Lata
90 to był czas kiedy pojawiało się wiele zespołów power
metalowych i każdy z nich znalazł swoje grono słuchaczy i
wielbicieli. Szwedzki band o nazwie Narnia szybko zyskał sławę, a
każdy ich album to prawdziwa gratka dla fanów gatunku. Swoim
stylem nawiązują do Avantasia, Edguy, At Vance czy Iron Mask.
Znakomicie łączą elementy neoklasycznego metalu i power metalu, a
przy tym dodają melodyjność i przebojowość. Efekt jest
powalający, a Narnia stała się rozpoznawalnym zespołem dzięki
temu. Ostatni album ukazał się w 2009 roku i „Course of
generation” przyjął się dość średnio. Brakowało takiej
energii, zadziorności i przebojowości jaką mieliśmy na pierwszych
płytach. W 2010 r kapela przestała istnieć i powróciła
dopiero w 2014 r w niemal klasycznym składzie, a owocem tego jest
najnowsze dzieło w postaci „Narnia”.
Płyta ozdobiona skromną, ale klimatyczną okładką i nieco przybrudzonym brzmieniem sprawia wrażenie, jakby zespół przyłożył się tym razem. Celem było sięgnąć do swoich najlepszych dzieł i wrócić do korzeni. Typowa charakterystyczna tematyka o chrześcijaństwie sprawdza się i dodaje uroku całości. Specyficzny i techniczny wokal Christiania sprawia, że Narnia jest jedyna w swoim rodzaju i potrafi oczarować słuchacza. Mimo upływu lat wciąż ma w swoim głosie coś magicznego. Narnia to również ciekawe popisy gitarowe Carla i klimatyczne melodie wygrywane przez klawiszowca Martina. Tak właśnie brzmi Narnia. Jak przedstawia się nowy album?
Na wstępie mamy energiczny i przebojowy „Reaching for the top”, który oddaje to co najlepsze w power metalu. Przypominają mi się stare dzieła Edguy czy Avantasia. Niezwykle prosty i melodyjny utwór, który pokazuje klasę Narnia. Fani starego Helloween czy Freedom Call pokochają dynamiczny „I Still Believe”, który charakteryzuje się dużą dawką melodyjności i ciekawych motywów. Echa Bloodbound, Dio można doszukać się w marszowy i mroczniejszym „On the highest Mountain”, z kolei „one way to the promised land” ma w sobie sporo elementów progresywnych. Zespół urozmaica płytę bardziej heavy metalowym „Messengers” i chwytliwym „Who do You follow”, który ma w sobie więcej znamion power metalu. Sporo ciekawych zagrywek gitarowych mamy w złożonym „Moving On”, a dla fanów hard rockowych utworów zespół przygotował „Set the World on Fire”.
Dostajemy po 7 latach nie obecności Narnia album, który idealnie podsumowuje ich historię, działalność, styl, a także jest świetnym bilet powrotnym do świata power metalu. Narnia znów żyje i ma się bardzo dobrze. Mam nadzieję, że na kolejnym album nie trzeba będzie czekać kolejnych 7 lat, zwłaszcza że jest to wyjątkowy zespół o dużym potencjale.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz