Długo swoim fanom kazał
czekać na nowy album brazylijski Hellish War. Od momentu kiedy
powstała tj 1995 zacząłem śledzić poczynania tej formacji.
Powodów było kilka, a jednym z takich głównych był
europejski wydźwięk kapeli. Do tego wszystko znana mi stylizacja
określana mianem heavy/ power metalu w rycerskiej formacji. W roku
2001 ukazał się debiutancki „Defender Of Metal”, który
był znakomitym nawiązaniem do wczesnego Helloween z okresu „Walls
Of Jerycho”, płyt Manowar, czy Majesty. Surowsze brzmienie i
wokal Rogera Hammera będący mieszanką Kaia Hansena i Erica Adamsa.
W podobnej konwencji udało się utrzymać drugi album, który
był nagrany w nieco innym składzie. Zmieniła się sekcja
rytmiczna, ale konwencja pozostała ta sama. Heavy/ speed/ power
metal w europejskim wydaniu z wyraźnymi wpływami niemieckiego
Helloween. 7 lat przyszło czekać na drugi krążek i mogło się
wydawać że na nowy album przyjdzie krócej czekać, jednak
los po raz kolejny sprawił, że nowy album „Keep It Hellish”
ukazał się po 5 latach przerwy.
Głównym powodem
takie stanu rzeczy było zawirowanie wokół stanowiska
wokalisty. W końcu pojawił się Bil Martins, który zastąpił
Rogera Hammera i to z nim nagrano nowy album. Niby dalej jest to
granie melodyjne do jakiego nas zespół przyzwyczaił, dalej
jest to granie na pograniczu heavy/ power metalu, z tym że dużo
jest cech speed metalu. Tym razem zespół w mniejszym stopniu
czerpał z Helloween, a więcej z Running Wild. Świetnie to słychać
w „Fire and Killing” , klimatycznym „Phantom
Ship” czy energicznym otwieraczu „Keep It Hellish”.
Bil Martins jest innym wokalista, bardziej heavy metalowym co sprzyja
takiemu graniu, takiej stylizacji. Konstrukcja utworów nie
uległa zmianie. Dalej zespół skupia się na kreowaniu
długich, złożonych motywów, dużej dawce popisów
gitarowych. Te są tutaj jak zwykle melodyjne, zagrane ze
starannością i smakiem. Mimo długich czasów kompozycji nie
ma mowy o nudzie. Volcano i Job już o to zadbali. Może takich
pojedynków na solówki słyszało się już nie raz, ale
w tym roku ci panowie pokazali jak grać zgrabny heavy/speed/ power
metal. Gloria, bitwy, metal są tematem utworów, choć nie
brakuje też tematyki nawiązującej do Running Wild. Bardziej epicki
metal z wpływami Majesty czy Manowar odnajdziemy w takich „The
Chalange”. Najszybszym utworem na płycie jest bez
wątpienia „Masters of Wreckage”. Bardzo dobrze
wypada instrumentalny „Battle at Sea”, który
oczywiście nawiązuje do Running Wild nie tylko w ramach tytułu
kawałka. Jeżeli miałbym wskazać najsłabszy utwór to bym
wybrał taki nijaki „Scars”, który niczym
nie zaskakuje. Pozytywne wrażenie wywiera epicki „The Quest”
i „Darkness Ride” z wpływami Blind Guardian.
Brazylijski Hellish War
powraca po latach z nowym wokalistą i nowym albumem by kontynuować
dalej swoją misję. Kapela pokazała, że dalej wie jak grać
melodyjny i godny uwagi heavy/speed/ power metal. Jednak mimo bardzo
dobrego poziomu jest to wydawnictwo słabsze od tych wcześniejszych.
Pozycja obowiązkowa dla każdego kto gustuje w takich graniu,
zwłaszcza jeśli ma słabość do Running Wild.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz