Po wielu perturbacjach i zawirowaniach niemiecki Ravian wydał w końcu w tym roku swój debiutancki album. "Kinsmen from afar" to debiut, który zasługuję uwagę fanów symfonicznego heavy/power metalu. To kapela, która przemyca coś Orden Ogan, coś z Rhapsody, Nightwish, Kamelot, ale nie oczekujcie jakiejś kalki tamtych zespołów. Są inspiracje, ale band próbuje wykreować własny styl i pomysł na symfoniczny metal. Nie jest może to najlepszy album jaki słyszałem w tym roku, ale to wciąż wysokiej klasy granie.
Co kryje się za tą klimatyczną okładką, która przykuwa uwagę? Bardzo dobrze skrojona muzyka, która opiera się na pomysłowych i złożonych aranżacjach. Phil i Lucian zadbali o ciekawe i wciągające partie gitarowe, a klawiszowiec Gilbert dba o klimat i podniosłość całej płyty. Dużo się w sumie dzieje i nie ma miejsca na nudę. Całość spina ciekawe i charyzmatyczny wokalista Jan. Dobrze wypada nieco progresywny "The king is dead" czy podniosły "Forging the Fate", który momentami brzmi jak Falconer. Folkowe zacięcie pojawia się w energicznym "Lay of Solace". Nie do końca przemawia do mnie rozbudowany i nieco spokojniejszy "Time will tell". Mamy też nieco bardziej power metalowy "Through the fields". Podniosły "victoriously" też jest uroczy i pokazuje że w kapeli drzemie potencjał. Kolejny killer na płycie to przebojowy i niezwykle melodyjny "Call for revenge". Znakomicie prezentuje się też power metalowy "back to my land" i znów band porywa słuchacza ciekawymi zagrywkami gitarowymi i pomysłowością. Bardzo dobrze to brzmi i idealnie pokazuje potencjał tej kapeli. No jest moc!
Ravian zaprezentował album przemyślany, dojrzały i niezwykle podniosły. Jest tutaj wszystkiego co powinna mieć płyta z kręgu symfonicznego metalu. To jeszcze może nie perfekcja, ale bez wątpienia granie na wysokim poziomie. Zobaczymy co przyniesie przyszłość i w jakim kierunku pójdzie Ravian. Póki co warto obczaić ich jakże udany debiut.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz