Strony

środa, 15 maja 2024

KERRY KING - From Hell I Rise (2024)


 


Rok 2019 był smutnym rokiem dla fanów Slayer. Nie co dzień się słyszy, że jedna  z najważniejszych kapel thrash metalowych kończy działalność. Było do przewidzenia, że lider grupy tj Kerry King nie pójdzie na spokojną emeryturę, a jeszcze coś będzie nagrywał, tworzył. Tak rozpoczęły się plotki, że Kerry pracuje nad nowym materiałem, dla nowej kapeli który chce powołać do życia. Z czasem pojawiało się co raz więcej informacji, aż w końcu było już wiadomo, że debiutancki krążek zatytułowany "From Hell i Rise" ukaże się pod nazwą Kerry King 17 maja tego roku nakładem Reigning Phoenix Music. Było do przewidzenia, że nie będzie tutaj próby tworzenia czegoś nowego, a kontynuowanie dziedzictwa Slayer.

Skład zebrał się tutaj naprawdę znakomity. Jest oczywiście sam Kerry King i perkusista Paul Bostaph, których dobrze znamy z Slayer. Jest też  basista Kyle Sanders z Hellyeah, gitarzysta Phil Demmel z Machine Head i na sam koniec niesamowity wokalista Mark Osegueda z Death Angel. Skład prawdziwie gwiazdorska, to od razu wyobraźnia zadziałała, że ten band stać na nagranie wyjątkowej płyty. Tak oczekiwania były, ale w ostateczności dostajemy mocny, zadziorny thrash metal, który mocno czerpie z Slayer i to tego z "Repentless". Dużą robotę robi samo brzmienie, które jest dopieszczone i podkreśla talent i umiejętności muzyków. Troszkę jest tak, że ich doświadczenie, ich staż ratuje daną kompozycje. Nie ma tutaj tak naprawdę elementu zaskoczenia i płyta równie dobrze mogła by się ukazać pod nazwa slayer. To jest może i plus, ale też i przekleństwo. Kerry king idzie trochę na łatwiznę i serwuje materiał taki przewidywalny, oparty na znanych patentach. To powoduje, że arcydziełem tego albumu nie mozna nazwać, ale to wciąż wysokiej klasy krążek, który dostarcza sporo frajdy i godnych pochwały kompozycji. Do tego jest ten niesamowity głos Marka, który wnosi świeżość do całości. Miło jest go usłyszeć w czymś innym niż Death Angel. Jego głos nadaje całości agresji i trochę momentami nawet przypomina Toma Araya, co nie jest takie złe.

Płytę zdobi 13 kompozycji i na pewno samo intro w postaci "Diablo" nie porywa w 100 % i to raczej takie granie na pograniczu heavy metalu i thrash metal. Dobre wejście, ale szału nie ma. Pierwszy killer na płycie to "Where i Reign" i to rasowy thrash metal. Jest szybko, agresywnie i znajdziemy coś z Slayer i Death angel. Praca gitar i partie wokalne są motorem napędowym tutaj. Troszkę jakby więcej heavy metalowej maniery mamy w "Residue". Pomysłowy riff i aranżacje kawałka sprawiają, że szybko zapada w pamięci. Podobne emocje wywołuje agresywny i bardziej przebojowy "Indle Hands" . Echa Death Angel jak najbardziej na plus. "Crucifixation" to kolejny szybki i bezpośredni cios. Jest mocno, z pazurem i band nie bierze jeńców. Druga połowa płyty już taka bardziej przewidywalna i już tak nie powala na kolana. Przede wszystkim zaczyna się dłużyć, a band troszkę zaczyna jechać jakby na jednym patencie. Szybko agresywnie jest w takim "Toxic" czy "rage, zaś taki "Two fists" stawia na melodyjność i chwytliwość. Zamykający "From Hell i rise" to thrash metalowa petarda i dla takich perełek warto na pewno odpalić debiut Kerry Kinga. Co za mocna rzecz!

Mocne brzmienie, wielkie nazwiska i już mamy połowę sukcesu. Do tego dobra praca gitar, szybkie tempo i już jesteśmy blisko ideału. Jednak wtórność i jechanie trochę na jednym patencie to troszkę za mało. Za brakło na pewno świeżości i próby oderwania się od Slayera. Mimo pewnych wad, jakiś tam niedociągnięć to wciąż bardzo wartościowy album, który przyciągnie fanów i niejednego zadowoli. Jest szybko, agresywnie i skład też robi robotę. Warto posłuchać, nie będzie to czas stracony. Kto polubił singiel ten pokocha cały krążek.

Ocena: 8/10

3 komentarze:

  1. No jak miał się King oderwać od samego siebie czyli Slayerka, jak z nieżyjącym J.H. przez tyle lat go napędzał? Nie jest to proste w wieku 60 lat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To na pewno i w sumie ja tam nic innego nie oczekiwałem. Wielu dawnych gitarzystów tak ma choćby kk downing czy Ross the Boss 😊

      Usuń
    2. W sumie to mi naprawdę nowy Kerry przypasił, nostalgia za Slayerkiem jest.

      Usuń