrać do tego złotego okresu dla power metalu.
Ocena: 10/10
Ocena: 10/10
Dzięki za przypomnienie, za chwilę sobie puszczę ;)
OdpowiedzUsuńZajebiste w tym gatunku metali. :D
OdpowiedzUsuńJaka landryna i granie prostackie lalalala, nie da się tego słuchać,
OdpowiedzUsuńIdealny wyznacznik podobnego grania można znaleźć na `Mightiest Hits` Kaledon, pozdro
Spoko Sympho Metal,lekkie do słuchania.
OdpowiedzUsuń