Strony

sobota, 19 października 2019

INDUCTION - Induction (2019)

Pora pochylić się nad kolejnym wielkim dziełem. To coś więcej niż kolejny power metalowy album tego roku. To nie jakaś tam sezonowa płyta, która za jakiś czas pójdzie w odstawkę.  Mówimy o dziele, który jest wstanie poruszyć serca i umysły.  Takie płyty potrafią przejść do historii i na długo zapaść w pamięci. Czeski Induction został założony w 2014 r z inicjatywy gitarzysty Martina Becka i ta kapela postanowiła grać power metal. Jednak to nie jest oklepany i słodki power metalu jakiego pełno na rynku. Mówimy tu o power metalu, w którym pełno jest elementów epickiego heavy metalu, czy nawet progresywnego, a wszystko jest utrzymane w podniosłym i symfonicznym stylu.Band wykreował swój własny styl i właśnie tym kupią słuchaczy. Debiutancki krążek zatytułowany "Indusction" to gratka dla fanów Epica, Firewind, Rhapsody, Powerwolf, czy Ayeron. Jasne jakieś tam elementy tych zespołów da się wyłapać, jednak band nikogo nie kopiuje.

Dla fanów Sinbreed też jest miła niespodzianka, bowiem rolę wokalisty pełni tutaj  Nick Holleman. Przyznam się, że dopiero w tej kapeli błyszczy i pokazuje jak utalentowany jest wokalistą. Idealnie pasuje do takiej stylistyki.

Brawa należą się również pozostałym muzykom, zwłaszcza Tim Hansen i Martin Beck pokazują klasę. Znajdziemy tutaj bardzo dojrzałe partie gitarowe i wyszukane melodie. Nie ma mowy o banalnych motywach czy oklepanych zagrywkach. To wszystko brzmi niezwykle świeżo. Warto wspomnieć, że Tim Hansen to syn Kaia Hansena. Miło widzieć, że syn idzie w ślady ojca i jest równie utalentowany. Dla mnie jako maniaka Kaia Hansena jest to dodatkowy atut tego dzieła.

Dużym plusem tego wydawnictwa jest bez wątpienia klimatyczna okładka i do tego dochodzi mocne, soczyste brzmienie, które uwypukla znakomitą pracę gitarzystów i dynamiczną sekcję rytmiczną. Nie ma tu miejsca na fuszerkę i słychać, że to płyta doświadczonych ludzi, a nie amatorów. 

No to otwórzmy te drzwi do innego wymiaru, do świata magii i czarów. Podniosłe melodie i filmowy charakter "A massage in sand" od razu przyprawiają o dreszcze. Pojawia się myśl, że ta płyta może być niezłym przeżyciem. Symfoniczne ozdobniki zapraszają nas do znakomitego "By the Time" i tutaj nawet nutka progresywności i agresji znakomicie współgra z symfonicznym power metalem. Brzmi to świeżo i zjawiskowo. Band idzie pod prąd i stara się nas pozytywnie zaskoczyć. Ta sztuka wychodzi im znakomicie. Posłuchajcie refren i dajcie się porwać Induction.  Echa Firewind można wyłapać w mocnym i zadziornym "Pay the Price".  Ta kapela zaskakuje swoją pomysłowością i aranżacjami, a taki podniosły "the outwitted consecration" jest tego najlepszym przykładem. Po raz kolejny band wkracza w filmowy klimat. Co za klimat, co za emocje. Jest również miejsce na wolny i romantyczny "Hiraeth" i tutaj można poczuć progresywny charakter zespołu. W podobnej tonacji utrzymany jest podniosły i nowoczesny "Mirror Make Believe", w którym swój gościnny udział zalicza Kai Hansen. Jego wokal i partie gitarowe nadają kawałkowi mocy i niezwykłej przebojowości. Prawdziwy killer! Emocje nie opadają w magicznym i emocjonalnym "At the Bottom". Fanom Epica czy Lords of Black może się spodobać mroczny i agresywny "The Riddle". Końcówka płyty jest równie emocjonująco, bo pojawia się przebojowy "My verdict" i marszowy, ponury "Sorrows Lullaby".

Induction nagrał płytę jedyną w swoim rodzaju. To dzieło jest kompletne i wykracza poza znane granice. Jest power metal, ten melodyjny i przebojowy. Jednak jest też podniosły symfoniczny metal, który nadaje całości znakomitego klimatu. Jest też nutka progresywności i nowoczesności, a to wszystko zagrane z polotem i pomysłem. Do tego obecność wokalisty Sinbreed, Kaia Hansena i jego syna nadają tej płycie jeszcze takiej wyjątkowości. Tim Hansen jest utalentowany jak ojciec, ale najlepsze że próbuje być sobą i stworzyć coś własnego. Świetny start, a ta płyta to petarda!

Ocena: 10/10

10 komentarzy:

  1. Posłuchałem kilka razy i owszem niezła muza. Myślę że kolejne będą lepsze, zawsze rozwój i pomoc ojca powinno dać efekty.Ale żeby zaraz 10/10??? to mocna przesada. Max 7/10. Jeśli to jest dla ciebie max to nie zostawiasz sobie pola do lepszych. Pozdrawiam to ja Stefan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo autor ma chyba niezbyt dobrze skalibrowaną skalę ocen, nie chce dyskutować w sprawie tej konkretnej płyty, bo nie słuchałem ale za dużo tu ocen 9/10 i 10/10, w 10 stopniowej skali to powinno się wybrać kilka albumów które uważamy za absolutnie genialne i jeśli coś doskoczy do tego poziomu to jest warte dychy, wtedy ta dycha to jest jakaś informacja dla czytelnika, oczywiście odbiór muzyki to rzecz subiektywna, każdy ma jakieś preferencje, ale jakby te 10/10 były przyznawane rzadziej to by bardziej zwracały uwagę.

      Usuń
  2. Niestety bardzo slaba plyta. Przykro sluchac takiego albumu. Brzmienie plaskie, sztuczne. Wokal nieciekawy, perkusja brzmi bardzo kiepsko. Jedynie gitary daja w miare rade. Podejrzewam, ze to pewnie zasluga zlej produkcji albumu, obecnie jest to już chyba bolaczka tego typu zespolow. Brak tu gestosci, osadzenia instrumentow, ciezaru i namacalnosci. Calosc brzmi plasko, sztucznie i zbyt cyfrowo. Zdecydowanie wole stare poczciwe Helloween lub jakikolwiek kultowy krazek z lat 80/90. Nawet nie które plyty wydane w nowym millenium brzmia calkiem niezle jak na nasze zdominowane cyfrowym dzwiekiem czasy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widać fana winyli:) śmiech na sali.Tęskni za latami 80-tymi. Miałem w latach 1975-1980 wspaniały sprzęt (tak mi się wtedy wydawało) kolumny altusy-100 (głośniki Pioneera)i wzmacniacz ws-jakiś tam chyba 303 lub 305 coś w tym stylu. Gramofon miał wkładkę schure-a lub podobną. Wszystko niby na poziomie w tamtych czasach. Ale dla podbicia mocy wlutowałem opornik na potencjometr!!!to dopiero było brzmienie. Wysokie syczały a dół trząsł szklankami u sąsiada.Winyle amerykańskie bo cienkie i głęboki rowek lub japońce. Dziś inne czasy ale nie pitol głupot że są źle nagrywane!. Tylko sprzęt masz za słaby. Akurat INDUCTION w formie cd raczej niedostępny jedynie przez ich stronę na zamówienie, format cyfrowy na spotti i brzmienie przez kompa cienkie. Dopóty nie wysłuchasz tego z cd na dobrym sprzęcie nie docenisz. Ja słucham na spoti 3-5 razy tylko dla określenia czy warto kupić cd czy nie. Jeśli treść jest ok to kupuję i na 100 kupionych może 1 była poniżej poziomu. Teraz mam sprzęt dobrany przez siebie i każdy element był wcześniej testowany w studiu na odsłuch by mnie pasowało. Do poweru musisz mieć moc i bardzo szeroki zakres. Salon Q-21 w Pabianicach jest ok , są pomocni ustawią ci kilka i przełączając się wybierzesz ten o pasującym brzmieniu.To nie reklama bo w Łodzi też mi pomógł Digital. Onkyo-odtwarzacz cd wzmacniacz a-950, kolumny szwedzkie audio pro avanto i sub-klipsch choć do cd raczej niepotrzebny.To dopiero chodzi. Uwierz że naprawdę niewielkie pieniądze trzeba włożyć by pasowało. Może gdybym słuchał muzy poważnej lub jazzu to co innego. Określaj w przyszłości raczej zawartość a nie jakość bo to jest różnica. Za dużo się rozpisałem i tak tu niewielu pisze lub doradza, widać gdyby Zenek Martyniuk tu był to tłum by szalał.Jaki naród taka muzyka. to ja stefan:)

      Usuń
    2. �� Nie mam i nigdy nie mialem zadnej plyty winylowej. Plyt cd w swojej kolekcji mam naprawdę sporo, czesc z nich to wydania japonskie. Muzyki slucham na wzmacniaczu lampowym, wraz z odtwarzaczem cd lub odtwarzaczem strumieniowym plikow flac + kolumny na dobrych glosnikach z magnesami alnico. W obecnych czasach coraz wiecej zespolow ma problemy z prawidlowa realizacja dzwieku. Chyba termin loudness war jest wszystkim znany. Wystarczy porownac jakikolwiek album wydany w latach 80 lub troszke pozniej z materialem wspolczesnym i otrzymamy spore roznice w dynamice dzwieku. Nawet ten sam krazek wydany pierwotnie w np. 1990 i wznowiony w 2019 bedzie brzmial inaczej. Ps. Ta płytka zainteresowala mnie ze wzgledu na udzial syna Kaia Hansena, ale srogo się zawiodlem. Już wole Edguy lub Avantasie ��

      Usuń
  3. Chyba za 3 razem ta muza do mnie dotarła. 8/10

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej późno niż wcale:). Ale ogólnie tyłka nie urywa.Jest powyżej średniej ale dziś to za mało , szczególnie gdy ma się takie korzenie:)

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj, do 10-ątki do na razie daleko (według mnie).
    Jest potencjał, to słychać.
    Debiut dobry 7/10.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wracając na moment do tej płyty, nadzieja że następna będzie lepsza też jest na wyrost. Bo często się zdarza że debiut był najlepszy. Mam na bieżąco przykład hiszpańskiej kapeli ADAMANTIA. Tu jeszcze kapela nieznana a u mnie od roku często debiutancki krążek U.N.O. w piecyku -bo jest zajebista, 10/10 język hiszpański nie przeszkadza. Niedawno pojawił się 2 krążek -PANDORA-(oba dostępne na spoti) i niestety zawód na całej linii. I co z tego że pięknie nagrany (jak większość hiszpańskich) jak moc i power zmiękczony i niestrawny. Ale zjazd duży i gdyby to był debiut nawet bym nie słuchał do końca.Ano właśnie tak często bywa.

    OdpowiedzUsuń