Jednym z tych zespołów,
które wyróżniają się na tle innych formacji dziwną
nazwą jest bez wątpienia SKITZOTIK. Pod taką nazwą
występował pewien młody amerykański zespół, który
działał w połowie lat 90. To właśnie ta dziwna nazwa, gdzieś
mnie tam zintegrowała i dała powód dla którego warto
było sięgnąć po ich jedyny album, a mianowicie debiutancki
„Skitzotik” z 1995 r. Czy nazwa to jedyny dobry powód,
który wyróżnia amerykański zespół i ich
debiutancki album?
Otóż nie i na tym
polega cały urok tego bandu, który został założony w 1992
roku początkowo pod nazwą SKITZO. Intrygująca nazwa w żaden
sposób nie zapowiada, czegoś dobrego godnego uwagi, a więc
można mówić w tym przypadku o zaskoczeniu, bo o to 4 młodych
muzyków zaprezentowała na swoim debiutanckim albumie muzykę
pomysłową, aczkolwiek pełną znanych chwytów. Zespół
bawi się elementami progresywnymi, ale najlepiej im wychodzi miks
heavy i power metalu, gdzie słychać wpływy JUDAS PRIEST, czy
QUEENSRYCHE i trzeba przyznać, że muzyka tej formacji nie jest taka
prostolinijna i wtórna jak mogło się wydawać i słychać tu
pewne ciekawe, dość oryginalne pomysły co słychać choćby w
takim rockowym z elementami bluesa „Miami Madness”. Choć
jest to album metalowy, to nie brakuje hard rockowego zacięcia i
duża w tym wszystkim zasługa producenta Bruce'a Kulicka, który
również miał wpływ na niektóre kompozycje. Ten fakt
potwierdza, że zespół ceni sobie urozmaicenie, które
jest wyraźne podczas słuchania tego wydawnictwa, które jest
naprawdę solidne. Mamy tutaj dobrze zrealizowaną produkcję, który
ma pewien pazur, który zaostrza charakter materiału. Skąd
wynika urozmaicenie? Przede wszystkim z tego, że występują na
płycie utwory szybkie na pograniczu heavy/power metalu z rasowymi,
mocnymi riffami, zadziornym wokalem napędzającym całość typu
„The King Of The Sky”, czy
„Take Away My eyes”.
Nie brakuje rasowych heavy metalowych utworów typu „Give
it All”, a także nieco
progresywnych rockowych utworów typu : „Life Of
Conclusion”, czy melodyjny
„Rising Sun” i właściwie
każdy utwór ma swój charakter. Jednak mimo ciekawej
formy, mimo tego że słychać w nich dobrą pracę gitar, które
nie stawiają na łatwiznę i wygrywanie w kółko jednego, na
świeżość, choć słychać dobry, specyficzny wokal, to jednak
brakuje nieco przebojowości, nieco bardziej atrakcyjnej, przystępnej
formy, która bardziej by zapadła w pamięci i to jest chyba
największa bolączka tego wydawnictwa.
Czy
warto zainteresować się tym albumem? Jeżeli ceni się ciekawy
styl, jeżeli lubi się starocie i w dodatku mało znane, to
oczywiście że tak. Czy jest to album, który zapada w pamięci
na długo? Z pewnością nie i nie jest to też album, który
wypchany jest przebojami, jednak solidne przygotowanie i wykonanie
chroni przed totalną porażką. Jeśli o mnie chodzi nie żałuje
czasu, który poświęciłem krążkowi. Może i wy znajdziecie
chwilę, żeby wysłuchać co gra stary i mało znany SKITZOTIK?
Ocena:
6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz