Strony

środa, 24 sierpnia 2011

TRICK OR TREAT - Tin Soldiers (2009)

Mówi się że wśród power metalu Edguy ma nie poważny wizerunek i często jest określany jako taki komiczny i wesoły metal. W takim razie jak określić włoski Trick or Treat. Jak w ogóle można nazwać zespół „cukierek albo psikus”?No chyba że się jest zakochanym w niemieckim Helloween i erze Keeper of the seven keys. Wtedy wszystko zaczyna mieć sens. Bo mamy skojarzenie z światem Helloween i do tego słowo „cukier” jest tutaj słowem kluczem. Zespół chce być drugim Helloween i nic dziwnego. Zespół brzmi i to dosłownie jak Helloween. Mamy wesołe i jak dla mnie zbyt wesołe i takie dziecięce teksty. Ich wizerunek i muzyka jest kiczem i jest mało poważna i zbyt wesoła. Jasne w Helloween i takie humoru nie brakowało, ale był on w małej dawce, a tutaj w tym zespole wręcz dominuje. Zespół swoją karierę zaczynał od grania coverów Helloween, dowodem może być pierwszy album live, gdzie są covery Helloween, potem na debiucie grali swój materiał,a le też zakorzeniony bardzo w Helloween. Drugi album „Tin Soldiers” ukazał się w 2009 roku i to jest dowód na to, że numer 1 jeśli chodzi o kicz, słodkość i wesołkowatość jest Trick or Treat, będący marną kopią Helloween. Nie zrozumcie mnie, naśladowców Helloween nie brakuje i wciąż jest na topie kopiowanie, bądź granie pod ich największe albumy, ale uważam że tylko Insania stockholm zrobiła to w sposób właściwy i jako jedyna zbliżyła się przynajmniej do poziomu „Keeper of The seven Keys” bo to co gra włoski zespół, brzmi nieco jak parodia i jedynie co można im pogratulować to drugiego Kiske czyli Aleksandro Coti. Skoro mowa już o Kiske, czy nie jest ironiczne to że sam Kiske wziął udział w tym graniu pod Helloween z jego okresu? No ale tak to prawda Micheal jest honorowym gościem. Oprócz niego mamy też wokalistę Vision Divine – Michele Luppi.

Radość i kicz doskwiera już od samego początku. Intro w postaci „A night in the Toyshop” nasuwa mi film „laleczka Chucky”, ale muzycznie nie odbiega to od intr Helloween z obu części „Keeper of the seven keys”. Zaskoczenia nie ma dalej. Bo o to ma utwór będący zagrany na wzór „Eagle Fly free” no i podobny riff słychać w „Paper dragon”. Podobna dynamika, podobna sekcja rytmiczna i nawet refren ma podobny wydźwięk i jest również bardzo podniosły. Ale daleko mu do pierwowzoru. Jest to dobre, melodyjne granie, bez jakiegoś polotu, bez jakieś świeżości. Ot co pokazanie, że potrafią grać pod Helloween. Solówki były ostoją Helloween, a tutaj są co najwyżej dobre zresztą jak inne kwestie w tym kawałku. Utwór dobry, ale daleko od totalnego zniszczenia. Żeby nie było jest to jedyny kawałek, który jako tako w całości mi się podoba. Słodko i kiczowato jest dalej. Słychać to w kolejnej kompozycji tj „Take your Chance” gdzie mamy gościnny występ Luppiego. Riff totalnie skopany. Nie ma ani energii, ani melodii, które by się podobały. Zespół nie radzi sobie ze średnim tempem i słychać to. W szybkości da się pewne wady zatuszować. Tym razem wszystko mamy jak na dłoni. Średniej klasy partie gitarowe, wręcz nie słuchalne. Chaos w sekcji rytmicznej i nic się tutaj nie trzyma kupy. Każdy muzyk gra dla siebie, nie ma porozumienia. Gdzie te chwytliwe refreny? No tutaj tego nie ma. „Freedom” no jest szybki, bardzo dynamiczny i taki Trick or treat jest bardziej słuchalny, choć też daleko od genialności. Wtórność w muzyce tego zespołu sprawia, że zamiast słuchać melodii, refrenu i tupać w rytm perkusji, zastanawiamy się z jakiego utworu Hellowen tym razem zrzynają. Dobry power metalowy kawałek z dozą energii i z nieco ciekawszymi ( w końcu) solówkami. W sumie można było się spodziewać w jakich kawałkach zaśpiewa Kiske. On lubi wolniejsze kompozycje, co można było usłyszeć choćby na Revolution Renaissance. No i to mamy „Full Moon” który jest średnią tego co można było usłyszeć w całej karierze Kiske pod odejściu od Helloween. Kawałek bardziej rockowy, bardziej stonowany i znów beznadziejna warstwa instrumentalna. Kiske stara się odwrócić naszą uwagę, ale na próżno. Nie wiem co jest gorsze ten smutny riff i te melodie czy popowy refren? Znów szybszy jest „Elevator to the sky” ale znów są średniej klasy melodie i mało przekonujący refren. Tak jak szybko w pada w ucho tak szybko wylatuje. Nieco lepiej brzmi „Loser Song”. Początek brzmi jak tribute to Queen. Kawałek wesoły, ale tym razem skoczny, bardziej rockowy i nieco inny od tych szybkich galopad. Jednak melodie i gitary oraz wokal przypominają nam że to kopia Helloween. No i znów nieco ciekawszy moment na płycie.'Tears Against Your Smile” ballada i Kiske, nie jest to „Tales that wasnt right” ale nawet nawet to jakoś brzmi. Dużo ratuje refren, taki nieco cieplejszy i mniej słodki. „Final Destination” to kolejna szybka petarda. Ujdzie, ale to taka średnia krajowa. Nic szczególnego, ale ma dobrą dynamikę i jakoś energię. Szkoda tylko, ze nie wiele się wynosi z tego kawałka. Ja do dziś pamiętam, tylko było szybko i melodyjnie. Ci którzy wytrzymali do tego momentu mogą śmiało się domyślić, co można oczekiwać po tytułowym „Tin Soldiers” kolejne nijakie granie, kolejny chaotyczny kawałek, gdzie każdy sobie rzepkę skrobie i nie ma pracy zespołowej, ale i to nawet by im nie pomogło.

Tak jak kocham Helloween, tak jak kocham Keeper of the seven Keys, tak nienawidzę Trick Or Treat tutaj nawet nie chodzi o to w jakiej tematyce się obracają. Tutaj nawet nie chodzi o wtórność, czy te tony cukru. Najgorzej przeboleć te melodie, refreny i ogólnie same kompozycje. Jasne można grać wtórnie i to jeszcze pod Helloween. Trzeba jednak mieć pomysły na motywy, na melodie , an refreny, a włosi nie mają. Chcą grać pod swoich bohaterów z dzieciństwa, ale nie wychodzi im. Mają gdzieś tam jakiś pomysł na granie, na tematykę i cały wizerunek, ale to wszystko. Ich muzyka dla mnie jest nie porozumieniem i przykładem jak nie grać Power Metal. To jest parodia Helloween, gdzie dominuje humor, kicz, chaotyczne granie i średniej klasy kompozycje. Szukacie czegoś w stylu Helloween i „Keeper of the seven Keys”? No to odsyłam do Insania Stockholm, który jest dowodem że można grac pod konkretny zespół i album, i do tego z pewną dozą pomysłowości i polotem, czego nie słychać w muzyce Trick or Treat. Nota: 3/10 Żenada i odradzam, bo można być z szokowanym jak muzyka w stylu Helloween może być nie atrakcyjna.

2 komentarze:

  1. Czegóż spodziewać się po zespole, który nagrał cover "Girls wanna have fun".

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha i tak mogłem napisać, zamiast pisać długi elaborat o tym czymś:P Niech lepiej wracają do grania coverów:P

    OdpowiedzUsuń