Strony
▼
sobota, 20 kwietnia 2024
TAROT - Glimpse of the dawn (2024)
Widząc nazwę Tarot, jakoś pierwsze co mi przyszło na myśl to fiński Tarot w którym gra Marko Hietala z Nightwish. Tym razem chodzi o inny Tarot, a mianowicie ten z Australii. Formacja działa od 2011r i nagrała póki co dwa albumy. Najnowszy krążek zatytułowany "Glimpse of the dawn", który ukazał się 12 kwietnia. Okładka intryguje i wiele osób pewnie podobnie tak jak ja pominęło owe wydawnictwo. Warto jednak może wrócić i nadrobić zapoznanie się z tym co gra Tarot, zwłaszcza jeśli kochamy dźwięki z pogranicza Deep Purple, czy Uriah Heep. Duża dawka hard rocka z lat 70 czy 80, co już jest miłą zachętą do sięgnięcia po nowy krążek Tarot.
Okładka zabiera nas do lat 70 i sam styl i kolorystyka daje nam wyraźny sygnał. Samo brzmienie też mocno wzorowane na tamtych latach. Klimatyczny wokal Willa Spectre pasuje do takiego grania i oddaje klimat lat 70. Tylko jakoś brakuje mi charyzmy i mocy w jego głosie. Znacznie mocniejszym ogniwem zespołu są gitarzyści. Tutaj Will Spectre współpracuje z Felixem Russelem. Panowie stawiają na finezje, lekkość. na urozmaicenie i złożone konstrukcje. Brakuje może konsekwencji i troszkę pazura w niektórych momentach. Mimo pewnych wad, niedociągnięć, miło jest usłyszeć kolejne wydawnictwo, które ociera się taki hard rocka jaki kocham najbardziej. Wpływów Ritchiego Blackmore;a nigdy za dużo.
Dobrze nastraja tytułowy "Glimpse of the Dawn" i ten klimat lat 70 unosi się nad nami. Pomysłowy riff, odpowiednie partie klawiszowe i partie gitarowe sprawiają, że nie brakuje skojarzeń z Deep Purple czy Uriah Heep. Słabsze momenty to choćby "Leshy Warning", który jest nijaki, bez werwy i do tego te akustyczne gitary jakoś bardziej przeszkadzają niż tworzą coś wyjątkowego. Jest kilka perełek na tym wydawnictwie, a jedną z nich jest "Echos Through Time", który jakoś skojarzył mi się z Rainbow i "Man on the silver mountain". Świetny poziom prezentuje też nastrojowy i bardziej złożony "The Vagabonds Return', gdzie znów słychać pomysłowość i umiejętności zespołu. Mocny i wyrazisty riff robi tu robotę. Zamykający "Heavy weighs the crown" też jest uroczy i zwłaszcza solówki są tutaj niezwykle atrakcyjne. Udane zwieńczenie całości.
Pełno tu patentów hard rocka lat 70, nie brakuje kilka perełek i godnych pochwały kompozycji. Szkoda, że zabrakło pomysłów na cały materiał, przez co mamy kilka słabszych momentów. Sam wokal też nie jest z górnej półki, a band też nie potrafi zaskoczyć drapieżności. Troszkę tej mocy brakuje. Mimo pewnych wad, to wciąż płyta która zasługuje na uwagę. Zwłaszcza jeśli kocha się muzykę przesiąkniętą wpływami Uriah Heep czy Deep purple.
Ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz