Czysty, tradycyjny heavy metal w tym
roku jest bardzo piętnowany i w tej kategorii wyszło sporo
znakomitych i bardzo ciekawych krążków. Na pewno wielu z
fanów tego gatunku czekało na debiutancki album zespołu
założonego przez byłych członków SAXON, czyli gitarzystę
Grahama Oliviera i basistę Steviego Dawsona, a mianowicie OLIVER
DAWSON SAXON. Geneza tego zespołu wiąże się z rokiem 1995
kiedy to powstał z inicjatywy tych dwóch muzyków
zespół o nazwie SON OF BITCH, który wydał jeden album
a mianowicie „Victim Of You”. Połowa lat 90 zespół
funkcjonował również pod nazwą SAXON, jednak w wyniku
procesu sądowego wszczętego przez Biffa doszło do zmiany nazwy na
OLIVER DAWSON SAXON. Przez zespół przewinęło się wiele
muzyków, ale ostatecznie oprócz założycieli w zespole
swoje miejsce mają John Ward, który ma odpowiednią charyzmę,
zadziorność która pasuje dao takiego grania pod stary SAXON.
Haydn Conway jako gitarzysta również jest dobrym muzykiem i
jego współpraca z z Oliverem wypada dobrze, jednak można
poczuć niedosyt, swego rodzaju rozczarowanie. Dlaczego? Nie wychodzi
to wszystko ponad przeciętną normę, ponad dobry poziom, czasami
wdziera się monotonność, toporność i czasami owe partie gitarowe
bywają ciężkie strawne. Ten problem na pewno przesądza o tym, że
debiut zespołu w postaci „Motorbiker” nie należy do
albumów, które podbiją metalowy świat. Na pewno może
się podobać to co wyprawia perkusista, czyli Paul Oliver i co do
jego pracy nie mam żadnych zarzutów. Również
produkcja albumu brzmi soczyście, uwypukla wszelkie dźwięki,
zapewniając drapieżny charakter. Zespół swoim stylem chce
nawiązać do metalu lat 80, jednakże pomysły jak i wykonanie w
dużej mierze sprawiają, że niemal wszystko brzmi nie tak jak
powinno.
Materiał zdradza wszelkie
niedoskonałości owego albumu, czyli brak pomysłów na
kompozycje, jednostajne granie zespołu, brak zapadających melodii i
słabo przekonujące wykonanie, które jest na granicy nudy i
rozczarowania. Brak ognia, brak czego na czym można by zawiesić
uszy na dłużej. Album leci i po prostu przemija. „Chemical
Romance” to niezbyt trafiony otwieracz, jest ciężki,
stonowany i nie ma się zbytnio czym zachwycać. Na plus całkiem
udane linie wokalne. Na pewno zespół brzmi ciekawiej, kiedy
stawia na szybsze tempo, kiedy pojawia się dynamika, energia i
gdzieś tam w tle pojawia się przebojowość i myślę że w tej
kategorii tytułowy „Motorbiker” z hard rockowym zacięciem
jest bardzo dobrym przykładem. Moim skromnym zdaniem tak powinien
brzmieć cały album. Przesiąknięty rockiem jest też „Whippin
Boy” który ma do zaoferowania przede wszystkim bardzo
udane solówki i zadziorny wokal Warda. Kombinowanie, stawianie
na ciężar i mrok tak jak „No Way Out” okazało się
ślepym zaułkiem, który zdradził brak pomysłów
zespołu co do kompozycji. Wykonanie pozostawia wiele do życzenia.
Może się podobać wykonanie i klimat emocjonalnej ballady „Just
Another Suicide” z tym, że uważam że troszkę nie pasuje do
tego co zespół prezentował do tej pory. Był heavy metal i
to dość w ciężkiej formie, pomijana była finezyjność i ciekawe
pomysły. Brytyjski Heavy Metal daje o sobie znać w zadziornym
„Ghost”, aczkolwiek też można było lepiej to zagrać,
można było przemycić więcej dynamiki. Ale uważam, że jeśli
ktoś szuka udanej kompozycji w stylu SAXON to uważam, że ten utwór
się idealnie nadaje. Podoba mi się też średnio tempo w „Navada
Beach” i taki rockowy refren, który rozgrzeje nie jedną
publikę. Do tej pory ciężko było pochwalić za jakieś piękne
popisy gitarzystów, ale „Screaming Eagles”
zaskakuje swoim klimatem, lekkością i przede wszystkim finezją i
tutaj można się przekonać że gitarzyści potrafią grac
klimatycznie. Co ciekawe najlepsze zostało zachowane na koniec i
tutaj na pochwalę zasługuję przede wszystkim prawdziwa petarda w
postaci „Hell In Helsinki” która oparta jest na
dynamicznej sekcji rytmicznej, na przebojowym refrenie i taki heavy
metal w wydaniu byłych muzyków SAXON znalazłby zapewne
większe grono fanów. Takich szybkich kawałków na
płycie zbyt dużo nie uświadczymy. Równie miłym
zaskoczeniem jest „Nursery Crimes” , który ma
bojowy charakter i nawiązanie do MANOWAR jest tutaj na plus. Idealny
kawałek na koncerty.
Można było się spodziewać po byłych
muzykach SAXON czegoś więcej, czegoś na miarę starych płyt
SAXON, niestety tylko kilka kompozycji trzyma jako taki dobry poziom,
reszta brzmi strasznie monotonnie i wieje nuda, która wynika z
jednostajnego grania, z kombinowanie i nacisku na ciężar i
stonowane tempo. Czuje niedosyt i ten album mnie rozczarował.
Ocena: 4.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz