Strony

wtorek, 18 czerwca 2024

THUNDERLORD - Destroyer (2024)


 Mam dziwne przeczucie, że to wydawnictwo podzieli fanów heavy metalu. Dlaczego? Z jednej strony mamy tradycyjny heavy metal o wyraźnych wpływach Manowar, Grave Digger, Manilla Road, czy Judas Priest, a z drugiej strony nie okiełznany i surowy wokal Petera Keltera. Wokalista jest specyficzny i bardziej drze mordę niż śpiewa. Nie każdemu przypadnie do gustu jego nieco death metalowy charakter i brak techniki. Fani prostych dźwięków również nie przekonają się do muzyki brazylijskiej formacji Thunderlord. Natomiast, jeśli ktoś szuka dobrej rozrywki i nie ma większych wymagań, ten śmiało może sięgnąć po nowe dzieło thunderlord o nazwie "Destroyer".

Okładka kiczowata, wokal też potrafi poróżnić słuchaczy i w sumie najmocniejszym punktem są partie gitarowe duetu Kelter/Bonora. Stawiają na proste motywy, zagrywki i przede wszystkim melodyjność. Ich muzyka ma szybko wpadać w ucho i dostarczyć radości. Brzmienie też jest dalekie od ideału, ale trąci trochę klimatem lat 80. Sam styl grupy nie jest jakiś wyróżniający się na tle innych grających podobnie, ale specyficzny wokal i dbałość o melodie sprawia że grają solidny i godny uwagi heavy metal.

Tytułowy "Destroyer" brzmi znajomo i słychać tutaj echa wielkich zespołów i lat 80. Wszystko brzmi tak jak trzeba i choć nie ma w tym za grosz oryginalności, to jednak radość jest. Szybkie tempo, duża dawka melodyjności i ten specyficzny wokal. Brzmi to ciekawie. Echa true metalu pojawiają się w przebojowym i podniosłym "Cimmerian Sword". Nastrojowy, troszkę w klimatach blind guardian "motherland" to urokliwa ballada, którą można zagrać przy ognisku. Klasyczny riff, echa Judas Priest "Hot Rockin", czy Grave Digger można usłyszeć w przebojowym "Heavy metal Fire" i jest to jeden z najlepszych kawałków na płycie. Pewne zagrywki w stylu running wild można uświadczyć w "Warrior". Dobrze wypada też energiczny "Iron mike".


Solidne rzemiosło, które potrafi umilić czas i dostarczyć kilka ciekawych melodii i dobrze skrojone riffy. Sam wokal, wykonanie, czy też brak elementu zaskoczenia sprawiają, że płyta traci na jakości względem lepszych płyt, które ukazały się w tym roku. W zespole jest potencjał i pewnie jeszcze kiedyś o nich usłyszymy.

Ocena: 6/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz