Strony

poniedziałek, 4 czerwca 2012

RAZORMAID - First Cutt (1987)


Granie na pograniczu heavy metalu i hard rocka było jakże powszechnym zjawiskiem w latach 80 i takich kapel było naprawdę pełno i warto tutaj wspomnieć o takim RAZORMAID. Amerykańskiej kapeli założonej w 1983 r przez Johna Kirka, gitarzystę który miał wizję co do zespołu i co do tego co ma grać. Historia właściwie wiąże się z licznymi zmianami składami i daruję sobie przytaczanie tutaj wszystkich nazwisk, a przejdę do roku 1987 kiedy to ukazał się debiutancki album „First cutt” i jest to ich jedyne dzieło, gdyż niezbyt udana promocja zespołu i silna konkurencja sprawiły że zespół szybko zgubił się i znikł ze sceny metalowej. Słuchając debiutu można wyłapać w muzyce prezentowanej przez RAZORMAID wpływy takich kapel jak DOKKEN, KEEL, MOTLEY CRUE, czy też KROKUS, PRETTY MAIDS. Muzyka może faktycznie nieco oklepana, styl może też taki dość znajomy i niczego nowego nie odkryjemy słuchając tego albumu i wtórność, pospolitość daję o sobie znać, niemal w każdej kompozycji. Jednak dobrze zrealizowana produkcja, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że zespół wydał ten album o własnych siłach, dobrze przyrządzone kompozycje sprawiają że album słucha się bez większego zażenowania i dostarcza sporo frajdy, tak więc na rozrywkę nie można narzekać.

Pod nieco kiczowatą okładką, która oddaje najlepiej lata 80 kryję się dość wyrównana, a przede wszystkim zrównoważona zawartość. Mamy zadziorne kompozycje jak „Sooner Or Later” które dogłębnie prezentują styl kapeli, a więc rytmiczny riff, odegrany z lekkością, melodyjnością, pewnym hard rockowym zacięciem. Nie da się ukryć, że album napędza gitarzysta John Kirk, który posiadał zdolność płynnego przechodzenia między motywami, potrafił zagrać finezyjnie, z pomysłem, potrafił zaskoczyć, wykreować melodie które zostawały w pamięci. Bez wątpienia stanowi on atrakcję tego albumu. Podobnie można by napisać o wokaliście Jamie Lee, który nie wybiega poza normę wokalistów jakich było pełno w latach 80, potrafił śpiewać czysto, klimatycznie, wręcz hard rockowo, potrafił też użyć piszczenia, czy śpiewania w wysokich rejestrach i nie da się ukryć, że w swojej roli był nie do zastąpienia. „Fight For Your Life” to przykład, że zespół stawia nacisk na melodie. Jest i przebojowy charakter i taki hard rockowy refren z pewnymi nawiązaniami do DEF LEPPARD. Jak to bywa w przypadku takich płyt, gdzie jest hard rock i heavy metal znaczącą rolę odgrywają balladowe wtrącenia takie coś zespół stosuje w dynamicznym „Blue Thunder” czy też w czysto balladowym „Second Chance” który uderza w emocje słuchacza i potrafi wzruszyć, potrafi porwać swoim pięknym wykonaniem.. Potwierdzeniem nie przeciętnych umiejętności gitarzysty Johna Kirka jest choćby taki melodyjny „Obsession” gdzie kluczową rolę powierzono klawiszom i w takiej lekkiej formie rockowej zespół prezentuje się również ciekawie, a wykonanie i dbałość o szczegóły robi wrażenie. Nie można się przyczepić ani do pomysłu na utwór, ani do wykonania, ani do poziomu umiejętności muzyków. Więcej heavy metalu, więcej ognia, ostrości da się wyłapać w takim klasycznym „Living On The Run” gdzie też pojawiają się pewne odniesienia do DEF LEPPARD. Taki też jest przebojowy „Victim Of The Night” który był jedną z pierwszych kompozycji jakie stworzył zespół. Najszybszą kompozycją na albumie jest bez wątpienia rozpędzony, oparty na mocnym heavy metalowym wydźwięku jest „Rock'n Roll Invasion”. Wyczyny sekcji rytmicznej, jej precyzję, zróżnicowanie i dynamikę znakomicie oddaje taki nieco zadziorny „The drifter” z pomysłowym głównym motywem gitarowym. „Too Late” czy zamykający „Racing With Time” to kolejne przeboje będące miksem heavy metalu i hard rocka.

Niby płyta jakich wiele w latach 80 było, może nieco wtórna, może przemyca oklepane pomysły i taki pospolity styl grania, to jednak szybko potrafi porwać słuchacza szczerością, lekkością, solidnym wykonaniem, dbałością o szczegóły. Za sukcesem albumu bez wątpienia stoi przebojowy charakter materiału i bardzo dobre umiejętności muzyków, zwłaszcza Johna Kirka i Jamiego Lee, którzy potrafią zaskoczyć i doprowadzić słuchacza do radości. Szkoda, że zespół znikł po tym albumie, bo drzemał w nich ogromny potencjał.

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz