5 lat czekaliśmy na nowe wydawnictwo super grupy Shadowquest. Trochę czasu minęło, ale w szeregach tej formacji nic się nie zmieniło. Mamy ten sam skład, ten sam styl, a to zawsze jest dobry znak. W sumie debiut był na tyle udany, że nie dziwię się że band kontynuuje to co zaczął na "Armoured IV Pain". Dalej mamy energiczny i dynamiczny heavy/power metal, który brzmi jak mieszanka hammerfall, bloodbound i helloween. Tym razem jest wszystko na bardzo dobrym poziomie i jest to album, który trzeba znać. Ja czuje nie dosyt i brakuje mi efektu "wow", który towarzyszył mi przy debiucie.
"Gallows of eden" to płyta doświadczonych muzyków i to słychać. Mocne soczyste i wyraziste brzmienie to prawdziwy atut tego wydawnictwa. To tylko podkreśla partie muzyków i instrumentalnie dzieje się i to sporo. Jednak mocne riffy i drapieżność to nie wszystko. Trzeba umieć posługiwać się melodia i porwać słuchacza. Z tym jest różnie, ale całościowo album wypada bardzo dobrze. Peter i Ragnar tworzą ciekawe partie, choć brakuje mi tutaj elementu zaskoczenia i troszkę świeżości. Jest moc i pazur, a to ważna cecha. Oczywiście Patrik Selleby jest nie zawodny i to napędza band.
Pomówmy o zawartości. "The Avenger" to wymarzony otwieracz. Killer w czystej postaci. Z mocnym riffem, ostrym wokalem i chwytliwym refrenem. Niestety cały album taki nie jest. Bardzo dobre wrażenie robi równie dynamiczny i zadziorny "Titans of War", który brzmi jak mieszanka Bloodbound i Primal Fear. Praca gitar jest tutaj zdumiewająca. Nie przemawia do mnie stonowany "Gallows of eden", który brzmi jak kiepska kopia Hammerfall. 100 % power metalu mamy w rozpędzonym i nieco helloweenowym "Guardian of Heaven". Energia bije z "Armageddon" i tutaj znów dużo się dzieje. Kawałek brzmi jak hołd dla Primal Fear i podoba mi się taka koncepcja. Podobać się może radosny i przebojowy "Dr. Midnight", który jest mieszanką stylów wypracowanych przez Helloween czy Gamma Ray. Prosty riff i łatwy w odbiorze robi tutaj dużą robotę. Mamy też niestety słabsze momenty jak choćby "Caught in a flame" i nie pomaga nawet cover Helloween, który wypada niestety średnio.
Shadowquest nagrał udany album, ale do ideału troszkę brakuje. Minusem jest nie równy materiał i brak elementu zaskoczenia. Cover Helloween też wypadł nijako. Mamy natomiast sporo killerów, które ratują ten album. Płyta zasługuje na uwagę, to na pewno.
Ocena: 8/10
Słucham tej płyty już 4-ty raz. Czy jest gorsza od pierwszej? nie zgodzę się, ma wykop ma melodię i nie nudzi. Spokojnie mogę ją postawić obok 1 i zawsze chętnie sięgnę po obie:). Popieram 8/10 gdyż nie jestem zwolennikiem rzucania 10/10 na lewo i prawo. To jest dobra muza i niech tak zostanie. Muszę przyznać że wyszło ostatnio kilka bardzo ciekawych krążków -wręcz mi czasu brakuje by to przesłuchać. Ale nie odpuszczę każda po kilka razy musi być wysłuchana i to kilka razy. Teraz na przemian ShadowQuest i Southern Skies-remnants of a repeated future pt.1. Też mocna rzecz i muszę przyznać że to dopiero początek lutego a tu już 6 perełek na półkę poszło. No no jak tak dalej będzie to kobitkę przebiję w ilości sukienek i butów.:)STEFAN
OdpowiedzUsuń