Strony

sobota, 22 października 2016

HERMAN FRANK - The devil rides out (2016)

Wiele osób nie mogło przyjąć do wiadomości, że Herman Frank opuścił Accept, zwłaszcza że to z nim w składzie powstał na nowo Accept i nagrał 3 bardzo udane krążki. W sumie jego decyzja jest zrozumiała. W Accept nie mógł rozwinąć skrzydeł ani też pokazać się jako kompozytor. Jak wiemy z historii ma on talent do tworzenia ciekawych metalowych hitów. Dał się poznać jako członek Victory, jako lider świetnego Panzer, ale również warto wspomnieć o solowej karierze. Nie tak dawno band sygnowany imieniem i nazwiskiem był bardziej projektem niż zespołem tak teraz to się zmieniło. Herman Frank wraz Rickiem Altzim z Masterplan dobrali sobie nowych muzyków i tak nagrano trzeci album w postaci „The Devil rides Out”. Andre Hilgers został nowym perkusistą, a Micheal Muller z Jared Heart nowym basistą. Nowy skład, ale muzyka i styl dalej ten sam. Herman dalej stawia na zadziorny, melodyjny, nieco toporny heavy metal, który od początku do końca ma zachwycać przebojowością i gitarowymi zagrywkami. Dwa poprzednie albumy to prawdziwe petardy i wysokiej klasy heavy metal. Nowy album w sumie niczym nowym nie zaskakuje, bo zespół dalej gra swoje. Większy nacisk położony jest na zadziorność, na zróżnicowanie, na techniczne aspekty. Może nieco kuleje element przebojowości, ale nie ma to też większego wpływu na płytę, bo muzyka sama się broni. Album promuje „Ballhog Zone”, który potrafi zauroczyć hard rockowym feelingiem i przebojowym charakterem. Mocny riff i ciekawe, intrygujące solówki to jest potęga kawałka. W sumie jest to też jeden z najlepszych utworów na płycie. Bardzo ciekawy jest otwieracz w postaci „Running Back”, który ma coś z ostatnich płyt Accept. Motoryka, agresywność przypomina nieco „Stempade”. Dalej mamy rasowy heavy metalowy kawałek w postaci „Shout” i tutaj można poczuć to niemiecką toporność. Dalej mamy znacznie żywszy i bardziej żywiołowy „Can't take it”. Podobnie jak w promującym kawałku tak i tutaj urokliwa jest hard rockowa formuła. „No tears in Heaven” to już bardziej stonowany i bardziej marszowy kawałek, który również potrafi ukazać potencjał Hermana. Jeszcze lepiej wypada znacznie szybszy i rozpędzony „Run Boy Run”, który przypomina mi debiut Panzer. Mieszankę Victory, Panzer i Accept mamy w dynamicznym i agresywnym „Thunder of Madness”. Właśnie w takich kompozycjach Hermana uwielbiam. W klimatach DIO utrzymany jest mroczniejszy „License to Kill”, który utrzymany jest w średnim tempie. Płyta jest urozmaicona i nie ma mowy o nudzie czy graniu w kółko jednego. „dead or Alive” to kolejny znakomity przebój na płycie, który bardzo szybko zapada w pamięci. Całość zamyka bardziej techniczny i mroczniejszy „I want it all”. Nie ma mowy o zaskoczeniu, czy o płycie, która zwołuje świat. Herman Frank nagrał album, który jest kontynuacją dwóch poprzednich wydawnictw i znakomitym podsumowaniem jego dotychczasowej kariery. Może nie jest tak przebojowy jak poprzedniczki, ale to wciąż heavy metal na wysokim poziomie. Fani Hermana Franka będą zachwyceni.

Ocena: 8.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz