Wystarczyło 8 lat by nikomu nie znany Visigoth stał się jednym z najbardziej wyjątkowych zespołów w kręgu heavy metalu. Band idzie w ślady Manilla Road, Omen czy nawet Grand Magus. Ich muzyka to mieszanka takie typowego true heavy metalu i amerykańskiego heavy/power metalu. Niby młoda kapela, która działa od 2010 r i ma na swoim koncie tylko dwa albumy, a pokazują jak są dojrzałym bandem i jak śmiało sięgają po patenty z lat 80. Do tego wszystkiego dochodzi tematyka mitologii, fantasy czy rycerska. To idealna mieszanka, zwłaszcza jak ktoś pała miłością do amerykańskiej sceny metalowej. Długo wyczekiwany drugi krążek o nazwie "Conqueror;s Oath" to album, który z jednej strony rozwija patenty z debiutu, ale przede wszystkim jest lepszy pod wieloma względami. Na plus jest na pewno nieco krótszy czas trwania i bardziej treściwe kawałki. Duża przebojowość i precyzja w aranżacjach. Tutaj nie ma miejsca na przypadek. Wszystko jest idealnie dopasowane. Począwszy od klimatycznej okładki, przez przybrudzone brzmienie, kończąc na przemyślanym materiale. Sukces tej kapeli tkwi przede wszystkim w charyzmatycznym wokaliście Jake'u Rogersie, który nadaje całości epickości i tego amerykańskiego klimatu. Jamison i Leeland z kolei dbają o aspekt instrumentalny. W tej sferze mamy różnorodność i znajdziemy bardziej złożone riffy, jak i te dynamiczne i bardzo zadziorne. Nie ma mowy o nudzie. Płytę tworzy 8 utworów i w sumie każdy z nich ukazuje piękno tej kapeli. "Steel and Silver" to klasa sama w sobie. Melodyjne wejście gitar, a potem marszowe tempo i ta epickość, która wybrzmiewa na każdym kroku. Jednak w czasach różnych dziwactw i eksperymentów można stworzyć heavy metal w najlepszej okazałości. Dalej mamy rozpędzony "Warrior Queen", który idealnie promował cały album.Energiczny riff i hard rockowy feeling idealnie się tutaj sprawdza. Jeszcze szybciej i jeszcze więcej iron maiden mamy w dynamicznym "Outlive them all". Kompozycja pod względem przebojowości i dynamiki nasuwa poniekąd amerykański heavy/power metal.Marszowy "Hammerforged" to ukłon w stronę bardziej doom metalu i graniu spod znaku Grand Magus. Zespół potrafi zaskoczyć swoim rozbudowanymi kawałkami i ta "Traitors Gate" imponuje klimatem i napięciem. Od samego początku słuchacz jest trzymany w napięciu. Klimatyczne, balladowe wejście, a potem przyspieszenie i jazda bez trzymanki. Czuje się jakbym cofnął się w czasie i słuchał płyty z lat 80. Z kolei w "Salt City" można poczuć nieco punkowy klimat, który idealnie się tutaj sprawdza. Sam styl nieco przypomina kultowy "Running Free" Ironów. Kolejną petardą na płycie jest "Blades in the night" i znów zespół rzuca nas na kolana. Co za energia, co za popisy gitarowe. Całość zamyka podniosły i epicki "The conqueror;s Oath". 8 utworów szybko mija, ale wrażenia z odsłuchu pozostają na długo z słuchaczem. Z jednej strony jest świeżość, jest klimat i patenty z poprzedniej płyty, ale wszystko jest bardziej dojrzałe, jest więcej hitów no i zespół oddaje to co najlepsze w amerykańskim heavy/power metalu. Płyta jest idealna i może śmiało konkurować o tytuł płyty roku! warto czekać na takie perełki.
Ocena: 10/10
Ocena: 10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz