Strony

sobota, 16 marca 2024

EMBRACE OF SOULS - Forever part of me (2024)


 
Jednak nazwisko Giacomo Voli wiele znaczyło dla muzyki włoskiego Embrace Of Souls. Na debiutanckim krążku ten band błyszczał, szokował i imponował.  Zaprezentowali wtedy podniosły, melodyjny symfoniczny power metal, który miał coś z Rhapsody, ale w żadnym wypadku nie był kopią. Zamiast Giacomo, zaproszono do współpracy dwa głosy. Męski - Giacomo Rossi i żeński - Agata Aquillina. Czar gdzieś prysł, choć band na swoim drugim albumie zatytułowanym "Forever part of me" gra podobną muzykę i w dalszym ciągu zostajemy w power metalu.

Wokalnie, ten duet jest jakiś mało wyrazisty. Próbują wypełnić lukę po Voli, ale jakoś się nie da. Pomimo tego, że pan Rossi dwoi się i troi by wypełnić brak obecności lidera Rhapsody Of fire. Styl śpiewania gdzieś tam podobny, tylko że nowy nabytek Embrace of Souls nie ma takiej mocy, siły przebicia. Stylistycznie to oczywiście słychać kontynuację z debiutu, ale jakość już nie ta. Słychać spadek formy.

Klimatyczna okładka, takie soczyste, dopieszczone brzmienie to jest zawsze mocna stron włoskich ekip. Materiał może nie jest równy, ale ma kilka ciekawych momentów i całościowo też wypada całkiem dobrze. Nie ma mowy o gniocie. Już sam  "Tame my storm" całkiem pozytywnie nastraja. Jest power metal, jest przebojowo, więc nie ma tragedii. Pomysł może i był w "My blade will fall on you" tylko że jakoś wokalnie troszkę się to gryzie z warstwą instrumentalną. "Our new Life" to przerost formy nad treścią. "Ethernal Heart" to prosty power metalowy hicior, który momentami przypomina twórczość Stratovarius czy Sonata Arctica. Jeden z najciekawszych kawałków na tej płycie. Dalej jest pełno solidnych kawałków jak "Through the dark" czy "Forever part of me", ale jakoś żaden nie zachwyca w 100 % i niczym specjalnym się nie wyróżnia. Zamykający "Flashback" też wydłużony na siłę i na pewno można było to streścić do 5 minut.

Nie ma efektu "wow" z pierwszej płyty, nie ma już takiej klasy materiału, choć band się bardzo stara, żeby zbliżyć się do poziomu z debiutu. Brak głosu Rhapsody wyczuwalny, ale największy problem tkwi w samych kompozycjach. Zabrakło pomysłów na intrygujące i godne zapamiętanie utwory. Powstał tylko solidny power metalowy album.Szkoda.

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz