Strony
▼
wtorek, 15 października 2024
IGNITOR - Horns and Hammers (2024)
Kto by pomyślał, że amerykański Ignitor jest na scenie 21 lat. Czas szybko leci, ale na przestrzeni lat band nie przebił się do czołówki epickiego heavy/power metali. Marka dobrze znana fanom gatunku, ale to band drugiej ligi, który trzyma bardzo dobry poziom, ale to przede wszystkim solidne rzemiosło. Kto szuka powiewu świeżości, czy zrywu i przebłysku geniuszu to tego tu nie znajdzie. 3 października ukazał się nowy krążek grupy, który nosi tytuł "Horns And Hammers" i to nakładem metal on metal records. Fani Manilla Road, Cirith Ungol czy Manowar powinni posłuchać co tam zmajstrował Ingitor tym razem.
Okładka robi robotę i zachęca by sięgnąć po nowe dzieło Ignitor. Troszkę przypomina okładki Blazon Stone czy Rocka Rollas. Samo brzmienie też nieco przybrudzone i oddające klimat lat 80. Od strony technicznej jest naprawdę dobrze. Ignitor to przede wszystkim doświadczony wokalista Jason Mcmaster, którego charyzma i styl śpiewania idealnie współgra z stylem grupy. Od strony partii gitarowych jest dobrze, ale duet Stuart Laurence i Robert Williams nie wykraczają poza pewne ramy. Serwują nam ograne riffy i takie melodie, które dostarczają emocji, ale jakoś brakuje w tym błysku geniuszu i powiewu świeżości. Ignitor nie robi nic nadzwyczajnego i serwują po prostu solidny heavy metal, który jest miły w odsłuchu.
Na plus zaliczam na pewno melodyjny i przebojowy otwieracz "Horns and hammers", który pokazuje, że w tej kapeli drzemie potencjał. Stonowany i nieco w klimatach doom metalu "Dark Horse" nie jest zły i w swojej konwencji broni się. Klimat lat 80 unosi się nad prostym i łatwo wpadającym w ucho "Cyber Crush". Warto też pochwalić za taki tradycyjny i marszowy "Taking up With Serpents", gdzie unosi się epickość i jest w tym wszystkim pomysłowość. Uroczy jest przewodni motyw w "Ferecious the martys" i do tego ta partie klawiszowe i nutka progresywności. Jeden z ciekawszych momentów na płycie. Rycerski klimat można wyłapać w agresywniejszym "Chaos Maximus Eternal". Riff robi robotę. Reszta dobra i jakoś niezbyt wybijająca się. Band serwuje nam solidną porcję heavy metalu.
Ignitor to rozpoznawalna marka, ale jakoś nie potrafią wyjść ze strefy solidności i rzemiosła. Niby potencjał jest na coś więcej, ale jakoś zespół nie potrafi się przełamać. Płyta dobra do posłuchania i potrafi umilić czas, ale czy ktoś będzie pamiętał o tej płycie za kilka miesięcy? Pewnie nie. Ignitor swoje zrobił, ale ja czekam na jakąś perełkę od tej formacji. Może kiedyś się doczekam...
Ocena: 7/10
Ale im ( ignitor ) odjebało w teledysku ,,hatchet,, ( jeszcze z poprzedniej płyty ? ) i pomimo niezłego grania... niech spierdalają... bo co ? bo pojeby...
OdpowiedzUsuń