Strony

piątek, 22 kwietnia 2016

SAVAGE MASTER - With Whips and Chains (2016)

Nie tak dawno, bo w roku 2014 heavy metalowym światem wstrząsnął amerykański band o nazwie Savage Master. Wielu fanów zaczęło upatrywać w nich nowy Warlock, Chastain czy Crystal Viper. Podobna stylistyka, ładunek i podejście do tematu. Do tego wspólnym mianownikiem jest zadziorna wokalistka o niezwykłych umiejętnościach. Stacey Peak to prawdziwa heavy metalowa królowa, która potrafi przypomnieć nam najlepszych frontmanów heavy metalowych z lat 80. Ma technikę, charyzmę i niezwykłą technikę. Nie ma wątpliwości, że to dzięki niej kapela i jej debiut są tak rozchwytywane. „Mask of The Devil” to wysokiej klasy materiał, który miał w sobie mrok Mercyful fate i pomysły, które przypominały twórczość Black Sabbath. Już tamte dzieło było wysokich lotów i dopieszczone, tak więc ciężko było sobie wyobrazić album, który przebije debiut. Jednak Savage Master wykonał misję niemożliwą i to z sukcesem. „With Whips and chains” to drugie dzieło tej formacji, które pod każdym względem jest lepszym albumem niż debiut.

Niby z jednej strony mamy wszystkiego więcej, a z drugiej strony zespół dalej gra to samo i dalej wykorzystuje te same patenty, które zaprezentował na debiucie. Kiedy przyjrzymy się dokładniej strukturze i konwencji „Wtih Whips and Chains” to dostrzeżemy kontynuację debiutu „Mask of The Devil”. Stacey na nowym albumie rozwinęła skrzydła i śpiewa jeszcze agresywniej. Nabrała pewności siebie i podszkoliła się w technice. Robi to spore wrażenie i to od pierwszych sekund albumu. Co ciekawe Larry i Adam nie są w cieniu Stacey i też dają upust swoim umiejętnościom. W ich partiach słychać szaleństwo, pomysłowość,a przede wszystkim klimat lat 80. Wiele powie, że to wszystko nie raz słyszeliśmy i w sumie nic nowego nie prezentuje Savage master. Zgadza się, ale mało kto dzisiaj potrafi grac tak klasycznie i z taką ikrą. Co jeszcze przerysowano z debiutu to klimatyczną frontową okładkę, bo ta na nowym albumie jest niemal identyczna. Również brzmienie jest jakby wyjęte z debiutu, choć bardziej dopracowane.

Całość zaczyna klimatyczne intro „Call of The Master”, które zabiera nas do lat 80 i czasów, kiedy intra na płycie coś znaczyły i odgrywały kluczową rolę. Strzał w dziesiątkę z tym intrem, które nasuwa nam intra Iron maiden, czy Running Wild. Dalej mamy „dark Light of the moon”, który ma ma w sobie prawdziwego kopa. Riff jest ostry, a całość utrzymana w przebojowym charakterze. Wpływy wczesnego Iron Maiden, Walorck czy Black Sabbath są łatwe do wychwycenia. Stonowany i nieco toporniejszy „With Whips and Chains” to przykład jak grać wysokiej klasy heavy metal w klasycznej odsłonie. Podoba mi się tutaj nawiązania do Mercyful Fate czy Accept. Mocny riff i ciekawa linia melodyjna to jak widać standard na nowej płycie amerykańskiej formacji. Kolejny mocnym utworem na płycie jest rozpędzony „Path of Necromancer”, który przypomina mi stare płyty Warlock. W końcu ktoś przejął jakby pałeczkę po Warlock. Nutka hard rocka wdziera się w „looking for Sacrifice”, który ma coś z Judas Priest. Zespół cały czas nawiązuje do różnych formacji i do lat 80, ale stara się być przy tym sobą i tworzyć coś zaskakującego. Ciężko dzisiaj o takie kompozycje, o taki właśnie heavy metal i to na takim poziomie. Na płycie nie brakuje przebojów i wystarczy tutaj przytoczyć niezwykle melodyjny „Satan's crown” czy dynamiczny „Burned at the Stake”. Całość zamyka petarda „Ready to Sin” utrzymana w speed metalowej formule. Czy można życzyć sobie lepszego zwieńczenia płyty? Na pewno nie.


Savage Master już debiutem podbił heavy metalowy świat i serca wielu fanów heavy metalu z lat 80. Kiedy Warlock czy Mercyful fate przestał istnieć cały czas fani czekają na zespoły, które pójdą w stronę tych zespołów i przejmą spuściznę po tych legendach. Ciężko jest to osiągnąć, bo nie jest tak łatwo nawiązać do tamtych stylów, osiągnąć taki poziom i jednocześnie wpasować się w trend ówczesnych czasów. Amerykańska formacja wyszła naprzeciw oczekiwaniom fanom i stworzyła styl, który zadowoli maniaków klasyków i formacji typu Warlock czy Mercyful fate. Znają się na swojej robocie, a z taką wokalistką jak Stacey Peak są wstanie wiele osiągnąć. „With whips and chains” to póki co ich najlepszy album, który jest czystą perfekcją. Jedne z najlepszych wydawnictw w tym roku. Trzeba mieć ten krążek w swojej kolekcji.

Ocena: 10/10

3 komentarze:

  1. www.encyklopediametalu.net16.net22 kwietnia 2016 22:09:00 CEST

    Ta kapela to żenada przecież...

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszesz o wokalistce jakby była nie wiadomo kim a przecież jej śpiew jest bardzo słaby, bardzo niemelodyjny (zwłaszcza w kontekście przytaczanych przez Ciebie zespołów - Warlock, Crystal Viper czy Chastain)... Kobita nie ma żadnych możliwości wokalnych, zero skali, jej śpiew najłatwiej porównać do szczekania psa :/ Oczywiście ma to jakiś swój urok, zwłaszcza że muzycznie zespół prezentuje się bardzo ciekawie, jest w tym mrok, pasja, duch lat 80-tych. Za to należą się im ogromne brawa, ale na pewno nie za Stacey ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oker, Wild, Lizzies, Hitten, Witchtower, Evil Sinner, Iron Curtain, Ciclon sławić i słuchać jak już masz takie parcie na NWOTHM, a nie to badziewie...

    krytyka tu:
    www.encyklopediametalu.net16.net/pliki/enmet/savagemaster.htm

    OdpowiedzUsuń