Granie na pograniczu heavy metalu i
hard rocka było jakże powszechnym zjawiskiem w latach 80 i takich
kapel było naprawdę pełno i warto tutaj wspomnieć o takim
RAZORMAID. Amerykańskiej kapeli założonej w 1983 r przez
Johna Kirka, gitarzystę który miał wizję co do zespołu i
co do tego co ma grać. Historia właściwie wiąże się z licznymi
zmianami składami i daruję sobie przytaczanie tutaj wszystkich
nazwisk, a przejdę do roku 1987 kiedy to ukazał się debiutancki
album „First cutt” i jest to ich jedyne dzieło, gdyż
niezbyt udana promocja zespołu i silna konkurencja sprawiły że
zespół szybko zgubił się i znikł ze sceny metalowej.
Słuchając debiutu można wyłapać w muzyce prezentowanej przez
RAZORMAID wpływy takich kapel jak DOKKEN, KEEL, MOTLEY CRUE, czy też
KROKUS, PRETTY MAIDS. Muzyka może faktycznie nieco oklepana, styl
może też taki dość znajomy i niczego nowego nie odkryjemy
słuchając tego albumu i wtórność, pospolitość daję o
sobie znać, niemal w każdej kompozycji. Jednak dobrze zrealizowana
produkcja, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że zespół
wydał ten album o własnych siłach, dobrze przyrządzone kompozycje
sprawiają że album słucha się bez większego zażenowania i
dostarcza sporo frajdy, tak więc na rozrywkę nie można narzekać.
Pod nieco kiczowatą okładką, która
oddaje najlepiej lata 80 kryję się dość wyrównana, a
przede wszystkim zrównoważona zawartość. Mamy zadziorne
kompozycje jak „Sooner Or Later” które dogłębnie
prezentują styl kapeli, a więc rytmiczny riff, odegrany z
lekkością, melodyjnością, pewnym hard rockowym zacięciem. Nie da
się ukryć, że album napędza gitarzysta John Kirk, który
posiadał zdolność płynnego przechodzenia między motywami,
potrafił zagrać finezyjnie, z pomysłem, potrafił zaskoczyć,
wykreować melodie które zostawały w pamięci. Bez wątpienia
stanowi on atrakcję tego albumu. Podobnie można by napisać o
wokaliście Jamie Lee, który nie wybiega poza normę
wokalistów jakich było pełno w latach 80, potrafił śpiewać
czysto, klimatycznie, wręcz hard rockowo, potrafił też użyć
piszczenia, czy śpiewania w wysokich rejestrach i nie da się ukryć,
że w swojej roli był nie do zastąpienia. „Fight For Your
Life” to przykład, że zespół stawia nacisk na
melodie. Jest i przebojowy charakter i taki hard rockowy refren z
pewnymi nawiązaniami do DEF LEPPARD. Jak to bywa w przypadku takich
płyt, gdzie jest hard rock i heavy metal znaczącą rolę odgrywają
balladowe wtrącenia takie coś zespół stosuje w dynamicznym
„Blue Thunder” czy też w czysto balladowym „Second
Chance” który uderza w emocje słuchacza i potrafi
wzruszyć, potrafi porwać swoim pięknym wykonaniem.. Potwierdzeniem
nie przeciętnych umiejętności gitarzysty Johna Kirka jest choćby
taki melodyjny „Obsession” gdzie kluczową rolę
powierzono klawiszom i w takiej lekkiej formie rockowej zespół
prezentuje się również ciekawie, a wykonanie i dbałość o
szczegóły robi wrażenie. Nie można się przyczepić ani do
pomysłu na utwór, ani do wykonania, ani do poziomu
umiejętności muzyków. Więcej heavy metalu, więcej ognia,
ostrości da się wyłapać w takim klasycznym „Living On The
Run” gdzie też pojawiają się pewne odniesienia do DEF
LEPPARD. Taki też jest przebojowy „Victim Of The Night”
który był jedną z pierwszych kompozycji jakie stworzył
zespół. Najszybszą kompozycją na albumie jest bez wątpienia
rozpędzony, oparty na mocnym heavy metalowym wydźwięku jest
„Rock'n Roll Invasion”. Wyczyny sekcji rytmicznej, jej
precyzję, zróżnicowanie i dynamikę znakomicie oddaje taki
nieco zadziorny „The drifter” z pomysłowym głównym
motywem gitarowym. „Too Late” czy zamykający „Racing
With Time” to kolejne przeboje będące miksem heavy metalu i
hard rocka.
Niby płyta jakich wiele w latach 80
było, może nieco wtórna, może przemyca oklepane pomysły i
taki pospolity styl grania, to jednak szybko potrafi porwać
słuchacza szczerością, lekkością, solidnym wykonaniem, dbałością
o szczegóły. Za sukcesem albumu bez wątpienia stoi
przebojowy charakter materiału i bardzo dobre umiejętności
muzyków, zwłaszcza Johna Kirka i Jamiego Lee, którzy
potrafią zaskoczyć i doprowadzić słuchacza do radości. Szkoda,
że zespół znikł po tym albumie, bo drzemał w nich ogromny
potencjał.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz