Ten rok zaczynał się dość dziwnie, bo ciężko było o naprawdę dobry album z heavy metal czy power metalem. Jednak obecnie jest wysyp naprawdę ciekawych płyt i w sumie łapię się na tym że zaskakują mnie kapele, które nie mają większego doświadczenia. Tegoroczne debiuty bywają naprawdę intrygujące i zaskakujące. Kolejnym ciekawym debiutem w tym roku jest bez wątpienia meksykański Jet Jaguar. Oj czego to nie znajdziemy na ich debiutanckim krążku "Endless Night". Klasyczny heavy metal w stylu Accept czy Judas Priest? Jest. Glam Metal spod znaku Motley Crue, czy Twisted Snider? Też znajdziemy. Nawet hard rock inspirowany Dokken czy Def Leppard też jest obecny na "Endless Night". Mamy też troszkę speed metalu w stylu Enforcer czy Skull Fist. Jestem w szoku, że band tak to wszystko ładnie poskładał do kupy i dał na taki genialny album.
Co mnie zaskakuje to, że band tak sypie ciekawymi melodiami i zaskakuje świeżością. Ciężko zaskoczyć w tak sprawdzonych i oklepanych dziedzinach, a tutaj proszę. Młodość wygrywa i to bez dwóch zdań. Panowie są głodni sukcesu i ta ich miłość do lat 80 bije z ich muzyki. Można tego słuchać w nieskończoność i delektować się tymi wszystkimi smaczkami. Kilka słów pochwały należy się wokaliście, który sieje tutaj spustoszenie. Raz sprawdza się w szybkich speed metalowych kawałkach, a drugi raz łapie za serce swoim klimatycznym wokalem w rockowych utworach. Co za wachlarz umiejętności i chylę przed nim czoło. Prawdziwy fenomen. Sergio i Nehuen stworzyli wyjątkowo zgrany duet gitarowy i każdy riff i solówka jest na wagę złota. Jest w tym wszystkim pazur, ale i lekkość i finezja. Można tych popisów gitarowych słuchać i słuchać. Czysta przyjemność.
Zawartość to tak naprawdę 44 minut muzyki zawartej w 10 kawałkach. Zaczyna się klimatycznie, Futurystyczne syntezatory otwierają "Jet Jaguar". Co za pomysłowy riff od razu nas atakuje. Szczęka mi opada i chcę jeszcze więcej tej meksykańskiej mieszanki. Niezwykła energia bije z tego kawałka, a to co wyprawia Maxx Mendoza za sitkiem przechodzi ludzkie wyobrażenia. Skoczny riff zaskakuje przebojowością w "Mr. Lee". Znakomita mieszanka Accept, Dokken i Def Leppard. Utwór szybko wpada w ucho. Glam Metal w stylu Motley Crue czaruje nas w przebojowym i nieco lżejszym "Blinding Lights". W takiej formule band też bardzo dobrze sobie radzi. Przyspieszamy w "R.O.D" i znów jestem oczarowany. Co za szybkość, za agresja i przebojowość. To tak jeszcze można grać w dzisiejszych czasach? Kocham takie granie. Lekki i nieco komercyjny hard rock to jest właśnie co wyróżnia "Tormenta". Kolejny udany hicior na płycie. Stary Judas Priest i Def Leppard wybrzmiewa w prostym, ale jakże uroczym "Up to the Top". Wychowałem się na takich dźwięków i może dlatego wymiękłem przy tym kawałku? A może to urok tej kapeli? No mają coś takiego, że działają na mnie jak magnes. Podobnie brzmi rockowy "No surrender", który również pokazuje jak band potrafi być elastyczny. Warto też wspomnieć o petardzie w postaci speed metalowego "Final Prayers". Znów mi szczęka opadła. Tak nie brzmi band który debiutuje.
Nie da się inaczej pisać o tym albumie inaczej niż w kategoriach zachwytu. Tak będą ochy i achy, bo "Endless night" na to zasługuje. Tutaj band idealnie wymieszał gatunki, które kocham i na których się wychowałem. Riffy i solówki są tak oldschoolowe, że aż łezka w oku się nie raz zakręciła. Wokalista Maxx to prawdziwa bestia i jestem pełen podziwu jeśli chodzi o jego talent. Muzycy nie brzmią tutaj jak jacyś debiutanci. Działają już 6 lat, ale jest przed nimi świetlana przyszłość. Nie dziwię się że wygrali bitwę w 2017r na Wacken Open Air. Brać w ciemno i chwalić pod niebiosa
Ocena: 10/10
Ze trzy lata temu grali koncert w Bielsku Białej. Publika liczyła z 15 osób ale w ogóle się tym nie przejmowali i zagrali genialny koncert 👍👍👍
OdpowiedzUsuń