Strony
▼
sobota, 12 czerwca 2021
HELLOWEEN - Helloween (2021)
Każdy z nas może śmiało jednym tchem wymienić swoje ukochane zespoły. Te które ukształtowały nasz gust muzyczny i nasz upodobania co do danego rodzaju muzyki heavy metalowej. U mnie wybór byłby bardzo prosty. Numer jeden to Running wild, a moja pasja do power metalu zrodziła się za sprawą tak naprawdę Helloween. Mini Lp "Helloween" i "Walls of Jericho" to był szok i miłość od pierwszego wejrzenia. Głos Kaia Hansena na zrobił na mnie mega wrażenia i tak potem znalazłem jego własny band Gamma ray, który jest tym trzecim najważniejszym zespołem. Jednak wszystko zaczęło się od Helloween. Miłość, staja się fascynacją, a fascynacja obsesją. Pierwszy okres z Kaiem Hansenem na wokalu to kwintesencja stylu Kaia hansena i jego geniuszu. Potem nastała era strażnika siedmiu kluczy i fenomen głosu Kiske. Tak to był złoty okres Helloween i dał podwaliny pod power metal. Za ich sprawą powstało wiele naśladowników i wiele czerpało garściami z ich muzyki. Szkoda, że ten złoty okres trwał bardzo krótki i nie było dane nam usłyszeć duetu Hansena i Kiske, którzy byli w tamtym czasie podstawą zespołu Helloween. Potem nastała era Derisa, którzy jedni kochają a inni nie nawidzą. To zupełnie inny wokalista, który łączy coś z głosu Hansena i coś z Kiske. Nadał on nowego życia Helloween, który odbijał się od dna po "Chameleon". Czy to nam się podoba czy nie to on uratował ten band. Za jego kadencji też powstały świetne albumy, które można śmiało postawić obok pierwszych płyt. "The time of the Oath", czy "Better than raw" to klasyki. Kapela troszkę pod upadła przy okazji "My god given right", który był troszkę nijaki i całościowy zawiódł moje oczekiwania. Przez ten cały czas mojej fascynacji muzyką Helloween miałem jedną marzenie. Chciałem usłyszeć jeszcze Helloween z Kiske i Hansenem na pokładzie. To było marzenie mało realne.
Kiske odsunął się w cień, grając pop rock, Kai realizował się z Gamma ray, a Helloween nagrywał równie udane albumy. Panom jakoś nigdy nie było po drodze. Kiske wystąpił gościnnie na "Land of the Free" Gamma ray, ale to jeszcze nie było to. Kolejnym krokiem Kiske w stronę metalu okazał się udział w metalowej operze Avantasia. Jednak nie wiele się zmieniło i Kiske dalej grał swój pop-rock. Były potem różne projekty muzyczne Micheala i Place Vendome, czy Kiske/Sommerville nie sprawiły, że Kiske wrócił na dobre do power metalu. Ważną rolę w powrocie Micheala do metalu odegrał Tobias Sammet z Avantasia, który z każdym udziałem Kiske na swoim albumie zbliżał do występu Kiske na koncercie Avantasia. No i nadszedł wielki dzień kiedy w ramach Avantasia spotkał się ponownie Kiske i Hansen. Znowu odżyły wspomnienia i panowie znów postanowili razem grać. Kai dołączył do zespołu Kiske, czyli Unisonic. Wielu fanów widziało w tym zespole Helloween mark II. Padały pytania odnośnie reaktywacji starego składu Helloween i w sumie Kiske zarzekał się że do tego nigdy nie dojdzie. Fani wciąż wierzyli. Rokiem przewrotnym był rok 2016, kiedy to ogłoszono planowaną trasę koncertową "Pumkins united" z udziałem Kaia Hansena i Micheala Kiske. Został w składzie Gerstner i Deris, więc to było coś wyjątkowego. Trasa była wielkim wydarzeniem i nic dziwnego, że panowie postanowili nagrać wspólnie album. Owocem tego jest "Helloween". Marzenia się spełniają i ta płyta to na pewna tego dowód. Na wstępie powiem, że nie odpowiada tytuł płyty, no ale co zrobić? 18 czerwiec to data premiery płyty. Jakże ważny dzień dla fanów Helloween. Ta nie pewność i szybsze bicie serca. Co nas czeka na płycie? Powrót do korzeni? Nowa odsłona Keeperów? A może wypisz wymaluj era derisa? O to jest pytanie!
Pierwszy utwór który powstał w tym składzie to "Pumpkins United" i pokazał, że panowie chcą tak naprawdę połączyć coś z ery Derisa i coś Kiske czy nawet czasów "Walls of jericho". Ten kawałek jest mega przebojowy i oddaje styl Helloween. Właśnie myślałem, że taki będzie album. Niby recepta jest podobna. Kiske wysunięty w refrenach, Kai bardziej wspomaga w refrenach, a Derisa jest pełno w zwrotkach czy czasami w refrenie. Brawo dla Helloween, że udało się wybrnąć z gry na 3 wokale i panowie znakomicie się uzupełniają, co pokazali na trasie "Pumpkins united". Nie często spotyka się sytuację, że mamy w zespole 7 osób, przy czym jest 3 wokalistów i 3 gitarzystów. Helloween poradził sobie z tym stanem rzeczy. Został zrobiony szum wokół nadchodzącej płyty, Eliran Kantor stworzył magiczną okładkę i to jeszcze narysowaną ręcznie. Charlie Bauerfriend i Dennis ward zadbali o mocne i wyraziste brzmienie. A Dani Loble za sprawą pałeczek Ingo Schwichtenberga przywrócił ducha jego gry. To jest mocny punkt tej płyty.
Powroty po latach, zwłaszcza wielkich kapel to presja ze strony fanów i recenzentów, którzy mają wielkie ciśnienie na nowy album z klasycznym składem wielkiego zespołu. Helloween miał czas na stworzenie ponadczasowego albumu. Była pandemia, był czas i nikt nikogo nie gonił. Jednak mam wrażenie, że coś poszło nie tak. Mamy 12 utworów, ale za mało tutaj kompozycji Hansena, za mało takiego rasowego grania w stylu Helloween. Ciężko rozpatrywać nowy album Helloween w kategorii power metalowego krążka i w kategorii samych płyt Helloween. "Straight out of hell" to był album energiczny, power metalowy i mega przebojowy. "7 sinenrs" mroczny i ciężki, "Gambling with the devil" miał sporo killerów i rasowego helloweenowego grania. Nawet "Keeper 3" miał sporo klasycznego helloween w sobie. Nie wspomnę o klasykach z lat 90. Ciężko zestawić z każdym z tych albumów owy "Helloween" z roku 2021. Band chciał brzmieć klasycznie i zarazem współcześnie, chciał uchwycić magię keeperów, chciał brzmieć agresywnie jak z ostatnich płyt Helloween z Derisem. Wyszła dziwna mieszanka. Jest heavy metal rodem z judas priest, czy ostatnich płyt Hellowen czy Gamma ray. Jest nutka hard rocka z płyt Unisonic czy nawet Place Vendome. Słychać projektów muzycznych Kiske, w tym avantasia czy Kiske/sommervillem. Głos Kiske zawsze jest magiczny i zaczaruje nawet w słabszych i nijakich kompozycjach, ale tutaj nawet on nie odczaruje tego co tutaj mamy. A co mamy?
Odpalamy płytę i mamy ciche wkraczanie gitar. Jest mrocznie i wszystko rozpędza się powoli. Zaczyna się "Out for the Glory" autorstwa Micheala Weiketha. Ponad 7 minutowy utwór, który na pewno zaliczyć należy do najjaśniejszych momentów tej płyty. Jest sporo Kiske w zwrotkach i refrenie. Czuć gdzieś tam klimat strażnika, ale nie ma efektu wow. Co poszło nie tak? Riff po prostu jest tylko solidny i niczym specjalnym się nie wyróżnia. Tutaj co mnie zaskoczyło to głos Hansena, który wspiera Kiske w refrenie. Kiedy słychać "I am vengeance" to są ciarki i przypomina się maniera Roba Halforda. Naprawdę świetna dyspozycja Hansena. Szkoda, że jest praktycznie nie obecny wokalnie na płycie. Kolejny problem nowej płyty to niezbyt atrakcyjne solówki. Panowie w przeszłości mieli ciekawsze popisy gitarowe, a mając 3 tak utalentowanych gitarzystów można działać cuda. Otwieracz na pewno jest ciekawy, choć za bardzo rozciągnięty na siłę. Płytę promował "Fear of the Fallen" autorstwa Derisa. Co ciekawe, na początku jakoś też w pełni mi nie pasował ten utwór. Te zwolnienia i w kółko powtarzane "Decide" nieco potrafi drażnić. Utwór zyskuje z czasem i wyróżnia się na tle innych kompozycji z tej płyty. W końcu jakieś złożone pojedynki na solówki i refren, który faktycznie wgniata w fotel i przypomina czasy "Keeeper of the seven keys". Jednak dużo tutaj Helloween z czasów "Gambling with the devil" czy "Straight out of hell". Ten utwór pokazuje, jak świetnie dogadują się wokaliści i jak się uzupełniają. To jest atrakcja tej płyty i to co napędza ten album i zwiększa jego wartość. Kto z nas nie marzył, żeby usłyszeć Derisa w duecie z Kiske? Czysta magia! Panowie starą się trzymać dobrą passę i dalej mamy jeden z moich faworytów na tej płycie. Deris i Gerstner stworzyli przebojowy "Best time". Ktoś mówił, że kawałek ma coś z "I want out" i faktycznie tak jest, choć sam utwór ma bardziej hard rockowy feeling. Tak skojarzenia z Unisonic są jak najbardziej na miejscu. Sam riff czy główna melodia to ukłon w stronę projektu "Kiske / Sommervile". Utwór wpada w ucho i potrafi oczarować chwytliwą melodią czy podniosłym refrenem, w którym króluje Kiske. Pojawia się również za sitkiem Hansen, choć też jako wsparcie w refrenie. Genialny utwór, tylko ile w tym jest power metalu? No właśnie za mało jak na Helloween. Mocne wejście Grosskopfa w "Mass pollution" przywołuje czasy "Keeper legacy" i utworu "The invisible man". Tak klimat podobny i jego hard rockowy feeling przywołuje na myśl czasy tamtego albumy, ale też ostatniego "My god given right". Refren i riff to taki nieco bliźniak do "If gods love rock;n roll". Na pewno jest to przebój, ale czy tak wielki jak "Power" czy "Where the rain grows"? No nieco niższa liga, ale to wciąż świetny heavy metal z nutką hard rocka i power metalu. W refrenie czaruje Kiske, który chce podziałać na zmysły fanów i przypomnieć czasy "Keeperów". Spokojnie i nieco balladowo zaczyna się "Angels" autorstwa Gerstnera. Zaczynają się schody. Pokręcony i chaotyczny utwór. Kiske śpiewa do progresywnego kawałka? Dziwnie to brzmi. Czasami refren potrafi poruszyć, ale już nie wpada w ucho. 4 minutowy utwór a ciągnie się jakby trwał wieki. "Rise without chains" autorstwa Derisa, też brzmi jakby to był odrzut "My god given right". Tak wiem jest szybkie tempo, jest wyczekiwany power metal, ale kurde stać ich na coś lepszego. Znów akcja Kiske w refrenie i przypomnienie czasów "Keepera". Tylko czemu riff taki jakiś dziecinny, a refren w ogóle nie zapada w pamięci? Może coś ze mną jest nie tak? Jest solidny i plus za szybsze tempo. Narzekałem też na "Idestructuctible" autorstwa Grosskopfa, który brzmi jak miks ostatniej płyty Unisonic i Gamma ray. Riff rodem z Judas Priest może i dobry, ale czy to jest Helloween na jaki czekaliśmy? Z kolei refren przypomina "Exceptional" unisonic. Dobrze się słucha tego kawałka, ale też mało jakoś tutaj power metalu. Nie ma tego efektu wow, pomimo że kawałek dobry i jest to kolejny mocny punkt "Helloween". Czytałem, że "Robot King" to ma być killer. Nie jest to "Eagle Fly free", a raczej coś pokroju "Battle's won". Toporny refren jak i riff, to dalekie od najlepszych hitów Helloween. Co w tym kawałku jest warte uwagi to melodyjne i skrojone nieco w starym stylu solówki. "Cyanide" to kolejny utwór autorstwa Derisa. Zaczyna się ciekawie, bo mamy solówki i taki klimaty starego Helloween, a potem znów riff rodem z Judas Priest. Znów dużo heavy metalu i hard rocka, a jakoś mało power metalu i helloween. To taki solidny metalowy kawałek, który przypomina ostatnie płyty Helloween. Nie ma euforii i znów spory niedosyt. Nastrojowo zaczyna się "Down in the dumps", ale znów toporne dźwięki i mało atrakcyjnego grania w solówkach. Motyw główny też niczym nie zachwyca. Kiske ma tutaj ciekawe momenty i same solówki to znowu taki Helloween jaki znamy i kochamy. Tak są ciekawe momenty, ale brakuje tak naprawdę killerów. Nic tak naprawdę nie wiele wnosi instrumentalny "Orbit" Hansena. Oj miał wiele ciekawych instrumentalnych kawałków w swojej karierze. Ten jakoś nic nie wnosi do płyty. Klimatem najbliżej mu do "Follow the Sign". Jest jeden utwór, który w pełni przypomina czasy klucznika i który najlepiej połączył czasy Derisa i Kiske, a jest to oczywiście "Skyfall" autorstwa Hansena. Definicja stylu Hansena i Helloween. Słychać na wstępie melodię niczym z "March of Time" potem wkracza riff rodem z "Walls of Jericho". Epickość z "Keeper of the seven keys" i motyw przed refrenem który nasuwa namyśl Avantasia. Jest tutaj wszystko, bo i nawet sporo z Gamma Ray. Przepiękny finał i najlepszy kawałek z tej płyty. Ta albumowa wersja jest gorsza niż ta znana z singla. "Vocal mix" to najciekawsza wersja, gdzie jest więcej wokali Hansena. Tutaj czuć magię i tak powinien brzmieć cały album. Jest power metal, jest przebojowość i ciekawe solówki. Tego mi brakuje niemal w każdym utworze.
Wielu już mówi o najlepszej płycie roku i najlepszym okresie Helloween. Okres może idealnym pod względem koncertowym, bo jest szansa usłyszeć klasyki Helloween z głosem Kiske czy Hansena. Jednak ten album pokazuje, że panowie nie potrafią nagrać spójny album i przede wszystkim krążek power metalowy. Dziwne, że ojcowie power metalu grają heavy metal z hard rockiem z nutką power metalu. Za mało tego ognia, przebojów i tej lekkości, czy radości, z której Helloween przecież słynął. Dziwne uczucie, kiedy klasyki Derisa są o wiele ciekawsze niż dzieło "Helloween" gdzie jest obecny Kiske i Hansen. Marzenie się spełniło i dostałem długo wyczekiwany album z Kiske i Hansenem, a teraz niech wróci stan jaki był przed "Pumpkins United". Chciałbym usłyszeć nowy album Gamma Ray, czy Unisonic, które miały więcej z muzyki Helloween niż nowy album Helloween. Pojawiły się łzy, ale nie ze szczęścia, tylko smutku, że zmarnowano ogromny potencjał jaki drzemał w tym składzie. Zobaczymy co przyniesie przyszłość? Zobaczymy jak potoczą się losy Helloween, czy właśnie wspomnianego gamma ray. Wielu z Was wciąż czeka i liczy, że to nieprawda, że recenzent pisze głupoty i dostanie jeden z najlepszych albumów dyniowatych. Zostanie on w pamięci jako pierwszy album, gdzie spotkał się Kiske, Deris i Hansen. Dzięki temu już się zapisał w historii zespołu, szkoda że nie za sprawą zawartej muzyki.
Ocena: 6.5/10
Okładka lepsza niż zawartość. Czułem, że tak wyjdzie. Dobrego nie trzeba reklamować, a tu marketing był tak dowalony, że już tylko brakowało żeby mi jeszcze z lodówki wyskoczył materiał promujący tą płytę. Według tych wszystkich opłaconych relacji, wywiadów itd. to wynikało, że otrzymamy najlepszy metalowy album XXI wieku, a tu z dużej chmury mały deszcz.
OdpowiedzUsuńOtóż to metal voice zachwalał i inni piszą że och achy, ale kurde jak to ma być kiedy płyta nawet daleka jest od straight out of hell, 7 sinner's niesiegajac po klasyki typu better than Raw czy time of the oath. Gamma ray miał więcej z klasycznego Helloween. Skyfall najlepszy choć też nie jest idealny. Czekam na opinie innych i chętnie poczytam jak bronią tego krążka. Trzeba być ślepym i tyle. Są o wiele lepsze płyty w tym roku i taka jest prawda. Okladka to najlepsza rzecz z tej płyty. Smutne i ciężki mi pisać te słowa.
UsuńNie ma co bronić. To było łatwe do przewidzenia, że ekipa która ostatnią w całości dobrą płytę nagrała 20 lat temu, wypuści kolejnego komercyjnego i pozbawionego ambiji/pomysłów klocka. Że Kiske? Litości... Tylko Hansena szkoda.
OdpowiedzUsuńOj szkoda😪 mógł dalej się realizować w gamma ray. No jestem ciekaw jak dalej będzie to wyglądać? Co będzie z Gamma ray?
UsuńPower metal nigdy nie był moim ulubionym odłamem metalu. Recenzja w sumie pozytywna, wysłuchane kawałki całkiem dobre. Wiem od absolutnych idoli wymagamy absolutnie genialnej muzyki, a oni... zazwyczaj zawodzą. Jednak tylko 6.5 ? gdy na tym portalu daje się 8 i 9 czy nawet 10 totalnym epigonom to chyba przesada.
OdpowiedzUsuńNie wymagam genialnej muzyki ale jak to a się do ostatnich płyt unisonic czy Gamma ray. Nowy helloween zawodzi i taka jest prawda. Tak są oceny 8 czy 9 bo owe płyty mają to coś. Wnoszą świeżość albo po prostu zachwycają swoimi utworami i aranżacjami. Nowy bloodbound, vexillum, warrior path, evermore, czy thorium to świetne płyty i zasługują na swoje oceny. HELLOWEEN nie nagrał takiej płyty a 6.5 to i tak wysoka ocena. Jeśli ktoś lubi my god given right to i nowy album helloween mu się spodoba. Kilka fajnych momentów i skyfall czy fear of the Fallen to za mało. Kocham helloween i wiele do szczęścia mi nie trzeba bo uwielbiam wracać nawet do Keepera 3 czy gambling with the devil. A nowy album nudzi z każdym odsłuchem.
OdpowiedzUsuńZ tą oceną za Bloodbound to jednak powienieneś się schować za stogiem siana :) Warrior Path też nie zachwycił...
OdpowiedzUsuńW ogóle ten rok w metalu to jakiś dramat po prostu, ubiegłego lata miałem już kilkanaście lecących w kółko killerów, tutaj tylko Marius Danielsen, Wheel, Winterage, Witherfall i Sunstorm zasługują na uwagę...no może jeszcze nowe Burning Witches...
Ty tak serio z tym burning witches? 😮 No to ja się schowam z bloodbound no ale ten nurning witches też śmiesznie wygląda 🙂 bloodbound nagrał świetna płytę i są same hity i w sumie jest sporo perełek w tym roku ale jak widać każdy ma inny gust😁
UsuńDla mnie najlepszy Burning Witches - melodie mało oczywiste, zaskakujące, sporo świeżości, interesująca opowieść w tle, żadnego plastikowego gwiazdorstwa jak u niebieskowłosej Alissy.
OdpowiedzUsuńBloodbound może było fajne na dwóch, no może trzech płytach, jeszcze czwórką z Morią trzymała poziom rzemieślniczy, potem już tylko kindermetal pod Sabaton ;p
No ja tam tego nie slysze ale ok😁 w metalu jest fajne to że każdy znajdzie coś dla siebie😁 mnie sporo płyt zachwyciło i znów będę miał problem wybrać te 10 najlepszych albumow🤔 grunt że ty masz frajdę z burning witches a ja z bloodbound😁 ciekawi mnie twoja opinia o nowym helloween. Daj znać jak odsluchasz😁
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc po nachalnej akcji reklamowej, twojej recenzji i moich słusznych przypuszczeniach mam małą ochotę na to, ale zrobię to dla ciebie :)
OdpowiedzUsuńJuż jest wypożyczalni więc czekam na opinie😁 kto wie może napiszesz ze to płyta roku? 😁
UsuńPowiem tak: nie byłem nigdy jakimś ogromnym fanem Helloween, co więcej, ich muzyka była dla mnie ,,po prostu dobra", jednakowoż ocena ogólna tej płyty jest bardzo, bardzo mocno tendencyjna. Sprawdziłem tę płytę ot tak z zupełnej ciekawości i proszę - mamy tu bardzo ciekawe zaśpiewy, znakomite refreny, naprawdę ciekawe riffy, solówki które gdy już się pokazują są zagrane naprawdę bardzo pieczołowicie. Przebojowość płyty i killery takie jak ,,Fear Of The Fallen", ,,Best Time", ,,Mass Pollution", ,,Indestructible" (co za riff, solówka i refren!), ,,Robot King", ,,Cyanide" czy wreszcie ,,Skyfall" (kawałek jest faktycznie fantastyczny) zasługują na Uznanie przez wielkie U! Moja ocena? Absolutnie 8+/10, zgadzam się więc zdecydowanie z innymi recenzentami. Może to przez pryzmat faktu, iż nigdy nie byłem fanem Helloween i nowa bardziej heavy metalowa wizja tego bandu mi bardziej odpowiada? Wiem jednak, że na pewno ocena 6+ jest oceną bardzo mocno do skorygowania.
OdpowiedzUsuńNo każdy ma swoje zdanie. Nic nie skoryguje o za dużo tu echa my god given right. Przebojenijak się nie mają do takiego straight out of hell czy 7 sinner's. Jak dla mnie chaotycznie ona siłę chcieli połączyć erę Derisa i Kiske. Tak wymieniłeś najlepsze kawałki. Aczkolwiek taki robot King czy angels jest nudny dla mnie i nijaki. Killery i hity były na poprzednich płytach. Ta jest solidna i tyle
UsuńNo dobra, w sumie ze skorygowaniem to i ja mocno tendencyjnie napisałem, jednakowoż zdecydowanie nie zgadzam się z tak negatywnym zdaniem o owej płycie. Angels faktycznie jest kawałkiem słabszym, ale Robot King, moim zdaniem, wciąga.
UsuńCzy jest negatywna recenzja? Jest 6.5a nie 3 😁 płyta miewa momenty i może jest dobra ale ja czuję rozczarowanie. Będę wracał i słuchał o każdy album Helloween słucham iw racam do każdego bo kocham ten band. Jednak wolę ost album unisonic czy Gamma ray. Ja widziałbym powrót w stylu avantasia metal opera gdzie Kiske przypomniał czasy keeperow. Naprawdę chciałem żeby to była płyta roku ale nie chce się sam oszukiwać. Best Times i mass poltution, indestructible czy fear of the Fallen no i skyfall to udane kompozycje i jest przebłysk. Mało jakoś poweru i więcej hard rocka czy heavy i tego mi brakuje. Była szansa nagrać power metalowa petarde. A tak jest tylko dobrze i to jest to moje rozczarowanie. Dalej uważam że są lepsze płyty w tym roku. No i z katologu helloween też jest sporo lepszych płyt od tej.
UsuńJestem świeżo po odsłuchu. Oto oceny w skali 0-10 (bez Orbit i bonusów, o czym zaraz)
OdpowiedzUsuń7,4,5,4,3,6,6,6,7,4 i 6, czyli wyszło średnio 5.8/10
Kilka słów komentarza. Płyta generalnie jest pozbawiona inspiracji i dobrych melodii. Kiske pieje nieziemsko i w kategoriach karykatury wokalnej roku ustąpi chyba tylko Ripperowi z krążka KK Downinga. Trzech gitar nie słychać. Generalnie najgorzej jest jak Kiske śpiewa szybko w niby-patatjkowych zwrotkach, po czym wchodzi Deris na jakimś wolnym przebiegu...dramat. Pierwszy numer "Out of the Glory" jest generalnie na 5/10, ale dwa punkty dorzucam za najlepsze solówki na całym albumie. Największym skandalem jest "Angels" i tu od razu nasuwają się potworki z modern-metalowego 7 Sinners. Koszmar. Jeślibym miał wybrać jakiś numer definiujący całość, byłby to "Down in the Dumps" - ot, grają by coś grać. W "Skyfall" kilkakrotnie pojawia się głos Hansena i od razu robi się ciekawie, ale ostatecznie rozmywa się to wszystko w graniu miałkim i na siłę przeciąganym.
I teraz wisienka na torcie: pierwszy bonusik "Golden Times" - tak to właśnie powinno brzmieć! Jest dawny Helloween i w ten deseń powinni uderzyć, anie jakieśAvantazje jak tu Łukasz zasugerował. Świetny numer i nawet wokal nie drażni. Żeby nie było jednak za miodnie zaraz następuje drugi bonus "Save My Hide" i to typowy Deris z modern-czasów, okropieństwo, nie da się słuchać.
Co mnie tam obchodzą achy i ochy z koncertów, ta płyta jest po prostu nijaka. Para w gwizdek. Wszystko nasuwa skojarzenia z powrotem Deep Purple na "Battle Rages On" - kasa, panie, kasa się liczy. Głupi fan i tak kupi, co nie? :)
Uff a myślałem że ja mam coś że słuchem. Płyta miewa momenty ale to za mało. Ja najlepiej wspominam skyfall potem best timeimass polution za refren i tak samo fear of the Fallen. Ogólnie jednak to nudy. Hansen trzyma chyba swoje killery na gamma ray😁
UsuńBiorąc pod uwagę ogólny poziom płyt power metalowych w tym roku (czyli totalna mierność, z paroma wyjątkami) to ta płyta jest po prostu fenomenalna. I piszę to jako osoba która nigdy nie była fanem Helloween/Gamma Ray, wokal Kiske wywoływał u mnie zawsze politowanie, a Hansena najbardziej doceniam za wokalny udział w dwóch najlepszych kawałkach Blind Guardiana ;) świetna płyta i w końcu w tym roku usłyszałem jakieś porządne melodie w power metalu
OdpowiedzUsuńOj wiele płyt było lepszych od helloween. Słyszałeś evermore, vexillum, steelfox, edu falaschi i, winterage, reinforcer, czy labirynt?
UsuńProste pytanie: gdzie te fenomenalne melodie? Niby w tym Robot King?
UsuńJakoś w ogóle w tych komentarzach się przewijają opinie ludzi nie kumających Helloween z dawnych czasów (nie słuchałem wcześniej, nie znałem bla bla), co tylko potwierdza moją teorię, że nówkę głównie łykają moderniści jacyś
Otóż to. Też odnoszę takie wrazebie🙄 nowy album to lepsza wersja my god given right z nutka unisonic. Nito dobre ni to źle. Średniak. Mało w tym helloween, tego rasowego dynamicznego i power metalowego. Lepsze to jest od takiego time of the oath. The dark ride. Better than Raw? Bo do Keeperow czy walls of jericho to w ogóle nie ma startu. No ale musi być zachwyt bo to helloween i powrót Kiske i do Hansena. Ciekawe jskie byłyby opinie gdyby nie ich obecność?
UsuńNatomiast zamykanie się na to co było kiedyś, staroszkolniacy, jest słabe. Nie można iść kryteriami tego rodzaju, że dany album jest słaby, bo o, kiedyś dany band nagrał coś innego, był bardziej power czy heavy metalowy, a teraz to nie; to funkcjonuje na zasadzie ,,Kurła, kiedyś to byjo a teroz to ni mo!". Helloween nagrali dobry album heavy metalowy z domieszką hard rocka i power metalu, niektóre kompozycje są ciekawe (fenomenalnych no nie ma), inne jak Angels są zdecydowanie słabsze, wręcz do wyrzucenia. Nie ma sensu już rozwodzić się dalej nad tą płytą, niech będzie konsensus, iż 7 to intratna ocena (jednemu koledze wyszło 5.8 więc w zaokrągleniu 6, mnie 8, więc myślę, iż spotkanie pośrodku będzie odpowiednie) i tyle.
UsuńW sumie racja nie ma się co rozplywac😁 ale ja nawet nie porównuję z Keepera i bo to nie ma sensu. Cofnę się o 3 albumy wstecz i mamy przebojowy i bardziej power metalowy straight out of hell który zawiera hard rockowy live now czy waiting for thunder ale brzmiało to autentycznie i chwytliwe, nie było wymuszone. 7 sinner's miał heavy metalowy pazur. Taki are you metal praktycznie bije cały nowy album. Trzeba porównywać z innymi płytami bo trzeba mieć jakąś miarę. Gdyby nie nazwiska i nazwa helloween to nie padały by takie oceny. Dobra czas na inne płyty 😁
UsuńNo i wreszcie ja muszę coś dorzucić po przeczytaniu tego przepychania ocen. Tak w ogóle to dzięki za złe oceny bo już płyta spada w cenie (zwykła 36 zł a digi za 60)może Mystic się wystraszył że nałykał się jak pelikan a tu wyszła kiszka. Za stary jestem i dawno nic nie pisałem bo jak z 5 razy bym nie wysłuchał to nie zabieram głosu. są płyty które wyrzucam po 1 razie, a tu nieeee.. Słucham i słucham próbując to ogarnąć. I powiem wam że albo ja jestem za starej daty choć drugiego takiego maniaka power nie znam albo coś jest nie tak bo płyta czym dłużej ją słucham tym bardziej mnie wciąga. To ja powiem 9/10 i nie dlatego że Helloween kocham -bo nie kocham po prostu lubię ich kilka płyt na czele z Better. Tu naprawdę dużo się dzieje choć to nie power nawalanka i widzę w niej potencjał. Ja ją kupię bo jest warta 36 zł. Kocham power z Victoriusa czy Metal de Facto ale to jest co innego, grają dojrzale płyta jest dobrze nagrana i jest soczysto choć miejscami przekombinowane,ale nie przeszkadza bo jest to chwilowe. Porównanie z Winterage na który czekałem (i się zawiodłem tymi skrzypcami w szczególności) głupio wypada bo to jak porównać krzesło z krzesłem elektrycznym niby to samo a jednak efekt inny.Jedyne z czy się zgadzam to że mało płyt power w tym roku z prawdziwego zdarzenia i tu obronię prowadzącego bo Bloodbound jest super. Choć mam czas dla wnuka a nie tylko katuję sprzęt. Wasz Stefan pozdrawia
OdpowiedzUsuńZ większą ilością odtworzeń faktycznie płyta nabiera więcej dobrego, jednakowoż muszę się także zgodzić z Recenzentem, iż 7 Sinners i samo ,,Are you metal?" jest po prostu lepsze. Nie zgodzę się jednak z Bloodbound, jest ono średnie, mocno średnie. Pozdrawiam :)
UsuńNie, no Better Than Raw to miazga po całości (poza niepotrzebnym Handful Of Pain) i najlepsza płyta z Derisem w ogóle, ale to były inne czasy, inna epoka i inny marketing.
UsuńJednak ten rok nie jest tragiczny bo wyszło kilka dobrych rzeczy np; NR. 1 Immortal Guardian-psychosomatic czy Orden Ogan
OdpowiedzUsuńPłyta na 9 i pół gwiazdki. Byłaby dycha gdyby zamiast Cynide znalazł się Golden times. Tyle w temacie
OdpowiedzUsuńAle jest, tylko w wersji digi. Więc płyta jest dobra i nie pojmuję tych zawiedzionych szlochów. Widać młodzi nie pojmą tego że niektóre płyty wchodzą od razu inne trzeba kilka razy wysłuchać. Płyta spoko na 8,5 bo 10 to nie dam gdyż to jest zarezerwowane dla wybitnych pozycji a na razie tylko Immortal Guardian to spełnił w tym roku no i może Memories of Old
OdpowiedzUsuńJa liczyłem na cos więcej niż na dobrą płytę i to jest moje własne wewnętrzne rozczarowanie bo kocham ten band. Skyfall i golden Times ma ta magię to coś. Golden Times również wymiata i ogólnie ni ejest źle, ale taki angels czy robot King brzmią jak popluczyny po my god given right. Płyta jest dobra. Na pewno jest epicka i ciekawsza niż poprzednik
UsuńE tam, od razu szlochów, przeciętne to jest i tyle w temacie. W sumie jakby jeszcze raz spojrzeć na oczekiwania, potencjał i rozdmuchany balonik, to nawet dla mnie jedno z większych rozczarowań roku obok Holy Mother, Therion i Agent Steel...
UsuńA to całe Memories Of Old to w ogóle z zeszłego roku jest.
Ty to niewiele z tej encyklopedii wiesz jak nie wiesz że Memories of Old miało premierę 2.04.2021 w Polsce ale jak znam takich to pewno już z rok wcześniej słuchał. Ja też ją kupiłem z Band camp wcześniej ale liczy się premiera oficjalna i niewielu coś wcześniej o niej wiedziało
OdpowiedzUsuńCiekawe rzeczy mi tu prawisz, Stefanku...
OdpowiedzUsuńCD z plakatem i naklejką, wydawca Limb Music wydano we wrześniu 2020
www.discogs.com/MEMORIES-OF-OLD-The-Zeramin-Game/release/15927746
Owszem napisałem że kupiłem ją w sierpniu-wrześniu 2020 z bandcamp, nie mniej w Polsce oficjalna premiera to już ten rok. Przyznaję że kupuję na bandcamp, czy e-buy czy innych zachodnich stronach. Płytę często się tak wydaje nie mniej ja liczę dostępność w Polsce. Dlatego napisałem że zaliczam ją do tego roku. Jest tak dobra że może mieć i 10 lat
UsuńSzanowni znawcy metalu dlaczego nikt z Was nie napisał że początek pierwszego kawałka to kopia riffu Slayera?
OdpowiedzUsuńNo chyba że nie słuchaliście nigdy tej zacnej kapeli.
Ta kopia jest tylko przez parę sekund😁 ale tak jest zzynka z slayer.
UsuńWszystko już gdzieś było w większej czy mniejszej ekspozycji. Ciężko teraz czymś nowatorskim zaskoczyć. A Slayera tylko 1 mogę wysłuchać. Tym bardziej że dawno temu sam je z zachodu przywiozłem (na winylu-ech jak dawno to było) chyba jako jeden z pierwszych w Polsce i na volumenie opyliłem za straszne pieniądze razem z Exciterami czy Mercyfulem. Była tam taka grupka maniaków tej muzy i łykali wszystko co nowe z metalu.Fajne czasy. A najlepsze w tym wszystkim że ludzie łykali wtedy za często 1 pensję !!! tak tak, średnia cena była 3-5 tys za szt przy pensji 8-9 tys a Slayery i Excitery szły po 10 tys. Choć przyznaję że rekord pobił winyl italo disco: SAVAGE . Ktoś z prowadzących dał 12 tys !!!. To były czasy
OdpowiedzUsuńPrzesłuchałem kilka razy i odkładam na półkę na długo żeby przeznaczyć te 60 minut na bardziej strawne pozycje niż kilka kawałków.
OdpowiedzUsuńMoże king Hansen wyda z GR coś lepszego.
Po wysłuchaniu całej płyty, a nie tylko tych kilku promocyjnych kawałków, nie pozostaje mi nic innego jak zgodzić się z oceną ,,powermetal,,. A tak na marginesie, poprzednia płyta Helloween ,, My god given right,, to jak dla mnie płyta znakomita !
OdpowiedzUsuńW sumie, że napisano już wszystko dodam, że odpaliłem sobie wczoraj kawałek "The Saints" z mocno przeciętnej płyty "Gambling With The Devil" i chyba takiego grania właśnie spodziewałem się po nowej płycie: czegoś z pazurem, ogniem, chwytliwą melodią i helołinkowym powerem. Z dodatkiem aromatu dyniowego humoru - tymczasem nówka brzmi zbyt poważnie, bez przymrużenia oka, nabzdyczyli się chłopaki jakby coś chcieli komuś udowodnic.
OdpowiedzUsuńTen album to z pewnością nie nędza z bryndzą, ale rozwodniony kefir na pewno. Do łykania bez popity.
A ja dzisiaj odpaliłem ost album gamma ray😁 seven taki master of the confussion to jest to a gambling with the devil ma sporo killerów. Taki dreamboind to jest helloween jaki kocham i oczekiwalem
UsuńWitam! Jako długoletni fan Helloween z dużym zainteresowaniem obserwuję Wasze komentarze na temat najnowszego dzieła kapeli. W końcu po wielu przesłuchaniach zdecydowałem się zabrać głos. Muszę przyznać, że na początku byłem rozczarowany. Podobnie, jak wielu z Was miałem ogromne, wręcz niebotyczne oczekiwania, co do tego albumu. Musicie się zgodzić, że w takiej sytuacji nie warto wyciągać wniosków zbyt szybko. Tym bardziej, że "Helloween", to album który zdecydowanie zyskuje z czasem. Jak dla mnie kapitalne są utwory Weikatha "Robot King", "Down In The Dumps" i "Out For The Glory". To totalnie odjechany, wystrzałowy power metal z mnóstwem inwencji. Nieźle wypadają "Skyfall" Hansena (tutaj obraz całości psuje autoplagiat z "Just A Little Sign"), "Best Time" i "Angels" Gerstnera, czy "Indestructible" Groskopfa. Niestety, co jest dla mnie dużym rozczarowaniem nie stanął na wysokości zadania Andi Deris. "Fear Of The Fallen" i " Mass Polution" są świetne, ale już "Cyanide" i "Rise Without Chains", to mocno przeciętne numery, które zaniżają średnią. Podsumowując, jak dla mnie płyta dobra, z kilkoma porywającymi kawałkami, jednak do ideału nieco brakuje. 7.5-8/10. Pozdrawiam
UsuńHelloween is the most exciting thing Helloween’s crafted in a long time, they made this all work. Even that cover art with its callbacks to Walls of Jericho and the mysterious Keeper dude tossing keys willy-nilly is a win. The album grows with every spin and there’s a lot of quality moments to savor. I hope they can maintain this patch. The owner of this blog is one of the worst editors I have ever read!
OdpowiedzUsuńDla mnie dycha... Arcydzieło bez dwóch zdań!
OdpowiedzUsuń