Czas przywitać nową gwiazdę niemieckiego heavy/power metalu, a
jest nią band o nazwie Velocity. Niby z jednej strony idą szlakiem
przetartym przez Gamma Ray, Mob Rules, czy Helloween, ale starają
się być sobą i tworzyć coś własnego. Ich muzyka to mieszanka
znanego nam power metalu z niemieckiej sceny metalowej, heavy metalu
brytyjskiego spod znaku saxon, Judas Priest i Iron Maiden. Całość
dopełnia nutka thrash metalowej agresji tworzonej na wzór
Paradox czy artillery. Wiele czynników, wiele elementów
układanki, ale efekt końcowy jest imponujący. „The King Will
Die” to coś więcej niż debiut niemieckiej formacji, która
szuka swojego miejsca na scenie metalowej, to płyta która
pokazuje prawdziwy potencjał tej grupy. Silesu/Moldt dają czadu w
sferze gitarowej i przez cały krążek pokazują na co ich stać.
Dynamiczne riffy, złożone pojedynki na solówki i spora ilość
ciekawych melodii. Taki rozkład sprawia, że każdy utwór to
rasowy przebój i uczta dla fanów gatunku. Niby nic
nowego nie dostajemy, a słucha się tego niezwykle przyjemnie.
Motorem napędowym w tym przypadku jest również świetny
wokalista Dennis Mayer, który radzi sobie z agresywnymi
partiami, jak i tymi bardziej technicznymi. Śpiewanie w górnych
rejestrach to jego as w rękawie, z którego często korzysta.
Sam materiał jest warty sceny niemieckiej i umiejętnościom
muzyków. Nie ma słabych utworów i każdy z nich to
hit, który potrafi zapaść na długo w pamięci. „Storms
of the North” to stonowany i chwytliwy otwieracz, który
zabiera nas w rejony true metalu i innych bardziej rycerskich odmian
heavy metalu. Więcej dynamiki i power metalu uświadczymy w „The
Collector” czy melodyjnym „The Hunter and The
Prey”. Sporo się dzieje w tych kawałkach, a to dopiero
początek. Na dobre zespół rozkręca się w energicznym
„N.W.O” i to jest jeden z tych najlepszych kawałków
na płycie. Przede wszystkim wciąga w nim prosta motoryka i
chwytliwy refren. Na krążku nie mogło zabraknąć bardziej
rozbudowanego kawałka i tutaj „Sorrowing Meadows”
sprawdza się idealnie. Zespół wtrąca tutaj różne
ciekawe motywy, przez co kawałek potrafi zaskoczyć w niektórych
momentach. Velocity radzi sobie z każdym wyzwaniem i każdą
przeszkodą. Nawet ballada nie jest dla nich problemem. „No
more tears” to przykład, że w dzisiejszych czasach można
nagrać romantyczną i dojrzałą balladę. Na sam koniec został nam
tytułowy „The King Will Die”, który brzmi jak mieszanka
Running Wild i Judas Priest. Mocna rzecz, która jest idealnym
podsumowaniem tego dzieła. Niby to wszystko słyszeliśmy, ale
Velocity przypomina jak powinno się grać heavy/power metal na
wysokim poziomie. Jeśli szukacie niezapomnianych doznać, prawdziwej
jazdy bez trzymanki i hitów, które was poruszą, to
„The King will Die” Wam tego dostarczy. Miłe zaskoczenie i jeden
z ciekawszych debiutów roku 2016.
Ocena: 8.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz