Chcecie posłuchać
dobrego thrash metalu, w którym liczy się agresja, dobre
melodie, a przede wszystkim odpowiednia dynamika? Macie dość
nowoczesnych rozwiązań? A może po prostu lubicie posłuchać
starego thrash metalu z lat 80 czy też 90, a najlepiej czegoś w
stylu Destruction czy Megadeth? Niemiecki Eradicator wychodzi
naprzeciw waszym wymaganiom. Bo to czego potrzebujecie to „Madness
is my name” .
Może i Eradicator nie
wykracza poza standardy, może niczego nowego nie gra, ale potrafi
jak mało kto nadać melodyjnego charakteru całej płycie, zostając
dalej w thrash metalowej stylizacji. To nie jest wcale takie łatwe,
wielu przecież poległo. Sebastian Zoppe odgrywa tutaj taką rolę
jak Schmier w Destruction. Też gra na basie i śpiewa, a jeśli
chodzi o manierę wokalną to brzmi pod tym względem jak sam
Schmier. Tak więc Eradicator można traktować jak młodszą wersję
Destruction. Muzycznie też słychać sporo nawiązań, zwłaszcza w
„Baptized in Blood” czy tytułowym „Madness
is my name” o tym nas przekonują. „Final Dosage”
z kolei nawiązuje do twórczości Metaliki i wychodzi im
całkiem dobrze granie pod ten band. Ja tam jednak preferuję tak
agresywniejsze granie jak to zaprezentowane w „Born of Hate”
czy „Parasite”. Są to według mnie najmocniejsze
kawałki na płycie. Eradicator nie bawi się tutaj w jakieś
kombinowanie i badanie innych rejonów muzycznych niż thrash
metal. Jest to proste i agresywne granie, ale to właśnie brzmi
autentycznie. Na płycie jest sporo udanych melodii i wystarczy
posłuchać „Evil Twisted Mind”. Całość dopełnia
soczyste i drapieżne brzmienie, które podkreśla wokal
Sebastiana i bardzo udaną pracę gitar.
Płyta skierowana do
maniaków Destruction i thrash metalu. Jeśli szukasz mocnego
uderzenia, ostrych riffów i agresywnego wokalu to dobrze
trafiłeś. Eradicator to wszystko zapewnia, nawet równy i
solidny materiał. Nic tylko słuchacz i się dobrze bawić.
Ocena: 6.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz