Strony
▼
sobota, 26 lutego 2022
SCORPIONS - rock believer (2022)
O pracy nad nowym albumem Scorpions poinformował swoich fanów jeszcze w roku 2019. Za sprawą pandemii "Rock Believer" dopiero swoją premierę miał wczoraj tj 25 lutego roku 2022. Kawał czasu by dopracować album i wydać coś godnego tej marki. Scorpions to gigant jeśli chodzi o hard rocka i wiele z ich płyt to klasyki, albo bardzo mocne dzieła. Jasne były wpadki jak "Eye to Eye" czy balladowy "Pure Instict", ale od czasu wydania "Unbreakable" band trzyma wysoki poziom. W końcu wrócili na właściwe tory, a taki "Sting in the tail" to album godny klasyków z lat 80. Najlepsze jest to, że przy promocji "Rock believer" używano porównań do "Blackout", "Animal Magnetism" czy "Love at first sting". Mocne słowa, które zazwyczaj trzeba brać na chłodno. Jednak tym razem muzycy nie pomylili się i faktycznie najnowsze dzieło Niemców to klasyka i śmiało można postawić obok wyżej wspomnianych arcydzieł.
7 lat minęło od ostatniej płyty, a w międzyczasie band zasilił Mikkey Dee, którego fani mocnych dźwięków dobrze znają. Brzmienie jest zadziorne i znakomicie słychać właśnie sekcję rytmiczną. Mikkey wnosi sporo energii do zespołu i to słychać od pierwszych dźwięków. Brzmienie jest niczym z płyt wydanych w latach 80, co mnie mocno cieszy. No i muszę pochwalić band za świetną okładkę, która idealnie wpasowuje się w okładki płyt z lat 80. Moje pierwsze skojarzenie to oczywiście "Blackout". Single i cała machina marketingowa zaostrzyła tylko mój apetyt na ten krążek i powiew wam, że dostałem naprawdę przemyślany album, który oddaje piękno muzyki Scorpions. Tutaj wszystko to co ukształtowało ich styl. Doszły oczywiście nowe hity, które również będą nieśmiertelne.
Otwieracz "Gas in the tank" to hard rockowa petarda z nutką heavy metalowego pazura. No i od razu jest radość, bowiem słychać nawiązania do klasyki typu "Blackout". Klasycznie brzmi szybki i zadziorny "Roots in my boots". Oj dawno nie było w Scorpions tyle energii i klasycznego wydźwięku. Brakowało mi tego na płytach wydanych w latach 90 czy też późniejszych. Bywały przebłyski, ale zazwyczaj płyta miewały też słabsze momenty. Tutaj tego nie ma. Jest klasycznie, a całość jest spójna i na wysokim poziomie. Partie gitarowe Schenkera i Jabsa są pełne wigoru, pomysłowości i mocy. Ten bas Pawła jest uroczy w "knock em dead" , który jest kolejny hitem na płycie. Gitary brzmią niczym w "Blackout", "lovedrive" czy "Animal Magnetism". Prosty i zarazem mocno hard rockowy kawałek. Imponuje też swoją formą Klaus Meine, który mimo swoich lat wciąż brzmi bardzo dobrze i słychać jeszcze pazur i moc w jego głosie. Brawo! Znakomicie wypromował ten album z pewnością udostępnione wcześniej single. Taki rozpędzony "Peacemaker", czy przebojowy "Rock Believer" z stadionowym refrenem z pewnością na stałe dołączą do setlisty koncertowej Scorpions. Klasa sama w sobie. Elementy heavy metalowe można wyłapać w klimatycznym "Shining for your soul", który mocno czerpie z "Is there anybody there?". Furorę robi tutaj bez wątpienia mocny i agresywny riff, a także przebojowy refren. Sporo się tutaj dzieje i tak Scorpions od lat nie grał. Podobne emocje wzbudza "Seventh Sun", który ma coś z "The zoo" i "China White". Gitarzyści i pokazują, że wciąż potrafią zaskoczyć i zaimponować ciekawymi partiami. Dużo dobrego się tutaj dzieje. Ciekawie wypada również energiczny i nieco rock'n rollowy "When i lay my bones to rest". Troszkę odstaje nijaki jak dla mnie "Call of the wild". Na szczęście wynagradza to naprawdę udana ballada w postaci "When you know (where you come from). Ballady zawsze mieli klimatyczne i pełne uczuć. Tak też jest tym razem, ale cieszy że płyta jest hard rockowa, a nie pełna ballad. Tak powinno być.
Scorpions w sumie dokonał niemożliwego i nagrał płytę, która jest dla nich tym czym jest "Firepower" dla Judas Priest. Panowie nagrali jedną z najlepszych płyt w swojej karierze, która definiuje ich styl, a także ogromny sukces. Na taką płytę czekałem od paru ładnych lat. Nagrywali dobre albumy, ale żaden oprócz "Sting in the tail" nie zbliżył się klimatem i jakością do kultowych płyt z lat 80. Tej się to udało. Warto było czekać! Dzięki scorpions za taką piękną perełkę i mam nadzieję, że to nie koniec i jeszcze nagrać kilka podobnych płyt!
Ocena: 9/10
Muzyka Scorpions od kiedy pamiętam, gdzieś tam zawsze była obecna w tej mojej wędrówce przez życie. Niewinne początki, bo to smak i zapach papierosów Marlboro przy słuchaniu ich najdziwniejszej płyty, ,,Lonesome Crow,, . ,, Animals Magnetism,, nagrywany z radia w damskim internacie, później ich słynne ballady ,,When the Smoke is Going Down,, i ,,Still Lovin You,, słuchane z wojskowej pryczy w sobotnie wieczory, gdy Marek Niedźwiedzki nadawał LPPIII. ,,Wind of Change,, to oczywiście upadek berlińskiego muru i ostatnie podrygi czerwonego kolosa. A z czym ,,Rock Believer,, będzie się już zawsze kojarzył ? Nie mam wątpliwości, gdyby jeszcze okładka była w niebieskim kolorze, a napisy pozostały żółte...
OdpowiedzUsuńŚwietny album
OdpowiedzUsuń