Strony

sobota, 11 listopada 2023

SCANNER - The Cosmic Race (2024)

 


Wielkimi krokami zbliża się nowy rok, rok 2024. Rok wielkich nadziei i oczekiwań. Przede wszystkim wyczekiwanie na płyt swoich idoli i jedną z takich wyczekiwanych premier roku 2024 jest dla mnie Scanner. W latach 80 nagrali klasyczne albumy, potem również band trzymał poziom, choć skład się zmieniał. Załamanie nastąpiło przy "Scantropolis", który uważam za najgorszy album w historii zespołu. Dopiero przyjście wokalisty Ioannidisa w roku 2003 odmieniło lost tej grupy. Znów wrócili na właściwe tory i zaczęło to brzmieć jak stary dobry Scanner. Dowodem tego okazał się naprawdę udany "The Judgment" w roku 2015. Prawię dekadę band kazał czekać na nowy materiał. Oczekiwania spore i chciałoby się otrzymać, coś wielkiego, niepowtarzalnego i coś godnego miarki Scanner. Nadzieje dawała przepiękna i klimatyczna okładka. Czy faktycznie materiał jest równie wielki?

Tym razem Scanner postawił na koncepcyjny album i sama historia jest ciekawa i oddaje to co najlepsze w świecie s-f. To połowa sukces, bo faktycznie warstwa liryczna i sama warstwa brzmieniowa jest z górnej półki. Skład w zasadzie ten co na poprzednim albumie, z wyjątkiem pojawieniem się Stefena Webera z Axxis czy rage w roli drugiego gitarzysty. Sam album jest dobry, nawet bardzo dobry, ale czy sięga geniuszu debiutu czy późniejszych płyt? Raczej nie. Zabrakło mi jakoś tego błysku geniuszu, a chyba najbardziej brakuje tej przebojowości, z której ten band przecież słynie. Oczywiście pojawiają się nieco słabsze momenty. Takim jest "Dance of the dead", gdzie postawiono na mrok, na cięższy riff, ale to wszystko jest bardzo toporne i jakoś specjalnie nie zapada w pamięci. Sami muzycy są w formie, ale jakoś nie potrafią w pełni wykorzystać swojego potencjału.  Axel Julius to przecież znakomity gitarzysta i prawdziwy lider tej grupy. Troszkę może za dużo wymagałem, ale jakoś też nie wszystkie pomysły w pełni mnie przekonały.

Płyta ma jednak sporo jasnych stron i większość materiału potrafi oczarować, a nawet przypomnieć złote lata Scanner. Taki otwierający "The earth Song" to rasowy killer i power metal pełną gębą. Przede wszystkim sam riff, energia i duża dawka melodyjności, to taki ukłon w stronę pierwszych płyt, z naciskiem na debiut. Refren jest podniosły i na miarę talentu Scanner. Gdyby tak brzmiał cały album to może bym nie kręcił nosem. Stonowany i zadziorny "Face the fight" to ukłon w stronę Judas Priest, ale też coś dla fanów Iron Savior czy też Gamma Ray. Bardzo dobry kawałek, choć już w nieco innym klimacie niż otwieracz. Scanner idzie za ciosem i atakuje nas rozpędzonym "Warriors of the light", który znów imponuje szybkim tempem i przebojowością na miarę debiutu. Kolejny bardzo ważny punkt na płycie i pokazujący, że Scanner wciąż ma to coś. Serce szybciej zabiło też przy przebojowym "Scanner's Law" i to również twórczość Scanner w pigułce.  Jeden z najlepszych utworów na płycie i prawdziwy rarytas dla fanów starego Scanner. Spokojny, wręcz balladowy "New Horizon" jakoś nie pasuje mi do całości i też za wiele nie ma do zaoferowania. Marszowy  "Farawell to the Sun" stawia na podniosłość, klimat i bardziej złożone formuły. Nie jest to złe, ale do pełni szczęścia brakuje mi tego czegoś. Błysku geniuszu i czegoś co by powaliło na kolana. Dalej mamy najdłuższy na płycie "Space Battalion", który również utrzymuje się w stylistyce power metalowej. Przemyślany i dobrze zagrany kawałek, który miło się słucha od samego początku. Całość wieńczy stonowany "The last and first in line", który stawia na marszowy charakter i epickość. Dobry kawałek, choć też bez fajerwerków i bez elementu zaskoczenia.

9 lat czekania na płytę, jednego ze swoich ulubionych zespołów, to cholernie długo. Ma się różne wyobrażenia i oczekiwania, jak powinien taki album brzmieć. Liczyłem na coś pokroju debiutu, starych płyt i może to mnie zgubiło? The Jugment to  bardzo dobry album i w sumie "The Cosmic Race" kontynuuje to co band tam zaprezentował. Oba albumy są bardzo dobre, ale nie mają tego błysku i geniuszu co właśnie choćby taki "Hypertrace".  Scanner nagrał album dojrzały, klimatyczny i w swoim stylu, bo od pierwszych sekund słychać, że to przecież Scanner. Szkoda tylko, że nie udało się nagrać album w stylu takiego otwieracza czy "Scanner's Law". Mimo jakiś tam niedociągnięć, jest to płyta godna uwagi i nie przynosi wstydu kapeli. Oby na następny album nie przyszło nam czekać kolejnych 9 lat. Tak wypatrujcie premiery Scanner!

Ocena: 8/10

1 komentarz:

  1. Klasyczne muzycznie wejście w ,, The Earth Song,, , a to jak wchodzi motyw przewodni, i to jak wchodzi wokal, i to jak później ten kawałek wybrzmiewa, i to jak pięknie i zniewalająco skandowany refren zbudowali, no, po prostu jeden z utworów roku.
    Bardzo tajemniczo i mrocznie zaczyna się ,,Face The Fight,, gitary prują podniosłą fakturę kompozycji, aż do zdarcia wszystkich strun, ale refren jakby nie nadąża, cieniuteńki jak promień Merkurego.
    Heavy metal, wręcz wzorcowy wybrzmiewa w ,, Warriors of the Light,, , solówka i zagrywki gitarowe, linia wokalna i refren, po prostu metalowa klasyka.
    Mocarnie zagaił ,, Dance of the Dead,, - takie tańce to ja lubię - i jak sabbathowo to wybrzmiewa, przez cały czas trwania tej piekielnej machiny, i jak szyderczo rezonuje demoniczna końcówka. Gdyby tak jeszcze chorus z dziecięcych głosów zestawili ...
    ,, ***** law,, , o, jaki trafny tytuł, adekwatny do ostatnich wydarzeń w Polska ten ,,Scanner Law,, , instrumentalnie szaleńcza jazda z podniosłymi wokalizami, i wyszło z tego naprawdę chutliwie nienasycone cudeńko.
    Po dwóch takich, co nie ma i dziesięciu, delikatny ,, A New Horizon,, nie wyrzucił bynajmniej w kosmiczną przestrzeń, ale ciekawie doładował w odpowiednim do tego momencie, a później znów wyciszył emocje. Zbędny przerywnik w karkołomnej jeździe ?
    ,,Farrewell to the Sun,, to nie jest pożegnanie ze słońcem, które przyświecało twórcom tego albumu, ale powrót na żelazne tory i kolejny skok w muzyczny kosmos. A jak ta gitarka zagaja, a jakie to wzniosłe i jakie blaskomiotne, i jak mrok się tam wdziera i jaką odpowiedź dostaje.
    ,, Space Battalion,, ze swoim zróżnicowanym brzmieniowo i wokalnie spektrum, drąży mroczny kosmiczny tunel, i chociaż nie ma tej mocy i tak, przynajmniej we fragmentach przebija się do słońca.
    ,,The Last and First Line,, , poza halfordowymi wokalnymi ozdobnikami, akustyczną gitarową wstawką, gitarową nawałnicą i połamanym rytmem, niewiele ma już do zaoferowania. A może się mylę, bo gdzieś tam wewnątrz tego zgiełku usłyszałem echa metalowej maniery PSYCHOTIC WALTZ.

    OdpowiedzUsuń