Strony

piątek, 9 lutego 2024

ATROPHY - Asylum (2024)


Powrót kultowych kapel to zawsze wielkie wydarzenie, ale i też powód do obaw. W końcu łatwo przekreślić swoją znakomitą przeszłość i nagrać rozczarowujący album, który zniszczy to co band zbudował w przeszłości. Po 34 latach powraca amerykański Atrophy, który nagrał dwa świetne albumy, które fanom thrash metalu nie trzeba przestawiać. Kultowe albumy, gdzie pokazały że thrash metal też może skrywać chwytliwe melodie i łatwo wpadające w ucha przebojowe. To były lata 80 i 90. Teraz są już troszkę inne czasy, a w dodatku w 2021r doszło do rozłamu zespołu. Oryginalny wokalista Brian działa pod kultową nazwę Atrophy, tworząc nowy zespół. A pozostali muzycy stworzyli Scars of Atrophy. Mamy rok 2024 i czas na trzeci album grupy atrophy zatytułowany "Asylum". Premiera 15 marca nakładem Massacre Records.

Jak miło widzieć znów klauna na frontowej okładce. Oj przypomina się okładka debiutu i w sumie skojarzenia z dwoma poprzednimi krążkami są jak najbardziej na miejscu. Jest szybkość i melodyjność z debiutu i złożona formuła i trochę groove metalu z "Violent by nature". Nowy krążek to swoista kontynuacja tamtych płyt i muszę przyznać, że bardzo dobra. Brian mimo swoich lat wciąż ma ostry i agresywny wokal, który wpasowuje się w thrash metalową stylistykę. Wciąż ma to coś w swoim głosie. Duet Gitarowy Nathan Montalvo i Mark Coglan radzi sobie naprawdę świetnie, pomimo że nie mają większego obycia na scenie metalowej. Potrafią stworzyć pomysłowy riff, czy melodie, która zapadnie w pamięci, a wszystko w duchu poprzednich płyt. To się naprawdę chwali, bo to nie było łatwe zadanie.

Okładka i brzmienie, to Atrophy w czystej postaci. Sama muzyka też jest poukładana i dojrzała. Płytę promował "punishment For All" i w zasadzie ten utwór znakomicie oddaje styl i jakość krążka. Jest agresywnie, melodyjnie i chwytliwie. Dalej mamy rozpędzony i nieco bardziej agresywny "High Anxiety", gdzie mamy bardziej połamane melodie i złożoną formułę. Thrash metal w czystej postaci dostajemy w "Seeds of Sorrow" i tutaj riff i sama konstrukcja utworu wbija w fotel. Można jeszcze poruszyć sceną thrash metalową. Mamy też toporniejszy "Bleeding Out", zadziorniejszy "American Dream", gdzie jest bardziej techniczne granie. Zaskakuje klimatyczny i taki nawet ocierający się o heavy/power metal "Close My Eyes". Ponury i niezwykle dynamiczny "The Apostle" to znów thrash metalowa jazda bez trzymanki. Brzmi to naprawdę świetnie, choć nie ma w tym za grosz oryginalności.  Na koniec 6 minutowy "Few Minutes til suicide", który przemyca patenty Metalika czy Kreator. Prawdziwa petarda i znakomite podsumowanie tego krążka.

Nie ma porażki, nie ma zawodu, ani hańbienia swojej znakomitej historii. Atrophy powrócił w wielkim stylu i dobrze że wrócili i ich muzyka wciąż żyje. Nowa muzyka ma ducha starych płyt i jedynie czego jestem ciekaw, to czy grupa Scars of Trophy jest wstanie nagrać podobny album. Fani grupy będą zachwyceni a i nowych fanów może przysporzyć "Asylum".

Ocena: 9/10
 

1 komentarz:

  1. Ta płyta w połowie marca, ale właśnie dowiedziałem się, że wraca inna legenda, już bez zmarłego lidera Williama J. Tsamisa grecki WARLORD, płyta nazywa się ,, Free Spirit Soar,,.

    OdpowiedzUsuń