Jednym
z tych zespołów, które marnuje swój potencja
jest bez wątpienia Iron Fire. Jest to duńska formacja, która
gra power metal z wpływami klasycznego heavy metalu. Mieli udany
debiut w postaci „Thunderstorm” potem było różnie i w
sumie ostatni warty uwagi album to „To the Grave” z 2008 r.
teraz po 4 latach band powraca z 8 studyjnym albumem, który
jest zatytułowany „Among The Dead”. Mówi się, że nowy
krążek to coś dla fanów „Better than Raw” Helloween,
„The Dark Saga” Iced Earth, czy „Black in Mind” Rage. Ma być
to swoista podróż do lat 90. „Among The Dead”
rzeczywiście ma coś z tych albumów. Podobny mroczny klimat,
mieszankę heavy metalu i power metalu i podobnie jak w tamtych
płytach tak i tutaj sporą rolę odgrywają mocne, zadziorne riffy.
Martin Steene to gwiazda tego zespołu i to dzięki niemu ten band
wciąż jako tako funkcjonuje. Nawet Martin na tym albumie stara się
być agresywniejszy i bardziej heavy metalowym wokalistą. Na pewno
plusem jest toporniejsze, mroczniejsze brzmienie, czy wreszcie miła
dla oka okładka. Sam miks był robiony w polskim studio, co jest
miłym zaskoczenie. Tematycznie Iron Fire poszedł w kierunku jaki
zaprezentował Hammerfall na „Infected”. Troszkę to nie pasuje
do Iron Fire, ale to już materiał na inny temat. Jak wypada album?
Nie jest to najlepsze dzieło duńskiej formacji, nie jest to też
najlepsze co słyszałem w tym roku, a jedynym plusem jest to że
zespół stara się zaskoczyć słuchacza, szuka nowych
patentów. Pojawia się growl, pojawiają się thrash metalowe
riffy, co potwierdza choćby „Higher Ground”.
Do składu wrócił dawny kolega czyli Gunnar, który
jest naprawdę solidnym perkusistą. Tytułowy kawałek „Among
the Dead”
cechuje się ciężkim riffem i zadziornymi partiami wokalnymi.
Ciężko rozpoznać w tym dawny, znanym nam wszystkim Iron Fire.
Toporny i nieco hard rockowy „Hammer of The
gods”
to solidny kawałek, którzy rzeczywiście przypomina Rage czy
Helloween z lat 90. Jednym z agresywniejszych kawałków na
płycie jest „Tornado of Sickness”,
który potrafi oczarować mocnym, thrash metalowym riffem. Ten
utwór pokazuje, że nowa formuła nie jest taka zła i co
ważne Iron Fire wypada w niej całkiem dobrze. „Iron
Eagle”
to stonowany i utwór przesiąknięty patentami wyjętymi z
twórczości Accept. Jak ktoś lubi lżejsze i bardziej
chwytliwe granie ten z pewnością po lubi niezwykle melodyjny „The
last survivor”,
czy energiczny „No sign of life”.
Całość zamyka spokojny, rockowy kawałek w postaci „When the
lights go out”. Album da się słuchać i ma kilka mocnych
momentów. Na pewno zaskakuje formuła krążka i nowe
rozwiązania. Szkoda tylko, że brakuje wyrazistych kawałków,
które by na długo zostały w pamięci. Warto posłuchać to
na pewno. Każdy sam oceni i zweryfikuje „Among The Dead”. Nie
oczekujcie jednak cudów.
Ocena: 6.5/10
Ocena: 6.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz