Strony

wtorek, 30 kwietnia 2019

BLAZON STONE - Hymns of triumph and death (2019)

Mogłoby się wydawać, że tylko Rock'n Rolf i jego Running Wild ma swój własny styl, który nie da się podrobić. Na przestrzeni lat Rock'n Rolf pokazał jak znakomicie łączyć heavy/speed metal z tematyką piracką. Było kilka prób nawiązania do twórczości Running wild, ale ta sztuka w pełni udała się szwedzkiemu multi instrumentaliście Cedowi Forsbergowi. Jego projekt muzyczny pod szyldem Blazon Stone przyciągnął wiele fanów Running Wild i pokazał że ta formuła nie została w pełni wyczerpana i kryje jeszcze sporo wartościowej muzyki w sobie. Były już próby nawiązania do kultowych płyt Running Wild jak "Port Royal", "Blazon Stone" czy "Death or glory". Teraz Ced postanowił nawiązać za sprawą swoich pomysłów do "Black Hand Inn". Taki kierunek wskazuje przede wszystkim bliźniaczo podobna okładka najnowszego dzieła zatytułowanego "Hymns of Triumph and Death".

Ced jakimś czasem ogłosił, że zawiesza działalność Blazon Stone, bo męczące jest ciągnięcie projektu, który nie jest pełnoprawnym zespołem. Poszukiwania odpowiednich muzyków jest męczące, ale na szczęście Ced postanowił wydać nowy album. Za partie wokalne znów odpowiada Erik Forsberg, który nie raz pokazał, że pasuje do takiego grania idealnie. Na nowej płycie pokazuje jak świetnym wokalista jest. Jeśli chodzi o styl to Ced serwuje nam to co od pierwszych płyt, czyli stary dobry Running Wild. Na nowej płycie Ced mocno nawiązuje do "Black Hand Inn" i wszystko byłoby pięknie gdyby nie to że siła utworów na płycie nie jest tak mocna jak na poprzednich płytach. Mamy po prostu hity o nieco niższej klasie jakości, ale to wciąż świetna piracka przygoda, która odświeża znane i ukochane patenty Running wild.

Podoba mi się otwarcie w postaci "Triumph and death" który jest najciekawszym otwarciem w historii Blazon Stone. Duża dawka melodyjności i świetne nawiązanie do intra z "Black hand inn". Mocnym uderzeniem jest rozpędzony i przebojowy "Heart of Stone", który jest świetną wariacją na temat "Black Hand inn". To jest killer jaki się oczekuje od Blazon Stone. Dalej mamy równie szybki i żywiołowy "Dance of the dead", w którym Ced daje popis swoich imponujących umiejętności. Wciąż zachwyca swoją pomysłowością i techniką. Troszkę inaczej brzmi "Iron Fist of Rock", bowiem jest bardziej heavy metalowo, bardziej zadziornie. Ced pokazuje, że  potrafi stworzyć hit na miarę "The soulless".  Znakomicie wypada przebojowy i bardziej urozmaicony "Hellbound for the ocean", który znów odzwierciedla stare dobre czasy Running wild. Lekki, melodyjny "Blood of the fallen" to rasowy hit i nawiązuje do ostatnich płyt Rock;n rolfa. Mocny riff i duża dawka energii to atuty "Cheating the reaper". Ced nieco zaskakuje ostrzejszym riffem w "Slaves & masters",który również mocno nawiązuje do "Black Hand inn". Dalej mamy równie ciekawy i rozpędzony "Wavebreakers". Na sam koniec Ced prezentuje speed metalowy "Howells Victory", który znów nawiązuje do "Black Hand inn" i jeszcze "Wild Horde", który uderza w rejony "Blazon stone".

5 album pod szyldem Blazon Stone, a Ced wciąż trzyma wysoki poziomie. Nie ma może efektu zaskoczenia i takich emocji jak przy poprzednich płytach. Jednak Ced i jego geniusz sprawia, że płyta mimo słabszej siły przebojowości i tak zachwyca. Po prostu starego Running wild nigdy za wiele. Jestem niezmiernie wdzięczny, że są jeszcze takie młode i uzdolnione osoby jak Ced, który potrafią kontynuować spuściznę Running Wild. Moze jest to nieco słabszy album Blazon Stone, ale i tak jest to perełka godna uwagi.

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz