W przypadku
australijskiej sceny metalowej od lat 70 uwagę skupiał na sobie bez
wątpienia Ac/Dc. Ich popularność w latach 80 wzrosła i spory w
tym udział miał nie kto inny jak Brian Johnson. Jednak metal czy
hard rock w tamtejszym rejonie nie kończył się na Ac/Dc. Zwłaszcza
w latach 80 wypłynęło sporo ciekawych kapel, które
reprezentowały podziemny świat heavy metalu. Jednym z tych takich
godnych uwagi, które nie należy do znanych szerokiej
publiczności jest bez wątpienia Black Alice. Kapela powstała w
1983 roku i dorobiła się w swojej karierze dwóch płyt, z
czego debiutancki album „Endangered
Species” ukazał się jeszcze w tym samym roku.
Nie ma się co oszukiwać,
że ta płyta się wyróżnia od innych płyt z tamtego okresu
stylistyką czy może kładzie nacisk na inny wydźwięk. Tego
zjawiska nie uświadczymy, ale możemy być pewni że mimo wtórnego
i oklepanego stylu mieszczący się w standardach heavy metalu i hard
rocka Black Alice na debiutanckim albumie wypada znakomicie. Taki
stan rzeczy zawdzięczamy wyrazistemu wokaliście Robowi Hartleyowi,
który swoją manierą i zadziornością przypomina Briana
Johnsona, a także Udo Dirkschneidera. To właśnie dzięki niemu
utwory są drapieżne i agresywne. Balastem tych cech jest
zróżnicowanie, melodyjność, dopracowanie i lekkość, które
wnosi w swoich partiach Jamie Page. Może nie wyróżnia się
na tle innych gitarzystów, ale z pewnością jest solidnym
rzemieślnikiem. W muzyce Black Alice słychać wyraźne wpływy
Ac/Dc, Accept, Motorhead, Deep Purple czy Iron Maiden. Najlepszym
potwierdzeniem umiejętności muzyków i dobrego poziomu
muzycznego Black Alice jest sam materiał. Mimo że całość
utrzymana jest w stylistyce heavy metalowej z elementami hard rocka,
to jednak można dostrzec urozmaicenie i równy poziom.
Natrafić można na melodyjne kawałki jak otwieracz „Wings
Of Leather, Wings Of Steel”, czy „Psycho”
w którym można wychwycić wpływy Accept. Nie brakuje też
szybszych kompozycji czego przykładem jest choćby energiczny „Hell
Has No Fury Like Rock 'n' Roll” . Dużo
jest patentów wyjętych z hard rocka, co znajduje szczególne
odbicie w takim „Roll The Dice”
czy „Power Crazy”.
Całość zamyka 7 minutowy „No Warning”,
który pokazuje że kapela potrafiła też sobie poradzić z
bardziej złożonymi i rozbudowanymi kawałkami.
Debiutancki
album zebrał dobre recenzje i przez wielu został okrzykniętym
jednym z najciekawszych zespołów sceny australijskiej od
czasów Ac/Dc. Trudno się z tym nie zgodzić. Zespół
dał się poznać jako solidny, zadziorny, który potrafi
połączyć heavy metalowy świat z hard rockiem. „Endangered
Species”
to idealna płyta dla fanów staroci, dla tych co cenią sobie
styl na pograniczu metalu i hard rocka.
Ocena:
6.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz