Strony

sobota, 16 grudnia 2023

THERION - Leviathan III (2023)


 Seria "Leviathan" w wykonaniu kultowego szwedzkiego Therion trzyma dobry poziom. To najlepsze co band nagrał od czasów "Sitra ahra" czy "Lemuria" i "sirus b". To taki powrót do grania symfonicznego metalu, gdzie nie brakuje mocnych riffów i wyrazistego heavy metalu. W tym graniu nie brakuje też przestrzeni, pomysłowości, czy nawet nutki progresywnego rocka. W dalszym ciągu to przede wszystkim symfoniczny metal. Pierwsza część to bardzo dobry album, na drugim Therion zanotował lekki spadek formy, a trzecia część to znów muzyka na wyższym poziomie.

Cieszy fakt, że Christofer Johnson wciąż ma to coś jako kompozytor i potrafi stworzyć kompozycje pełne świeżości i intrygujących motywów. Od razu idzie poznać, że mamy do czynienia z Therion. Duet wokalny Lewis/Vikstrom też wciąż się sprawdza. Miło jest też usłyszeć gościnnie Matsa Levena. Na co stać tych muzyków to już wiemy, a i tym razem doświadczenie wygrało. Band jest zgrany i potrafi porwać słuchacza i dostarczyć utwory z górnej półki.

Czy mamy tutaj coś odkrywczego? Raczej nie. Czy to jest najlepsze co Therion nagrał? Też nie. Czy płyta jest arcydziełem? Też nie. To po prostu kolejny bardzo udany album w bogatej dyskografii szwedów. Na pewno Therion mocno otwiera album, bowiem "Ninkigal" to wyrazisty i agresywny kawałek, który przypomina stare dobre czasy zespołu. Nie jest to może death metal z pierwszych płyt, ale pewne jakieś smaczki udało się przemycić. Jest z pazurem, przebojowo i energicznie. Ja to kupuje. Rozbudowany i nieco bardziej progresywny "Ruler of Tamag" ma ciekawy klimat i liczne przejścia. Nie ma miejsce na nudę, a Christofer wtrącił pomysłowe motywy. Dalej mamy energiczny i ocierający się o progresywny rock "an unsung lament" i tutaj troszkę za dużo się dzieje i w pewnym momencie można się zgubić.  Dobrze wypada też podniosły i żywiołowy "Maleficium", gdzie band znów pokazuje heavy metalowy pazur. Ileż agresji i pasji jest w dynamicznym "Baccanale" i kto kocha Therion w takim wydaniu, ten pokocha ten utwór. Podobne emocje wzbudza zadziorny i przebojowy "nummo". Całość wieńczy ponury, mroczny i bardziej epicki "twilight of the gods".

Therion wrócił po roku czasu od wydania drugiej części "Leviathan" i mogłoby się wydawać, że to za krótki czas by nagrać coś przemyślanego i na poziomie. Na szczęście to błędne myślenie, bowiem therion nagrał najlepszy album od czasów "Sitra Ahra". Jest pomysłowo, z pazurem, podniośle, a przede wszystkim metalowo. Bardzo udany powrót  Therion! Kto by pomyślał, że jeszcze nagrają album w takiej formie i na takim poziomie. Miła niespodzianka.

Ocena: 8.5/10

3 komentarze:

  1. Miałem swój króciutki romans z Therion, ,,Lemuria,, cz. I i ,,Gothic Kaballah,, czyli z ich okresu najcięższego grania. Czym zachwycali ? Bogactwem aranżacyjnym, instrumentalnym i wokalnym, a i to co proponował Mats Leven, i kilka pań jako goście, najbardziej mi odpowiadało. Otwieracz ,,Leviathan III,, , który wraca jakby do korzeni zespołu, zupełnie do mnie nie przemawia, ale ,,Ruler of Tamag,, już jak najbardziej tak. Później w aranżacyjnym bogactwie dźwięków i wokalnych popisach jakby wieje nudą, wszystko to już było, i było lepsze, cytując klasyka, za dużo nut... Mocny i jakby histeryczny, ale za krótki ,, Meleficium,, ze zniewalającą wokalizą podnosi temperaturę, i robi wrażenie, takiego Therion oczekiwałem. ,,Ayahuaska,, niby mocny, ale szybko z tego nurtu wysiada, ten znowu za długi, ale mnie wymęczyli. Obiecująco zaczyna się ,, Baccanale ,, , tylko zaczyna, bo później jest już różnie, chórek ( jeden z dwóch ) na pewno przedni, ale i tak dobrze, że szybko skończyli. W kolejnych dwóch utworach dzieje się tak wiele, że aż wieje... skumulowaną nudą. ,,Duende,, zaczyna się piękną emocjonalną, w stylu cygańskim wokalizą, i w tym klimacie, podrasowanym solidnym instrumentarium pięknie się rozwija, kolejny mój faworyt. ,,Nummo,, rusza ostro, wokaliści i chórek i zespół pięknie się uzupełniają, ale znów gdy jest dobrze, jest za krótko. Bathory ? Nie, tylko tytuł utworu taki sam, mrocznie w klimacie, ze światełkiem promienistej wokalizy jako przerywnik. Bardzo mocne zakończenie. To czwarty kawałek z tej płyty, który przechowam na dłużej. Jutro sobie ,,Lemurię,, puszczę, żeby przekonać się kto bardziej się zmienił Therion, czy jednak ja ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Najcięższe granie to Therion miał na Of Darkness... i Beyond Sanctorum. Później niestety zaczęło się symfoniczne pitolenie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli z początków działalności, druga i trzecia płyta, nawet nie pamiętam czy je słyszałem, ale ,,death metal,, no może poza samym DEATH zawsze był poza moją sferą poznawczą.

    OdpowiedzUsuń