Od
jakiegoś czasu muzyka Lordi jakoś mnie nie przekonuje. Zmiany
personalne miały wpływ na to co grają i w jaki sposób
grają. Brakuje składu i ładu i ostatnie albumy pokazują słabą
formę zespołu. Lordi sławę już zdobył i pomogły w tym stare
dobre albumy i występ w Eurowizji, tak więc nic nie muszą
udowadniać. Jednak fani chcą słuchać coś mocnego, coś co zapada
w pamięci. Czy najnowsze dzieło w postaci „Monsterophonic
-Theaterror vs Demonarchy” coś zmienia w tej kwestii? Otóż
tak. Jak sama nazwa wskazuje mamy dwie strony zespołu. Z kolei
Demonarchy to utwory, które opowiadają o wiedźmie czy
wilkołakach i ukazują nowoczesną wersję lordi. Tak więc jest
nawiązanie do tradycji, do tego co zespół grał na początku
jak i coś nowego, zaskakującego. Album sam w sobie może nie należy
do najlepszych w historii zespołu, ale i tak jest o wiele ciekawszy
niż ostatnie dzieła. Nie brakuje mocnych riffów, nie brakuje
przebojów i urozmaicenia. Płyta ma w sobie hard rockowego
pazura i heavy metalowe uderzenie. Wokal wciąż jest mocną stroną
lordi i w sumie słychać to przez całą płytę. „Lets
go slaughter He man”
to znakomity kawałek, który opiera się na chwytliwym
refrenie i przejrzystej melodii. Dawno Lordi nie stworzył tak
dobrego hitu i przypominają się czasy „Deadache”, który
bardzo lubię. Album promował „Hug Your
Hardcore”,
który jest dość nowoczesnym kawałkiem. Pierwsze skojarzenie
to Ramstein. Nie brakuje tutaj hard rocka i pomysłowego refrenu.
Kompozycja na pewno się broni i pokazuje pewnego rodzaju świeżość
w muzyce Lordi. Zaskakuje na pewno melodyjny i bardziej heavy
metalowy „Down the Devil”
i na takie utwory warto czekać. Lordi sprawdza się w tego typu
kompozycjach. Dobrze sprawdzają się tutaj partie klawiszowe, które
na ostatnich albumach były nijakie. Stonowany i nieco mroczniejszy
„Mary Is dead”
też potrafi zauroczyć swoim klimatem i pomysłową konstrukcją.
„Sick Flick”
to kolejny mocny kawałek na płycie, który ukazuje bardziej
hard rockowo-heavy metalowe oblicze. „None for
one”
zaskakuje lekkością i ciekawymi urozmaiceniami. Moim faworytem jest
rozpędzony „Demonarchy”,
który ukazuje zupełnie inne oblicze Lordi. To brutalniejsze
oblicze bardzo pasuje do nich. Do grona mocnych kawałków
warto też zaliczyć „Heaven sent hell on
earth”
czy rozbudowany „And the zombie says”.
Całość zamyka nieco dłuższy „The night Monsters Died”, który
pokazuje że Lordi próbuje nieco urozmaicić swój styl.
To akurat dobry znak, że zespół chce się rozwijać, a przy
tym być wiernym swoim priorytetom. Lordi powrócił z naprawdę
udanym albumem, który pokazuje że wciąż stać ich na dobre
wydawnictwo. Polecam!
Ocena:7.5/10
Ocena:7.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz