Strony

niedziela, 1 grudnia 2019

BULLETRAID - Time travellers (2019)

W 2016 roku pisałem o mini albumie wrocławskiej formacji o nazwie Bulletraid. Ten młody band uraczył mnie szczerym przekazem i miłością do klasycznego metalu. Poczułem się jakby ktoś wymieszał znane i uwielbiane przeze mnie kapele metalowe z lat 80. Taki był "Louder than hell", który miał swoje wady i zalety. Wiedziałem, że Bulletraid ma potencjał i stać ich na ciekawy debiutancki krążek. "Time Travellers" nie zawodzi i śmiało może konkurować z naszymi najlepszymi kapelami. W zasadzie band tak dobrze tutaj brzmi, że można mierzyć w rynek zagraniczny. W skrócie można by napisać, że jest to płyta lepsza niż mini album i zapraszam do kupna, ale ta płyta wymaga głębszej analizy, a i band zasługuje na pochwały.

Przede wszystkim, mamy tutaj zmiany, bo w kapeli pojawiło się dwóch nowych gitarzystów.  Kamil Turczynowicz i Michał Bugała znakomicie się dogadują i dają czadu. Nie brakuje szybkich motywów, jak i ciekawych złożonych solówek. Klasyczne podejście do tematu jest po prostu urocze. Klimat lat 80 cały czas nam towarzyszy. Tym razem jednak band próbuje nieco bardziej urozmaicać swoją muzyką. Słychać nie tylko klasyczny metal, ale mamy też patenty thrash metalowe, może z pogranicza hard rocka czy NWOBHM. Kawał dobrej roboty robi tu wokalista Grzegorz Kolasiński, który momentami przypomina mi charyzmatycznego Pavy Wagnera z Rage czy Pieta Sielcka z Iron Savior. Bardzo ciekawy głos i zapada w pamięci.

Na plus zaliczę o wiele ciekawszą i bardziej dopracowaną szatę graficzną niż ta znana nam z mini albumu. Poprawie uległo brzmienie, które jest bardziej podrasowane. Jest agresywnie, ale z poszanowaniem klasyki.

"Bored With Love
" to właściwie jedyny kawałek, który jakoś mi nie pasuje przy tym albumie. Kawałek za bardzo rockowy, za dużo komercyjny, a za mało konkretny.  Dobrze dopasowano otwieracz, bo klimatyczny "Unholy Crusade" z lekkim, nastrojowym intrem robi tutaj robotę. Słychać dojrzałość muzyków i bardziej intryguje aranżacje. Brud, niemiecka toporność daje o sobie znać w stonowanym "Damnations Eye". Coś dla fanów Accept, czy też Rage. Buletraid bardzo korzystnie wypada w szybszych kawałkach i taki energiczny "Sword of Destiny" to prawdziwa petarda. W podobnej stylistyce jest utrzymany "Time Travellers". Co za moc i chwytliwy refren. No muszę przyznać, że na długo zapadł mi w pamięci. Prosty i melodyjny "Oathkeeper" to rasowy przebój i wokalista znakomicie daje się ponieść uczuciom. Idealny kawałek na koncerty i do wspólnej zabawy z publiką.  Sama melodia jakoś kojarzy mi się troszkę z Gamma Ray i Iron maiden. Z kolei "Nuclear salvation" ma motyw główny nieco podobny do "Blood of the nations" Accept. Kolejny mocny punkt na tej płycie i kolejny hicior. Całość zamyka melodyjny "Masters of Rock", który jest hołdem dla żelaznej dziewicy, ale też choćby Running wild.

Polska to nie tylko Crystal Viper, Roadhog, Axe Crazy, czy Scream maker, to również Bulletraid. Nie boję się tego sformułowania, bo ekipa z Wrocławia tworzy świetną muzykę na światowym poziomie. Słucha się tego nie zwykle przyjemnie i chce się więcej. "Time Travellers" to jak nazwa wskazuje, prawdziwa podróż w czasie, Cofnęliśmy się do lat 80 i ja tu zostaję wraz z muzyką Bulletraid.

Ocena: 8.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz