Strony

środa, 15 lutego 2012

PHARAOH - Bury The Light (2012)


Pamiętam rok 2008 kiedy to swoją premierę miał kolejny album amerykańskiej formacji PHARAOH, a mianowicie „Be Gone” i do dziś pamiętam, że owe wydawnictwo zostało ciepłe przyjęte. Dziś mamy rok 2012 i premierę kolejnego albumu tegoż zespołu i „Bury The Light” to już krążek numer 4 w ich karierze. Jednak nie wszyscy muszą ich znać i wiedzieć co grają, więc teraz kilka zdań na temat zespołu, aby niektórzy mogli się bardziej oswoić zespołem i poznać go co nieco. Warto zacząć w tym przypadku najlepiej od początku czyli od roku 1998 kiedy to formacja została założona , potem mamy debiutancki album „After The Fire” w 2003 roku, a trzy lata później „The Longest Night”. Muzycznie „Bury the Light” nie odbiega od tego do czego nas przyzwyczaił, dalej jest sporo heavy metalu spod znaku IRON MAIDEN, czy też ATTACKER albo HELSTAR, jednak tym razem mam wrażenie, że pierwiastek heavy metalowy przyćmił power metalowy znany mi z „Be Gone” i właśnie to jest wg mnie najgorsza cecha nowego albumu. Momentami zbyt melancholijna, zbyt nijaka, jakby bez energii, bez ognia, a same pomysły też czasami uważam za nie trafione. Szkoda nieco tego wszystkiego, bo i brzmienie jest dobrze wyważone, a sami muzycy mają owe wymagane umiejętności mają potencjał. Tak więc postaram się wskazać to co mnie ruszyło w poszczególnych utworach.

Materiał tworzy 10 się kompozycja i otwarcie albumu za pomocą „Leave Me Here to Dream” mogłoby się wydawać za udanym pomysłem, bo utwór melodyjny, dynamiczny i do tego ma cechy zadziorności. Nie sposób tutaj powstrzymać się od skojarzeń z IRON MAIDEN, ale też HELSTAR gdzieś się tutaj pojawia. Nie powiem utwór dobry, ale szału nie ma czegoś mi tutaj brakuje, a może owa wtórność sprawia, że już czuję nie dosyt? Dobrze, że stylistycznie „The Wolves” jest inny, bo album byłby dopiero nudny. Tym razem słychać wyraźnie że jest power metalowe zacięcie. I tym razem zespół stworzył ciekawą linię melodyjną, a owy ciężar i mrok sprawia że to wszystko nabiera odpowiedniego wymiaru, którego nie dostrzegłem przy pierwszej kompozycji. Utwór rozegrany z myślą o amerykańskiej scenie metalowej. „Castles in the Sky” niby ma ciekawe melodie w stylu IRON MAIDEN, ale oklepany motyw i okrojenie z charakteru sprawia, że utwór niczym nie porywa, no może z wyłączeniem dobrej formy wokalnej Tima Aymara. Mieszane uczucia ma również w przypadku najdłuższej kompozycji którą jest „The Year of the Blizzard”. Wiem, że miało być różnorodnie, że miało być bardziej złożony kawałek, ale połączenie patentów balladowych z bardziej heavy/power metalowymi wyszły nijako i myślę że zrobienie z tego 2 kompozycji byłoby lepszym rozwiązaniem. Sporo IRON MAIDEN w linie melodyjnej i właściwie pod względem czysto instrumentalnym jest to utwór bardzo udany, bo i motyw taki dość przemyślany, a solówki śmiało można zaliczyć do tych najlepszych. Tak więc mimo zgrzytów i owej rozbieżności mamy jeden z ciekawszych utworów na płycie. Nie ustanym wrażeniem które mi towarzyszyło niemal przez cały album to brak zdecydowania i chaos , które świetnie słychać w nijakim „The Spiders Thread”. To, że brakuje energii, mocy i zapadających motywów pisałem już na wstępie, a ten argument można poprzeć dając za przykład taki „Cry” czy też „Graveyard of Empires”. Do udanych kompozycji, które starają się zmazać wszelkie złe wrażenie z poprzednich utworów zaliczyć należy utrzymanym w średnim tempie „Brun With Me” oraz melodyjny „In Your hands”.


W przypadku „Bury The Light” mam wrażenie że zabrakło pomysłów na wszystko, zarówno na samą strukturę, melodię jak i aranżację. Wszystko jest strasznie przeciętne i nie przykuwa uwagi na dłużej i brakuje niemal tego wszystkiego co można było uświadczyć na „Be Gone” uleciała nie tylko pomysłowość ale i energia. Szkoda, bo PHARAOH spodziewałem się czegoś więcej. Kolejne tegoroczne rozczarowanie. Ocena: 4.5/10

1 komentarz:

  1. Kupiłem ostatnio ten CD i nie wiem po co to zrobiłem :) Teraz nie mogę go sprzedać, badziew okropny. Dawno nie słyszałem albumu tak nudnego, wypranego z emocji i totalnie bez pomysłu na melodię, brrrr

    OdpowiedzUsuń