Niemiecka scena heavy
metalowa słynie ze swojego specyficznego charakteru, który
łączy solidność, surowość i pewien stopień toporności.
Fascynuje się tą sceną metalową i w większości przypadków
kontakt z niemiecką kapelą kończy się wielkim zaskoczeniem i
pozytywną opinią. Słowem kluczem jest tutaj „większość
przypadków” co oznacza, że zdarzają się wyjątki od tej
sytuacji. Jednym z takowych jest zespół poznany dzięki
uprzejmości wytwórni METALMESSAGE, która w ramach
współpracy pozwoliła zapoznać się z debiutanckim albumem
CARBID! . Czy w przypadku "Breaking Walls" można mówić o
solidności, dopracowaniu i przebojowym charakterze, który
często o sobie daje znać na płytach niemieckich kapel? Czy jest to
album na który warto zwrócić uwagę?
Jeśli nie przeszkadza
wam toporny, typowy niemiecki wokal pokroju Kaia Hansena, jeśli
lubicie mocne, toporne, proste i mało urozmaicone riffy, które
cechuje wtórność, jeśli lubicie ciężko strawne granie,
które wynika bardziej z niezbyt rozwiniętych umiejętności
muzyków to czemu nie, warto puścić, wysłuchać i zapomnieć.
Jednak jeśli ktoś szuka ciekawych pomysłów, melodii, czegoś
świeżego, jeśli ktoś myśli że znajdzie tu przeboje i łatwo
wpadającą w ucho muzykę to się mocno zdziwi. To jest właśnie
problem zespołu CARBID!, który wyraźnie daje o sobie znać
podczas słuchania debiutu. Choć kapela została założona w 2000r,
choć nagrała kilka dem i mini albumów, to jednak nie
słychać, że mają jakiekolwiek doświadczenie. Brak pomysłów
w sferze kompozycji, brak ciekawych pomysłów, brak ciekawych
melodii i do tego 5 utworów z 13 to covery. Nudny i wtórny
styl to kolejna kwestia, która męczy i doskwiera podczas
słuchania. Dobitką jest tutaj niezbyt przekonująca praca gitary,
która pozbawiona jest energii, chwytliwości. Nawet takie
proste zadanie jak nagranie coveru jest dla zespołu ciężkim
zadaniem co słychać po nagraniach DIO „Stand Up and shout”
, BILLEGO IDOLA „Rebel Yell” czy AC/DC w postaci „Sin
City”. Jeżeli ciężko nagrać dobry cover znanych i lubianych
utworów, no to jak zachęcić do autorskich kompozycji, które
są utrzymane w rasowym heavy metalowym stylu pokroju IRON MAIDEN czy
JUDAS PRIEST. „Creatures Of Light” jest może i nawet
dynamiczny, ale prosty i mało atrakcyjny co zresztą tyczy się
pozostałych utworów, czyli zadziornego „Green Hill”
czy szybkiego „Rock
Forever”, który jest
bodajże najjaśniejszym punktem na tej płycie. Ciężko pozytywnie
napisać o którymkolwiek utworze, bo wszystkie są wtórne,
nudne i niedopracowane, tylko tyle, że całość brzmi jak metalowy
krążek.
Słyszałem
wiele płyt wtórnych w tym roku, które emanowały
energią, który potrafiły zauroczyć melodyjnością, łatwą
formą i ciekawymi aranżacjami, pomimo tego że wszystko było
oparte na patentach z lat 80. Dobrym tego przykładem jest nowy
STRIKER, ale niemiecki CARBID! Nie przypomina na swoim debiutanckim
albumie STRIKER i daleko im do nich, a powodów jest pełno i
wszystko trzeba by dopracować począwszy od okładki, brzmienia, aż
po pomysł na kompozycje. Dawno mnie niemiecka kapela tak nie
zawiodła.
Ocena: 2/10
Płyty posłuchałem dzięki uprzejmości:
Nazwa wybitnie kojarzy mi się z chemią, ale ja mam jej ostatnio za dużo:D i gratuluje współpracy kochanie:* Szaleję za Tobą:*
OdpowiedzUsuń