Strony

piątek, 21 grudnia 2012

ZUUL - To The Frontlines (2012)

ZUUL to dość dziwna dla zespołu, ale na tyle intrygująca, że skłoniło mnie do zapoznania się z tym amerykańskim zespołem, który został założony w okolicach 2008 roku i ma na swoim koncie dwa albumy, z czego „To The Frontlines” ukazał się stosunkowo nie dawno. To też postanowiłem zapoznać się z tym wydawnictwem, posłuchać w jakim stylu się obracają i przekonać się na własnej skórze czy słychać tutaj kapele zakorzenione w latach 80 typu BLIETZKRIEG czy też słychać wpływy DAWNBRINGER.

Stwierdzam, że słuchając drugiego albumu ZUUL można wyłapać owe inspiracje, można poczuć klimat lat 80, który gwarantuje brzmienie, takie nieco przybrudzone, niszowe, specyficzny wokal Bretta Batteau, który ma taki młodzieżowy, energiczny wokal, który zapewnia że kompozycje są głośne, energiczne i takie dość dynamiczne. Może nie jest jakimś świetnym wokalistą, ale dodaje wigoru kapeli i ich muzyce. Lata 80 wybrzmiewają oczywiście przede wszystkim z kompozycji, to w jakim stylu są utrzymane, to jak zostały zaaranżowane. Choć jest to wszystko wtórne, to jednak miło posłuchać takiego nieco surowego heavy metalu z elementami NWOBHM, gdzie wszystko brzmi takie jeszcze pierwotnie i muszę przyznać, że szczerość, prostota i melodyjność, która eksponują muzycy, zwłaszcza gitarzyści Bushur/ Milenger jest atrakcyjna. Nie potrzeba niczego więcej, żeby mieć prawdziwą frajdę podczas słuchania i trzeba przyznać, że rozrywka jest zapewniona przez zespół. Nie jest to jeden z tych albumów, który zachwyca oryginalnością, świeżością, lecz szczerością, prostotą, przebojowością i melodyjności i to właśnie te elementy przesądziły o tym, że album słucha się naprawdę przyjemnie, choć to wszystko jest utrzymane na tylko dobrym poziomie. Nie ma większego zróżnicowania, ale jest solidność, która łączy wszystkie kompozycje w udaną, spójną całość. Materiał otwiera „Show No Mercy”, który jest bardzo rytmiczny, melodyjny i przypomina najlepsze dokonania z okresu NWOBHM w tym SAXON, czy IRON MAIDEN. Zespół trzyma dynamiczne tempo, energiczność w „Guillotine”, melodyjnym „In the Cellar” . Nieco zwolnienia, nieco urozmaicenia mamy w „Smoldering Nights”, który przyozdobiony jest atrakcyjnymi, melodyjnymi solówkami. Nieco hard rocka pojawia się w szybkim „Heavy Lover” który przypomina w niektórych momentach twórczość KROKUS. Szybkość, prosta i jakże atrakcyjna melodia i galopady w stylu IRON MAIDEN sprawiają, że taki „SkullSlitter” to kolejny mocny punkt tego albumu i jedna z najlepszych utworów na płycie. Instrumentalny „Of the Fallen” w której słychać jak dobrze radzą sobie instrumentaliści i nawet wplecenie patentów balladowych jest tu całkiem ciekawym rozwiązaniem. Na koniec mamy dwa rozbudowane kompozycje, które przekraczają czas 6 minut i ukazują to, że muzycy potrafią stworzyć nieco dłuższe kompozycje, gdzie jest więcej motywów, więcej zaskoczenia, gdzie jest o wiele więcej melodii. Mamy tutaj stonowanego i rytmicznego „Bounty land” i melodyjnego, szybkiego, takiego nieco maidenowego „Wasted Of Time”, który jest najlepszym utworem na płycie i w znakomity sposób zamyka całość, dając nadzieje na lepszą przyszłość.

Nazwa ani okładka drugiego albumu amerykańskiej formacji nie zachęcają do zapoznania, to jednak mam nadzieje, że ta recenzja nieco was zachęci do sięgnięcia po ten album. Jeśli lubi się tradycyjny heavy metal zakorzeniony w latach 80 i NWOBHM, jeśli lubi się proste, dynamiczne granie, pozbawione krętactwa, silenia się, które pochodzi prosto z serca i okupione zostało dobrą pracą muzyków i ciekawymi pomysłami. Album może nie perfekcyjny ani też wyprzedzający inne wydawnictwa z roku 2012, ale jest to solidny krążek, który jest swego rodzaju miłą rozrywką.

Ocena: 7,5/10

2 komentarze: