Strony

niedziela, 17 kwietnia 2022

SHAMAN - Rescue (2022)

W roku 2018r Shaman reaktywował się w klasycznym składzie i miło było znów zobaczyć Andre Matosa w tym zespole. W końcu poza Angrą, to właśnie w Shaman błyszczał i nagrał równie świetną muzykę, która przetrwała po dzień dzisiejszy. Matos tragicznie odszedł, a Shaman postanowił nie poddawać się i dalej tworzyć nową muzyką.  Wokalistą został Alirio Netto z Avalanch, a klawiszowcem Fabio Ribeiro, który grywał z Andre Matosem. Czy bez Matosa może się to udać?  Odpowiedź znajdziemy na najnowszym krążku zatytułowanym "Rescue". Płyta ukaże się 18 maja nakładem wytwórni King Records.

Shaman o dziwo trzyma się swojego stylu i choć nie ma Matosa, to jednak słychać że to Shaman. Band oczywiście nie zmiennie gra progresywny metal z nutką power metalu. Nowy skład daje radę i muszę przyznać, że jest hołd dla starych płyt z Matosem. Wyrazy uznania dla wokalisty Netto, bowiem na tej płycie daje czadu i wnosi sporo świeżości. Ma talent i technikę na miarę Andre Matosa i ta jego barwa pasuje tutaj idealnie. Brzmienie soczyste, oddające w pełni klimat brazylijskiej sceny metalowej. Kto kocha progresywny metal ten szybko odnajdzie się na tej płycie, bowiem pełno tu pokręconych melodii i złożonych motywów. Dzieje się sporo, choć czasami jest troszkę dla mnie za spokojnie, przez co brakuje mocy i odpowiedniej dynamiki. Słuchając zawartości można momentami poczuć się jakby to był kolejny album zespołu Angra. Wokalista wymiata, a jak reszta zespołu? Sekcja rytmiczna mocna, pełna urozmaicenia i cały czas trzymają wysoki poziom. Troszkę ospale momentami gra gitarzysta Hugo i brakuje tutaj momentami jakiegoś zrywu i czegoś mocniejszego. Duży plus za klimat i szeroki wachlarz dostarczanych dźwięków. Dla fanów progresywnych dźwięków będzie to z pewnością uczta.

Jest na płycie kilka wartościowych perełek. Jedną  z nich jest przebojowy "Time is running out", który mimo progresywnej oprawy imponuje szybkością, zadziornością i power metalową stylistyką. Tak to jest petarda i przykład, że Shaman wciąż stać na świetne kompozycje. Dużo dzieje się w rozbudowanym "The i inside", w którym też doszukamy się elementów power metalowych, co mnie bardzo cieszy. Kolejny pozytywny kawałek na tej płycie. Nie przeszkadza mi też nieco komercyjny, nieco rockowy "Dont let it rain". Jest to nawet ciekawe rozegrane i jest w tym jakiś pomysł. Shaman potrafi wykreować tajemniczy klimat i bawić się konwencją progresywnego power metalu i taki pokręcony "The spirit" to znakomity przykład tego. Jednak mimo kilku perełek jest kilka zbędnych kawałków i słabszych momentów. Taki "What if" czy nijaki "Resilence" to są właśnie przykłady takich wpadek.

Okładka nasuwa na myśl stare płyty Shaman. Nie ma Andre Matosa, a band stara się pozbierać i dalej funkcjonować. Wokalista robi kawał dobrej roboty i znakomicie oddaje hołd dla Andre. Ma to coś w swoim głosie i potrafi czarować. Band grać potrafi i potrafi też komponować świetne kawałki co słychać na tym albumie. Czego zabrakło? Ano dość pomysłów na cały album i przez to dostajemy nierówny album, który pod koniec nieco nudzi swoją formą. Fani progresywnego metalu na pewno powinni obczaić.

Ocena: 7/10
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz