Strony

poniedziałek, 3 czerwca 2024

LEADBREAKER - Ovedrive (2024)


 Tak właśnie wyglądały okładki lat 80. Pełno kiczu, prostych motywów i banalne rysowanie. Okładka najnowszego albumu szwedzkiego Leadbreaker wpisuje się w ten trend. Tak można się nagrać, że ktoś nam podsunął właśnie jakiś staroć z lat 80. Tutaj niespodzianka, bo "Ovedrive" miał premierę 31 maja tego roku nakładem wytwórni Stormspell Records, który lubi wydawać tego typu płyty. Co może nie których zachęcić, by sięgnąć po to wydawnictwo to obecność Ceda Forsberga w roli producenta i osoby odpowiadającej za brzmienie.

Kto szuka klasyczne, proste heavy metalowe granie, które brzmi jak mieszanka Judas Priest, Accept, Anvil czy raven ten się szybko odnajdzie w tym graniu. Nie ma tutaj za grosz oryginalności, pomysłowości, świeżości, jest za to spora dawka klasycznych rozwiązań i prostych motywów. Pierwsze skrzypce w zespole gra Daniel olson, który pełni rolę gitarzysty i wokalisty. Jako wokalista ma specyficzną manierę, troszkę nie okiełznaną, ale idealnie pasującą do tej formuły, który prezentuje band. Takie proste granie z pogranicza hard rocka i heavy metalu. Klimat lat 80 jest wszechobecny na każdej płaszczyźnie i tego nie da się oszukać.  Wspiera go w zagrywkach gitarowych Adam Blom i tutaj panowie stawiają w sumie na sprawdzone i oklepane patenty. Przez co nie mają zbytnio nas czym zaskoczyć, ale frajda z słuchania jest.

Jak przysłało na lata 80 mamy krótki i treściwy materiał trwający 40 minut. Mamy też szybki, zadziorny otwieracz i tutaj w tej roli "Ovedrive". Trzeba przyznać, że taka bardziej speed metalowa stylistyka bardziej pasuje zespołowi. Troszkę bardziej hard rockowo jest w przebojowym "Bitchit Highway" i udał się ten hołd dla Accept, Judas Priest i Dokken. Band pokazuje pazur w drapieżnym "Hammer of Vengeance" i oczywiście dalej trzymamy się klimatów lat 80. Brzmi to dobrze i słychać pasje i zamiłowanie do klasyków metalu. Speed metalowa formuła wraca w udanym "The Machine", choć nie ma tu za grosz oryginalności. Echa Accept są w stonowanym "Mean Heart", który jest jednym z najbardziej chwytliwych momentów na płycie. Czasami proste motywy są najlepsze. Całość wieńczy szybki i agresywny "Electro Raider". Znów spora dawka pozytywnej energii i przepiękne wehikuł czasu do lat 80.

Drugi album szwedzkiej formacji Leadbreaker bardziej dopracowany i bardziej przebojowy. Band gra muzykę jakiej pełno i troszkę im brakuje do najlepszych z tego gatunku, ale jest szczerość, miłość do metalu i umiejętność tworzenia hitów i chwytliwych melodii. Jest potencjał na coś więcej, tylko muszą to wydobyć z siebie panowie z Leadbreaker.

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz