Bokami wam wychodzą
kolejne zespoły power metalowe, które zamiast stawiać na
autentyczność, oryginalność, które zamiast stawiać na
świeżość i pomysłowość wybierają wtórność? Czujecie
przesyt kapel zapatrzonych w GAMMA RAY, HELLOWEEN? No to może
wywodzący się z Australii power metalowy zespół KNIGHTMARE
przykuje waszą uwagę? Zastanawiacie dlaczego w przypadku tego
zespołu miałoby być inaczej? Dlaczego niby kapela, która
debiutuje miała by nagrać coś w miarę ciekawego, pomysłowego i
innego niż to co do tej pory się słyszało?
Cóż, nie powiem,
że KNIGHTMARE, który został założony w 2005 roku nie kryje
swoich inspiracji IRON MAIDEN, kapelami power metalowymi, jednak nie
ma mowy o kopiowaniu i granie wtórnie i przewidywanie. To nie
ten rodzaj kapeli i na debiutanckim albumie „In Death 's Shadow”
to słychać wyraźnie. Nie znajdziemy tutaj słodkiego i takiego
prostego power metalu, który stawia na słodkość, czy taki
prosty rodzaj konstrukcji utworów. Słuchając muzyki tej
kapeli na debiutanckim krążku można dojść do wniosku, że
starają się grać klimatyczny power metal, który cechuje
podniosłość, bogata paleta aranżacji, melodii, no i ten epicki
charakter, który w połączeniu z progresywnym zacięciem
tworzy ciekawy duet, który dał niezły owoc. Choć cały
album złożony jest z 7 rozbudowanych utworów to jednak nie
ma mowy o nudzie, wręcz przeciwnie jest sporo urozmaiceń, sporo się
dzieje podczas tych 6 czy 7 minut. „Cazador De Hombres” to
jeden z takich pierwszych lepszych przykładów tego, że styl
zespołu jest dość ciekawy, urozmaicony i że sporo się dzieje
przez 6 minut. Mamy mocny riff, dużo zakręconych melodii i sporo
wysiłku wkładają gitarzyści Besley/Munro, którzy wygrywają
sporo ciekawych motywów i ten w tym otwierającym utworze jest
tego przykładem. Brakuje mi nieco chwytliwości, bardziej ułożonej
struktury, większego kopa i przebojowości, której tutaj
niestety brak. Zespół tworzy w ciekawy sposób miesza
epickość z power metalem i to jest dość miła niespodzianka i w
każdym utworze to usłyszymy. Czy „Granted death” czy
rytmiczny „False Prophets” z dużą dawką ciekawych,
melodyjnych solówek, to nie ma znaczenia, bo i tak wszędzie
jest epickość, progresywny charakter, elementy nawet melodyjnego
death metalu co słychać w harsh wokalu, który gdzieś tam w
tle się przewija czy też w melodyjnym wydźwięku całości.
Melodyjny „Knightmare” w znakomity sposób ukazuje
bardzo ważny element układanki zespołu, który odgrywa
znaczącą rolę na debiutanckim albumie, a mianowicie wokal Micka
Simpsona. Co w nim takiego intrygującego? Technika, styl, energia,
moc jaka w nim drzemie, to właśnie ten wokal wnosi sporo energii
jak i kopa w przypadku tej kapeli i ich debiutanckiego albumu. Na
szczególną uwagę zasługuje ponad 10 minutowy instrumentalny
utwór o nazwie „Judgment” który zamyka
album. Urozmaicenie i bogactwo aranżacji to cechy, które
tutaj wyraźnie dają o sobie znać.
Nie lubię dłużyzn, nie
jestem fanem też progresywnych patentów a mimo to zespół
nie wzbudził u mnie negatywnych uczuć. Dlaczego? Bo nagrali solidny
album, pokazując że można nagrać ciekawy album, urozmaicony,
podniosły i taki przesiąknięty epickim charakterem, a wszystko
dzięki swoim umiejętnościom, które słychać na każdym
kroku. Czego jest tutaj najmniej to melodyjności, dynamiczności,
czy też przebojowości, ale nie jest to powód do narzekania,
bo mimo braku tych elementów album się broni. Na pewno jest
to wydawnictwo godne uwagi.
Ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz