Kiedy
w 2014 r ukazał się debiutancki album polskiego zespołu heavy
metalowego o nazwie Scream Maker to świat oszalał. Fani NWOBHM
dostrzegali w nich sporo Judas Priest czy Iron maiden, a każdy był
dumny że mamy zespół, który może powalczyć z takim
Steelwing czy Enforcer. Niestety, ale ja tego zachwytu nie
podzielałem. Album był nijaki i zbyt hard'n heavy i za bardzo
radosny. Brakowało uderzenia, hitów i większej dawki heavy
metalu zwłaszcza tego z lat 80. W zespole drzemał potencjał, ale
go nie wykorzystali w 2014 roku. Teraz po dwóch latach czas na
nowe dzieło w postaci „Back Againts the World”.
Fani
i kto tylko mógł wsparł finansowo zespół, by ten
album mógł powstać, a w nagrodę ci bohaterowie znaleźli
się na okładce autorstwa Olgi Pycii. Niby prosta okładka, a już
nasuwa klasykę z lat 80. Od czasu debiutu zespół nie tylko
dojrzał, nie tylko poprawił to co nie sprawdzało się,ale również
zmienił skład personalny. Pojawił się Dawid Pięta w roli
drugiego gitarzysty obok Arjonmajka. Nadał muzyce bardziej heavy
metalowego wydźwięku i materiał stał się o wiele bardziej
energiczny. Jest mniej hard'n heavy, a więcej klasycznego heavy
metalu w stylu Iron maiden, Scorpions, Judas Priest czy Anvil. Scream
Maker się rozwinął i poprawił to co wymagało poprawy. W końcu
materiał jest przejrzysty, energiczny i przebojowy. Tak każdy
kawałek coś wnosi do płyty, ma swój charakter i swoją
wartość. Nie ma mowy tutaj o wypełniaczach i półśrodkach.
Zespół idzie na całość i nie ma zamiaru się rozdrabniać.
Zaczyna się od klasycznego „Can You See the
Fire”,
który niszczy cały debiut. Mocny, wyrazisty riff osadzony w
starym NWOBHM, heavy metalu lat 80 i twórczości Iron Maiden,
czy Scorpions. Do tego wszystkiego Sebastian Stodołak, który
brzmi jeszcze lepiej niż na debiucie. Jego głos jest mocniejszy i o
wiele barwniejszy. Momentami przypomina mi Graham Bonneta z okresu
Rainbow. Dynamika, echa starego Helloween można wyłapać w
rozpędzonym „Nosferatu”.
Dawno na polskiej scenie nie było tak dobrze skonstruowanego heavy
metalu w stylu lat 80. Pięta i Ajronmajk stworzyli zgrany duet,
który stawia na lekkość, finezję i klasyczne rozwiązania.
Słucha się tego naprawdę dobrze. Nie ma efektu monotonności jak w
przypadku debiutu. „Far Away”
bardziej hard rockowy przypominając Dokken, Scorpions czy też
Accept. To prosty i bardzo solidny kawałek, który pokazuje
elastyczność polskiej formacji. Takiej petardy jak „King
is dead”
raczej nikt by się nie spodziewał. Szybkie tempo, konwencja
przypominający stary Iron Maiden i niezwykła przebojowość. Nasz
polski heavy metal w tym przypadku może równać się z
zagranicznym i to jest powód do dumy. Bałem się na początku,
że panowie przesadzili z liczbą utworów. Jednak zadbali o
urozmaicenie i dzięki temu płyta wcale nie nudzi i z każdym
utworem jeszcze bardziej wciąga. Tytułowy „Back
against the world”
to dobra mieszanka hard rocka i heavy metalu. To taka kwintesencja
stylu Scream maker. Nawet rozbudowany i stonowany „Godsend”
potrafi wciągnąć w swój tajemniczy klimat. Momentami
przypomina to twórczość Dio czy Black Sabbath, co zresztą
nie dziwi, bo zespół robi akcję oddawania hołdu Ronniemu
poprzez granie jego utworów. „Retribution”
to kolejny kolos i kolejny kawałek, który pokazuje, że
zespół się rozwinął i to pod każdym względem. Co warto
jeszcze wyróżnić? Na pewno energiczny i nieco power metalowy
„Black Fever”
czy hard rockowy „All Because of You”.
Diametralna
zmiana stylu, dopracowanie swojego stylu, poprawienie kompozytorstwa
i zatrudnienie nowego gitarzysty dało pożądany efekt. Powstał
album z klasycznym heavy metalem wzorowanym na latach 80, na płytach
iron maiden, Scorpions, Anvil czy Judas Priest. To co nie zadziałało
na debiucie, w końcu sprawdziło się na drugim albumie. Miłe
zaskoczenie i w końcu wiem, że ten band to obecnie jeden z naszych
najbardziej wartościowych zespołów na rynku. Brawo, dobra
robota i oby tak dalej.
Ocena:
8.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz