Dzień w którym Ced Forsberg zabrał swój projekt muzyczny o nazwie Blazon Stone w trasę koncertową po paru festiwalach w Europie było dla wielu fanów jego talentu spełnieniem marzeń. Znakomity wirtuoz gitary, pomysłowy kompozytor i fan starego Running Wild jakim jest Ced to gratka dla fanów zobaczyć go w akcji na żywo. Nie każdy miał szansę zobaczyć Blazon Stone na żywo, ale Ced zadbał i o tych fanów. Zarejestrował koncert podczas festiwalu Headbangers open air i to jest nie lada gratka dla fanów Blazon Stone. " Live in the dark" to koncertówka z prawdziwego zdarzenia i taki hołd dla koncertowych albumów z lat 80.
By ruszyć na wielkie wody Ced musiał zaprosić muzyków z doświadczeniem, którzy nie będą się bać dzielić z nim sceny. Na wokalu pojawił się Philp Forsell z Anthem, na perkusji Daniel Sjorgen z Bloodbound, a także Jimmy Mattson z Planet Rain. Świetny skład to połowa sukcesu, tutaj mamy też znakomitą atmosferą i żywą publikę. Emocje gwarantowane i do tego ten klimat z koncertówek lat 80. Dużym plusem jest tutaj bez wątpienia znakomita setlista, która zawiera kawałki z "Down in the dark", ale też największe hity Blazon Stone. Na start mamy intro i tytułowy utwór z "Down in the dark", czyli album który był promowany przede wszystkim na żywo. Jest energia i piracki klimat, tak więc jest zabawa przednia. Słychać też że Philip ma świetny kontakt z publiką. Nie mogło zabraknąć przebojowego i melodyjnego "Soldier Blue", który jest prawdziwym killerem. Kocham "A traitor among us" bo to czysty running wild w starym wydaniu. Świetnie ten utwór brzmi na żywo, po prostu petarda. Spokojniejszy i bardziej stonowany "Hang drawn and quarted" pozwala złapać oddech przed kolejnym atakiem killerów. Piracki hymn w postaci "Black dawn of the Crossbones" to jeden z moich ulubionych kawałków z "War of the roses" i cieszy jego obecność w setliście. Speed metalowa jazda to urok "Eagle Warriors", który na żywo ma w sobie jeszcze więcej energii. Z "Return to port royal" zagrano tylko "Stand Your line" i to chyba jedyny minus tego wydawnictwa. Pojawiają się jeszcze takie hity jak rozpędzony "Born to be wild" czy epicki i rozbudowany "War of the roses". Na koniec mamy jeden z moich ulubionych kawałków Blazon Stone czyli "Rock out".
Koncertówka marzeń i płyta która przypomina klimatem "Ready for boarding" Running Wild. Klimat lat 80 daje tutaj o sobie znać, a Ced z kumplami stworzył nie samowitą atmosferę. Najlepsze hity Blazon Stone na żywo to prawdziwa uczta i oby Blazon Stone w końcu stał się prawdziwym bandem w najbliższej przyszłości. Marzy o tym nie tylko Ced, ale i jego fani.
Ocena: 10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz