Strony
▼
piątek, 12 lipca 2024
AXXIS - Coming Home (2024)
Jakże idealny jest ten tytuł nowego krążka niemieckiej formacji Axxis. Powrót do korzeni, do tego w czym są najlepsi. Znakomita mieszanka melodyjnego heavy metalu, power metalu i hard rocka. Do łatwo wpadających w ucho hitów i niezwykle chwytliwych melodii. Tak jak ostatnio te płyty były nijakie i bez charakteru, tak "Coming Home" to powrót do domu, do ich najlepszych płyt. Znajdziemy coś z pierwszych płyt, ale też coś z "Paradise in Flames", "Utopia" czy "Kingdom of the night II". 100 procent Axxis w Axxis i tutaj nie ma ściemy. Już lepszego prezentu z okazji 35 lecia istnienia zespołu nie można było sobie wymarzyć.
Okładka ma swój klimat i potrafi zapaść w pamięci. Brzmienie mocne, wyraziste, ale i też pełne hard rockowego ciepła. Przypomina się brzmienie z pierwszych płyt. Każdy kto zna ten band ten od razu pozna te ich znaki rozpoznawcze jak charakterystyczny i rockowy głos Bernharda, który mimo swoich lat wciąż zachwyca. Mamy typowe dla Axxis pozytywne zakręcone melodie, łatwo wpadające w ucho refreny, który przez lata były tajną bronią tej formacji. Nie raz ocierali się o kicz, ale to był ich urok. To wszystko tu jest. Ożył też nam klawiszowiec Harry Olers, który ma znacznie więcej roboty. Od strony partii gitarowych tworzonych przez duet Weib/ Degener robią wrażenie i dawno nie działo się w tej sferze tyle dobrego. Jest na pewno pozytywne zaskoczenie.
Lubię czasy "Paradise in Flames" czy "Utopia", gdzie band też mocno akcentował patenty power metalowe. Stawiając na "Blackest Vision" w roli otwieracza już na dzień dobry mnie kupili tym albumem. Dawno nie mieli takiego killera, który kipi energią, zachwyca niezwykle melodyjnym riffem i power metalowym kunsztem. Rasowy killer i Axxis w najlepszym wydaniu. Takie "Brother Moon" czy "living in a world" to były pozytywne i bardzo miłe dla ucha kawałki, które może miały nieco rocka, nieco kiczu, ale głęboko zapadły w sercu. Coś w podobnym stylu band prezentuje w nieco rockowym "Coming Home" czy nastrojowym "Moonlight Bay". Niby proste i nieco komercyjne hity, ale ile radości dostarczają. Powinni sięgnąć po nie na koncertach. Czy tylko ja słyszę coś z "Utopia" i Gamma ray w "Atlantica"? Zresztą na "Paradise in Flames" też słyszałem pewne echa Gamma ray, więc to miłe zaskoczenie. Radosne, nieco rockowe granie wraca w melodyjnym "love will shine for everyone" i znów słychać coś z pierwszych płyt. Jakże piękne buja "irish way of life" i to jest to za co kocham Axxis. Za proste motywy, za umiejętne balansowanie między melodyjnym metalem, power metalem i hard rockiem. Prawdziwe cudo! Power metal pełną gębą mamy też w rozpędzonym "Legend of Phantasia". Świetna praca gitar, mocny riff i spora dawka elementów z czasów "Paradise in Flames". Dawno Axxis nie był w takiej formie i dawno nie było tyle hitów na jednej płycie. Refren w "Lord of Darkness" rozkłada na łopatki i znów Axxis pokazuje swój geniusz i umiejętność tworzenia hitów. Sam utwór znów pokazuje energię i przebojowość rodem z moich ulubionych płyt. Takiej frajdy na ostatnich płytach nie było. "Ready to burn" to już typowy hard rockowy kawałek, który został zagrany na luzie, bez spiny. Energią kipi też "Tears of a clown", gdzie mamy hard rock pełną gębą. Troszkę kiczu znajdziemy w zamykającym "i wont sell my soul", ale sam utwór nie jest taki zły i nawet można się dobrze przy nim bawić. Znakomicie układa się tutaj praca gitar i partii klawiszowych.
Trzeba było 6 lat czekać na nowy album, ale ja czekałem 10 lat. Od czasów "Kingdom of the night II" nie wydali nic ciekawego, a przynajmniej nic co by mnie ruszyło. Teraz dostałem album , który oddaje piękno stylu Axxis i zawiera praktycznie same hity. Jak dla mnie to jest jeden z ich najlepszych albumów w dorobku. Śmiało można postawić obok klasycznych albumów. Bardzo udany powrót do korzeni. Mam nadzieję, że tylko już utrzymają ten styl i jakość. Brawa dla Axxis za wyrwanie się z dołka.
Ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz