Strony

poniedziałek, 17 lipca 2017

SLEAZER - Fall into Disgrace (2017)

O miano debiutu roku 2017 na pewno powalczy „Fall into Disgrace” włoskiej kapeli Sleazer. Działają od 2011 r i w swojej muzyce starają się przemycać elementy Dokken, Savage Grace, Wasp, Judas Priest czy Iron Maiden. Tak więc mocno inspirują się latami 80 czy 90, a przy tym nie ustępują Striker, Skull Fist czy Enforcer. Debiutancki album to kawał solidnego heavy/speed metalu zagranego z polotem, lekkością i pomysłem. Niby to wszystko jest proste, ale na wysokim poziomie. Zespół jest napędzony przez dwóch naprawdę zgranych gitarzystów w postaci Edoardo i Clamente, którzy dają niezłego czadu. Riffy są mocne, chwytliwe i zagrane z lekkością. Jest klimat i prostota z lat 80. Do tego jeszcze do chodzi specyficzny i taki zadziorny wokal Andrea i mamy gotowy album w stylu lat 80. Nie ma mowy o oryginalności to akurat prawda, ale zespół nadrabia dynamiką, przebojowością i szczerością. Niby nic nowego, ale jest przyjemność z odsłuchu. „A falling Overture” to krótkie i klimatyczne intro, które przypomina filmy Johna Carpantera czy główny motyw z serialu „Stranger Things”. Jednym słowem strzał w dziesiątkę i znakomite oddanie lat 80. Potem szybko wkracza ostry riff i krzyk wokalisty, tak więc zaczyna się prawdziwa jazda bez trzymanki. „Heroes of disgrace” to speed metalowa petarda, która daje niezły przed smak całości. Zespół dobrze radzi sobie z bardziej hard rockowym granie co potwierdza w przebojowym „Straight on your way”. Fani Rocka Rollas czy Blazon stone na pewno polubią rozpędzony „Legion of the damned”, który jest jednym z najszybszych kawałków na płycie. Jest też coś dla fanów Dokken i mowa tutaj o stonowanym, hard rockowym „King of nothing”, który pozwala nieco odpocząć od szybkich petard. Jednym z moich ulubionych utworów jest zadziorny i dynamiczny „Sabbath lord”, w którym zespół znów pokazuje pazur. W podobnej formie utrzymany jest „Sleazer”, który przemyca pewne znamiona starego Running Wild. Bardzo prosty riff zdobi „Fall again” i jego chwytliwość i niezwykła melodyjność mają coś z twórczości Iron maiden. Zespół nie odpuszcza i cały czas trzyma wysoki poziom na płycie. Całość wieńczy szybki, speed metalowy „Deserter”, który idealnie podsumowuje ten album. Nie ma słabych kawałków, a każdy z nich dostarcza sporo frajdy. Zgrany zespół, ciekawe pomysły i aranżacje sprawiają, że debiut brzmi tak świetnie, a sam Sleazer ma szanse na spory sukces. Pozycja obowiązkowa dla maniaków heavy metalu lat 80.

Ocena: 8.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz