Nie wiem czemu, ale w przypadku muzyki metalowej cenię sobie, żeby językiem którym posługuje się owa kapela był oczywiście język angielski a wszystko z powodu chęci wiedzy o czym śpiewa dany zespół. I tak stosuję zasadę omijania kapel śpiewających w ojczystym języku już od bardzo dawna. Aż do dnia przedwczorajszego kiedy to natknąłem się na portugalski MIDNIGHT PRIEST. Co mnie skłoniło do nagięcia mojej złotej reguły? Dwa, a w sumie trzy czynniki. Pierwszy to to nazwa kapeli, która najzwyczajniej w świecie zapadła w pamięci i miała to coś co nie dawało spokoju, drugi czynnik to okładka, która po prostu ma klimat grozy i lat 80 i takie nastrojowe okładki to w dzisiejszym świecie technologii rzadkość. Trzeci powód to zachwalanie owego zespołu na pewnym forum muzycznym. Zespół powstał w 2008 roku i ich celem jest granie heavy metalu opartego na patentach z lat 80 i klimacie NWOBHM, do tego mroczna otoczka i mroczne teksty związane z okultyzmem, czy też czarną magią i to da się wyczuć na tym albumie. Może nie jest to tak mroczne jak choćby MERCYFUL FATE, ale pewne nawiązania są. Kapela wydała do tej pory dwa dema i ostatnio debiutancki album, który się zwie „Midnight Priest”. I pełno tutaj dobrego heavy metalu, który jest i przebojowy i dynamiczny, a i atrakcyjnych melodii nie brakuje. Już samo otwarcie albumu w postaci „Sábado Negro” przypomina wejście niczym na ostatnim albumie POWERWOLF. Organy, monumentalizm, nutka tajemniczości. Jednak potem jest o wiele ciekawiej, jest waleczność, odrobina epickości rodem z MANOWAR i melodyjność, której nie powstydziłby się IRON MAIDEN. Jest luz, swoboda, nie ma silenia się, a muzycy mają dystans do tego co robią, czego dowodem mogą być dość wymowne pseudonimy artystyczne. Sam utwór zaś jest rozbudowany i wypchany po brzegi ciekawymi, zróżnicowanymi motywami. To jak brzmią gitary i cały wydźwięk w 'Feitiço Do Cabedal' to nasuwają się takie kapele jak MANOWAR czy CRYSTAL VIPER. I tak właściwie jest tutaj pewien polski akcent, a mianowicie brzmienie, które zostało zarejestrowane w MP studio pod okiem Barta Gabriela. Wokalista, który ukrywa swoją tożsamość pod pseudonimem The Priest jest odpowiednim człowiekiem do takiego grania. Potrafi śpiewać zadziornie na niskich rejestrach, a kiedy trzeba to krzyknie z takim dość oryginalnym falsetem. Szkoda tylko, że nie śpiewa po angielsku, może tak ma być i może na tym polega urok tego krążka i samem muzyki MIDNIGHT PRIEST? Nie brakuje też na albumie dynamicznych, przebojowych kompozycji i tutaj należy przytoczyć choćby 'Ferro Em Brasa”,czy też „No Calor Do Inferno”. Mimo ostrych zagrywek pełnych dynamiki, nie zabrakło nieco wolniejszych klimatów i tu sprawdził się w tej roli krótki, instrumentalny „A Uma Caveira Dourada”. „Segredo De Família” , „À Boleia Com O Diabo” to bardzo dobre kompozycje utrzymane stylistyce JUDAS PRIEST, zaś „Cidade Fantasma” ze względu na konstrukcję i linię melodyjną przypomina IRON MAIDEN. I to, że album miło się słucha bez zażenowania, bez jakiegoś kręcenia nosa to duża zasługa instrumentalistów, którzy grają na bardzo dobrym poziomie, dając popis szaleństwa, nieco finezji. Jedynie co można zarzucić temu albumowi to że już gdzieś to było i właściwie zespół nic nowego nie wnosi do gatunku i fakt śpiewania w języku ojczystym. Ale czy to jest powód żeby kogoś dyskryminować? Czy to jest powód, żeby nie dać szansy temu młodemu, pełnego zapału zespołowi? Muszę przyznać, że ten krążek MIDNIGHT PRIEST nie co zmienił mój światopogląd na kapele z różnych zakątków świata, które śpiewają w ojczystym języku, za co należą się słowa uznania i rozpowszechnianie nazwy MIDNIGHT PRIEST szerszej publiczności. Ocena: 8.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz