NIGHTCRAWLER to
jeden z ulubionych moich kawałków JUDAS PRIEST, jednak nigdy
nie spotkałem się z zespołem o takiej nazwie, aż do teraz kiedy
mogę się zwami podzielić opinią na temat poznanego dość
niedawno amerykańskiego zespołu o nazwie NIGHTCRAWLER. Nie jest to
drugi JUDAS PRIEST, nie jest to zespół, który zdobył
większą sławę, który jest znany szerszej publiczności,
ale jest to zespół godny uwagi, zaraz wyjawię wam dlaczego.
Otóż amerykańska
kapela NIGHTCRAWLER, która została założona w 1988 r nie
działa zbyt długo bo do roku 1998 potem kapela przeżyła kryzys i
śladem jaki po nich został to debiutancki album „Soldier In
Time” z 1989r, który jest nie lada gratką dla fanów
heavy/power metal, dla fanów heavy metalu lat 80/90 no i dla
tych którym nie jest obca muzyka QUEENSRYCHE czy RIOT. Jak
widać już mamy kilka dobrych dla których zespół jest
wart naszej uwagi, jednak lista zalet nie kończy się na tym. Jeśli
chodzi o klimat owej produkcji, czy poszczególnych kompozycji
to można wyczuć pewien styl znany z BLACK SABBATH z ery Tony
Martina, co należy uznać za kolejny plus. Mówiąc o BLACK
SABBATH na pewno gdzieś tam w tym samym worku z taką etykietą
znajdziemy kolejny plus, a mianowicie manierę wokalisty Jima Hamera,
który techniką, klimatem, stylem w dużej mierze przypomina
nikogo innego jak właśnie Tony'ego Martina i tego najlepszym
dowodem jest najbardziej rozbudowany utwór na płycie „No
Where To Run”, gdzie jest to wolne tempo, ten odpowiedni
charakter, podobny posępny styl i duża melodyjność. Mówiąc
o plusach jak i muzykach to warto wspomnieć, że dobrze spisuje się
sekcja rytmiczna, która urozmaica album i pojawiają się
tutaj szybkie, wolne jak i nieco rockowe kawałki. Nie ma mowy o
stagnacji i męczenie w kółko jednego motywu. Dynamiczność
i zadziorność sekcji zostaje osiągnięta w energicznym „Rock
U Tonight”. Debiutancki album amerykanów jest
melodyjny, zadziorny, energiczny i bardzo atrakcyjny dla
potencjalnego słuchaczy i pewnie się zastanawiacie, gdzie tkwi
źródło tej energii? Przede wszystkim w gitarzyście
Michealu Landrisowi, który jest dobrze wyszkolonym
instrumentalistą, z wizją, z pomysłem na riffy, na lekkość i
finezje, nie zapominając o melodiach czy o łatwym odbierze i już w
otwierającym „Nightcrawlera”,
który jest tu jedynym instrumentalnym utworem. Jak wspomniałem
wcześniej materiał jest zróżnicowany i co więcej bardzo
równy. Do tego każdy z utworów jest potencjalnym
przebojem no bo jak inaczej tutaj mówić o zadziornym „Soldier
In Time” z pewnymi cechami
NWOBHM, nieco cięższym bardziej stonowanym „Past Life”
gdzie znów BLACK SABBATH daje o sobie znać, czy też o
rasowym metalowym kawałku „The way You are”.
NIGHTCRAWLER
nie nagrał niczego co można by nazwać pełnym albumem, niczego
równie ciekawego co debiutancki album, który jest
dziełem dopracowanym, melodyjnym, energicznym i klimatycznym,
odzwierciedlającym to co najlepsze w metalu lat 80. Nie ma
sztuczności, nie ma silenia się, jest za to szczera i wpadająca w
ucho muzyka, która trzeba po prostu odpalić na swoim sprzęcie
muzycznym, do czego też zachęcam.
Ocena:
8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz