Strony

sobota, 30 czerwca 2012

TRIAL - The primordial temple ( 2012)


Heavy Metal każdy grać może, jeden lepiej jeden gorzej, ale taka już dzisiaj to wygląda, wystarcza dobre studio, średnie pojęcie o graniu i już można coś zmącić, nie liczą się umiejętności jak kiedyś, a tylko to jak potrafisz skleić to wszystko. Ostatnio natknąłem się na szwedzki zespół o nazwie TRIAL. Szwedzką kapelę można zaliczyć do grona kapel typu PORTRAIT, czyli nowej fali heavy metalu nawiązującej do heavy metalu z lat 80. jednak poziom nie ten, wykonanie, aranżacje o kilka klas też niższe. Tych kapel grających pod lata 80 się ostatnio na tworzyło sporo i sporo z nich trzyma wysoki poziom, tak więc poprzeczka jest wysoko ustanowiono i debiutancki album TRIAL „ The Primordial Temple” nie przebija jej i nie sięga do grona tych wydawnictw które zaliczam do wybornych. Tutaj nie chodzi już nawet o wtórność, ale o to co prezentuje zespół w kompozycjach, o ich wykonanie, aranżacje, o to w jaki sposób przemycają stare, ograne patenty, motywy, to w jakiej formie jest opakowany ten sam produkt, no i muszę przyznać nie powalają umiejętności muzyków ani ich pomysłowość na kompozycje.

Melodie są i to nie podlega dyskusji, już w otwierającym „Flaming Fate” je słyszymy i właściwie każda kompozycja je posiada, ale jakość ich, pomysłowość, autentyczność, czy też świeżość. Nie ma zaskoczenia, a umiejętności muzyków też co najwyżej przeciętne. Duet gitarzystów Ellstrom/ Johnsson którzy grają monotonnie, bez jakiegoś przekonania, bez zrywu i to wszystko jest przeciętne jak dla mnie. Partie gitarowe nie różnią się zbytnio od siebie, brakuje w tym wszystkim energii, pomysłu na ciekawe wykonanie. Już przy „Witches” zaczyna się odczuwać pewne zmęczenie materiału i zdezorganizowanie. Przez cały album przynudza nie tylko sfera gitarowa czy rytmiczna, ale również popisy wokalisty L. Johanssona, który nie ma ani charyzmy, ani ognia, śpiewa monotonnie co tylko pogłębia bezradność zespołu i ich przeciętny poziom grania, który od początku do końca jest jednostajny i bez większego zaangażowania. Jednym z takich ciekawszych momentów na płycie jest rytmiczny „The Primordial Temple” który nawiązuje pod względem sekcji rytmicznej i melodyjności do twórczości IRON MAIDEN. Ciekawą linię melodyjną i dobrze rozegrane solówki w podobnej konwencji ma „ Progenies of the Avenger” i bez wątpienia te dwa utwory dowodzą, że dynamiki jest jakby najlepszym sposobem na stworzenie coś ciekawego, wszelkie inne formy kończą się klęską. Niczego sobie jest też melodyjny i energiczny 'The Sorceress' Command' który również zbudowany jest na chwytliwym motywie wzorowanym na IRON MAIDEN, z tym że poziom muzyki nie ten i bardziej to można zakwalifikować do rzemiosła, który jest dobrze zagrana i to wszystko. Apogeum nudy sięga w kolosie „Phosphoros” który trwa 13 minut, co jak na ten zespół i jego styl jest lekką przesadą. I można było spokojnie to streścić do 4 minut. Sporo motywów, melodii, z których nic nie wynika. Idealny przykład, jak zespół słabo sobie radzi z pomysłem na utwory i jak przeciętne aranżacje

Bardzo łatwo przychodzą na myśl wady związku z albumem TRIAL. Niezbyt dobra produkcja, przeciętne umiejętności muzyków, które nie zapewniają odpowiedniego poziomu muzyki. Kompozycje są nudne, przewidywalne imało atrakcyjne dla ucha. Jest granie na jedno kopyto i bez większego zaangażowania. Nie wróżę temu zespołowi wielkiej kariery i być może tak jak szybko się pojawili, tak szybko znikną?

Ocena : 2.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz