"Raised on Metal" to już 9 album francuskiej formacji Lonewolf. To jest jedna z tych kapeli, która osiągnęła wiele i ma już status kultowej. Nie muszą już niczego udowadniać i w zasadzie każdy ich album to kawał porządnego heavy/speed metalu w stylu Running Wild. Mimo upływu czasu Lonewolf nie zmienia stylu, ani też nie kombinuje i to jest ich spory atut. Najnowsze dzieło "Raised on metal" ukazał się po rocznej przerwie od czasu premiery "The heathen dawn". Zespół dalej kontynuuje to co wypracował na poprzednich płytach. Klimatyczna okładka to tylko początek. Nowy album jak przystało na francuzów jest dynamiczny, energiczny i bardzo przebojowy. Fani Grave Digger czy Running Wild odnajdą się bez problemu.
Jens Bórner to podstawa tej kapeli i bez niego ciężko byłoby sobie wyobrazić Lonewolf. Tradycyjnie jego wokal jest brudny, szorstki i taki zadziorny. Buduje napięcie i odpowiedni klimat lat 80. Z kolei Micheal hellstrom z Elvenstorm w roli nowego nabytku sprawdza się znakomicie. Skoro wszystko jest dopracowane i współgra to nie ma powodów do obaw.
Otwieracz "Unleash the Wolf" to jeden z najlepszych hitów Lonewolf. Jest energia, chwytliwy refren i taka prostota z początków Running Wild. Ja to kupuje. Znalazło się też miejsce na niemiecką toporność spod znaku Paragon, Accept czy Grave Digger co słychać w zadziornym "Souls of Black". Tytułowy "Raised on metal" to kwintesencja ich stylu i Lonewolf w pigułce. Riff od razu zabiera nas do złotych lat Running Wild. W podobnej konwencji utrzymany jest "Extinction of the stars". Ciekawym kawałkiem jest mroczny "Evil". Na wyróżnienie zasługuje marszowy "Swansong" czy rozpędzony "Demons Call".
Nie znajdziemy tutaj jakiś słabych utworów, które pełnią rolę wypełniaczy. Solidne brzmienie, ostre riffy i duża dawka przebojowości sprawia, że "Raised on metal" to kolejny świetny album w dyskografii Lonewolf, aczkolwiek "The Heathen dawn" nie został przebity.
Ocena: 8.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz