Strony

niedziela, 24 czerwca 2012

LUCA TURILLI'S RHAPSODY - Ascending To Infinity (2012)


Czasami jest ciężko zrozumieć tok myślenia niektórych muzyków i sporo zamieszania wśród słuchaczy i fanów wywołał podział muzyków RHAPSODY OF FIRE. Rozłam był pewnym szokiem, bo zespół funkcjonował dość sprawnie, wydawał albumy, jednak przyszedł czas na rozłam, który doprowadził do funkcjonowania dwóch zespołów. Z jednej strony mamy RHAPSODY OF FIRE w którym pozostali klawiszowiec Alex Stratopoli a także wokalista Fabio Lione, gitarzysta Tom Hess i perkusista Alex Holzwarth. Natomiast z drugiej strony zespół Luca Turilliego o nazwie RHAPSODY i w skład tego zespołu weszli również Dominique Leurquin, Patrice Guers i ... Alex Holzwarth i tak o to ta formacja rozpoczęła poszukiwania wokalisty do swojego zespołu. Wybór padł w końcu na wokalistę znanego z śpiewania pod Kiske w TRICK OR TREAT czyli Alesandro Conti. W takim składzie rozpoczęto pracę nad pierwszym albumem po rozłamie i „Ascending To Infinity” to bardzo pozytywne zaskoczenie jak dla mnie. Ostatnie albumy raczej nie wzbudzały we mnie większego podniecenia. Wszystko było okej, albo tylko przeciętnie, więc taki rozłam dawał poczucie że z jednym z wcieleń coś dobrego dostanę. Stylistycznie Luca nic nie zmienił, ale jest to dzieło o wiele ciekawsze aniżeli poprzednie dzieła RHAPSODY OF FIRE. Jest to symfoniczny power metal, jednak pomysły są bardzo ciekawe, zapadające w pamięci, wykonanie precyzyjne, do tego piękne, soczyste brzmienie, masa intrygujących partii muzyków, gdzie starają się wycisnąć emocje, epickość, klimat, melodyjność, tak więc jest i bogactwo w aranżacjach, ale są też melodie. Ano właśnie przebojowy charakter albumu to jego mocny atut. Również Luca wygrywa znacznie interesujące partie, bardziej przemyślane, jest zastrzyk emocji, jest niezwykła technika i dzieje się sporo. Postawienie na zróżnicowanie i emocje sprawiło że płyta jest dynamiczna i melodyjna.

Nie spodziewałem się, że da się znaleźć kogoś godnego na miejsce Fabio w roli śpiewania, a jednak Alesandro Conti jest tutaj prawdziwym mistrzem i w tak wyśmienitej formie jeszcze nie był, tak wybornie, zróżnicowanie nie śpiewał nawet w TRICK OR TREAT. Jest śpiewanie różnymi barwami, jest śpiewanie operowe i ostre gdy trzeba, jak dla mnie bohater tego albumu. Drugim bohaterem jest Luca, który pokazał że mimo że jest to któryś z rzędu podobny album, z podobnym stylem i konwencją to że wciąż ma dobre pomysły, które pokazują co to jest symphonic power metal. Jest bogactwo, jest wręcz filmowo, „Quantum X” to znakomity przykład owej filmowości na płycie. Tak Luca w formie i słychać poziom starego RHAPSODY i o tym już świadczy dynamiczny, przebojowy i szybko zapadający w pamięci „Ascending To Infinity” który zbudowany jest imponującym klimacie, pięknym, nieco operowym śpiewaniu Alesandro a także wybornej grzej Luce. Zróżnicowanie no i to budowanie napięcia, bawienie się motywami po prostu mi na tym albumie zaimponowało. Idealnie to odzwierciedla nieco mroczniejszy „Dantes Inforno” który ma nieco bardziej stonowane tempo i ciekawe linię melodyjną wykreowaną przez klawisze i wokal Alesandro. To czego brakowało mi na poprzednich albumach RHAPSODY OF FIRE to przede wszystkim ciekawych melodii , pomysłów tutaj Luca nie popełnił tego błędu i dowodem tego jest rozbudowany i epicki „Excalibur”. Nawet zwolnienie, wstawienie balladowych patentów w spokojnym, romantycznym „Tormento E Passione” są trafione i dobrze wyważone. Szybki power metal oparty na chwytliwej melodii i wirtuozerskiej pracy Lucii ? A proszę i odpalamy „Dark Fate Of Atlantis”, który zadowoli każdego wymagającego słuchacza. „Luna” czyli cover ALESANDRO SAFINA jakoś słabiej wypada i więcej tutaj muzyki poważnej aniżeli metalu. Takich przebojów jak „Clash Of Titans” Luca nie stworzył już od dawna, najwyższy czas pokazać światu że jest w formie i że wie jak tworzyć killery na miarę starych dokonań. Tradycyjnie musiał pojawić się długi kolos, klimatyczny, pełen epickości i różnych nastrojowych motywów i taki jest bez wątpienia 16 minutowy „Of Michael The Archangel And Lucifer's Fall” który również w swojej konwencji zaskakuje i dowodzi że długie utwory nie muszą być nudne i męczące. I takim miły smaczkiem jest cover HELLOWEEN czyli „March Of Time” i po raz drugi Luca Turilli nagrywa utwór HELLOWEEN w dodatku z wokalistą zespołu TRICK OR TREAT który przecież znany jest z grania coverów HELLOWEEEN.

No kto by pomyślał, że taki album nagra Luca z nieco odmienionym składzie. Album nawiązuje do najlepszych dzieł Luci i RHAPSODY. Symphonic power metal najwyższej próby. Poziom polskiego PATHFINDER został osiągnięty. Ciekawe czy RHAPSODY OF FIRE nagrają coś na podobnym poziomie? Czas pokażę.

Ocena: 9.5/10

2 komentarze:

  1. Luka utrzymał poziom, świetne wymieszanie Rhapsody z solowymi wydawnictwami tera czekamy na Rhapsody of Fire rar.

    OdpowiedzUsuń
  2. Alex Holzwarth nie jest perkusistą nowego Rhapsody, nagrał bębny jedynie jako muzyk sesyjny na potrzeby debiutu, aktualnym perkusistą bowiem jest Alex Landenburg. :)

    OdpowiedzUsuń