Wiele znanych i
zasłużonych kapel z czasem potrafi gdzieś nieco zatracić swój
pierwotny styl, może to wynikać albo z chęci eksperymentowania jak
choćby IRON MAIDEN, który ostatecznie poszedł w progresywnym
kierunku, czy też jak w przypadku HELLOWEEN czyli wyniku zmian
personalnych i utracenia ludzi, którzy kreowali stary styl.
Los HELLOWEEN podzielił inny znany power metalowy zespół, a
mianowicie STRATOVARIUS. W kwietniu 2008 roku lider zespołu Timo
Tolkki ogłosił rozwiązanie kapeli, jednak tego faktu kapela znów
wróciła do żywych i zaczęła znów tworzyć, jednak
od momentu albumu „Polaris”, od momentu, kiedy do kapeli dołączył
nowy gitarzysta, a mianowicie Mathias Kupiainen kapela zmieniła
nieco styl. Pojawiło się nieco progresywności, melodyjnego metalu,
zabrakło nieco tych charakterystycznych riffów, ale dalej to
był melodyjny, przebojowy STRATOVARIUS, ale w nieco innym
wcieleniu, który towarzyszyła taka otoczka rzekłbym nieco w
klimatach s-f, duża w tym zasługa partii klawiszowych Jensa
Johannsona i kolejny album też był w podobnym klimacie i jeśli
ktoś myśli, że nowy album, który zwie się „Nemesis”
jest inny od „Polaris” czy „Elysium” ten się może zdziwić.
Konwencja, klimat,
wykonanie i dopracowanie materiału, które uświadczymy w
„Nemesis” niczym nie ustępuje tym z dwóch poprzednich
albumów i jest to właściwie kontynuacja. Forma muzyków
również wysoka i można się delektować lekką, zwiną grą
Mathiasa, który może nie jest drugim Timo Tolkki, który
nie gra tak charakterystycznie, to jednak potrafi grać, potrafi
stworzyć klimat, zgrać finezyjnie, gdzie krzyżuje się
progresywność z melodyjnością. Timo Kotipelto też śpiewa
znakomicie, na wysokim poziomie, czysto, z energią i wciąż kojarzy
mi się jego wokal z Micheal Kiske, ale to nie jest żadna nowa
wiadomość, jeśli chodzi o sprawę wokalu. Wokal i klawisze Jensa
to elementy, które łączą nowy STRATOVARIUS ze starym i w
przypadku „Nemesis” można nawet stwierdzić, że jest to album
najbliższy tamtej erze, jeśli chodzi o nową erę. Duża w tym
zasługa owej rytmiczności, lekkości, czy też przebojowości. Oj
tak patrząc na ostatnie dokonania zespołu jest to najbardziej
przebojowy album. Oprócz większej dawki przebojowości, mamy
większą dawkę metalu, dynamiki, co ucieszy nie tylko fanów
zespołu, ale potencjalnych słuchaczy. Tego brakowało mi na
poprzednich albumach. Może nie jest to najlepszy album tej formacji,
ale słuchając tego wydawnictwa można dojść do wniosku, że to
jeden z ciekawszych albumów tej formacji, przede wszystkim
taki bardziej melodyjny, bardziej dopracowany, bardziej dopieszczony
aniżeli ostatnie dokonania zespołu. Miła dla oka okładka, mocne,
soczyste, wysokobudżetowe brzmienie to teraz standard płyt fińskiej
formacji. Choć materiał nie jest perfekcyjny, bo czasami niektóre
momenty nieco nie przekonują, to jednak jest miły w odsłuchu,
który jest wypchany przebojami i atrakcyjnymi melodiami i taka
forma jak najbardziej mi odpowiada. STRATOVARIUS z rozwaga wybrał
otwieracz i „Abandon” to szybki, melodyjny kawałek, który
łączy w sobie patenty melodyjnego metalu oraz power metalu.
Zadbano tutaj o chwytliwy refren i klimatyczne chórki, tak
więc lepszego otwieracza nie można było wybrać. Również
dobrze został wybrany „Unbreakable” na singla, bo to
kompozycja, lekka, bardziej rockowa, bardziej komercyjna, ale
utrzymana w stylu nowego STRATOVARIUS, gdzie znacząca rolę
odgrywają klawisze. Utwór bardzo lekki, chwytliwy, ale zespół
miał w swojej karierze znacznie ciekawsze kompozycje. To że album
jest bardziej dynamiczny, bardziej metalowy świetnie dowodzi ciężki,
agresywniejszy „Stand My ground”, który jest jednym
z najlepszych utworów na płycie i jednym z najlepszych w
historii zespołu, czy też zamykający album „Nemesis”
który jest bardziej rozbudowaną kompozycją, z różnymi
ciekawymi motywami i smaczkami. Dynamiczność to mocna strona tego
albumu i świetnie tą cechę odzwierciedla melodyjny „Dragons”
z ciekawym motywem wygrywanym przez Jensa i nasuwa się klasyk
„Black Diamond”. „Halcyon Days” to z kolei kompozycja
lekka, nieco rockowa, bardzo podniosła, ale mająca cechy
prawdziwego przeboju, co zresztą słychać po znakomitym refrenie.
Wysunięte klawisze, chwytliwa melodia to cechy które od
zawsze kojarzyły się z tym bandem i można rzec, że taki rytmiczny
„Fantasy” o baśniowym klimacie oddaje to co najlepsze w
tym zespole. Przebojowym kawałkiem jest tutaj również „One
must Fall” o dość ciężkim, nieco progresywnym wydźwięku.
Nie ma mowy o graniu na jedno kopyto i pojawiają się na płycie dwa
kolosy w postaci „Out of The Fog”, który jest dość
urozmaicony, ale potrafi zaskoczyć dynamiką i metalowym
wydźwiękiem, a także stonowany, klimatyczny „Castles In The
Air” i nawet ballada w postaci „If the Story Is Over”
wypada bardzo dobrze, potrafi wzruszyć, złapać za serca i póki
co jest to jedna z ciekawszych tegorocznych ballad.
Pamiętne czasy z Timo
Tolkki nie wrócą i tamten rozdział został zamknięty,
jednak czy warto to rozpamiętywać, kiedy zespół bardzo
dobrze sobie radzi i trzyma poziom bez Timo, ba nawet brzmi bardziej
świeżo niż na ostatnim albumie z Timo Tolkkim. Nowa era
STRATOVARIUS ma swoich zwolenników i ciężko się oprzeć,
kiedy zespół tyle wysiłku wkłada by ich nowe albumy
brzmiały soczyście, bardzo melodyjnie, klimatycznie. Spośród
trzech ostatnich albumów, które powstały w okresie bez
Timo, to właśnie „Nemesis” jest najlepszym albumem, który
momentami zbliża się do starych albumów jak „Visions”,
głównie za sprawą owej przebojowości.. Tutaj zespół
naprawdę stworzył mocny materiał, krążek równy,
dynamiczny, bardzo melodyjny, chwytliwy i bardziej zapadający w
pamięci niż dwa ostatnie albumy, ale mające te wszystkie ich mocne
strony jak brzmienie, ciekawa oprawa graficzna, czy znakomita forma
muzyków. Jest to album, który z pewnością zadowoli
fanów tego zespołu, a także fanów melodyjnego
grania. STRATOVARIUS zrobił bardzo pozytywną niespodziankę. Brawo!
Ocena: 7.5/10
Nigdy nie byłem ich fanem ale z tego co do mnie dotarło w postaci muzyki to "nowy" Stratovarius
OdpowiedzUsuńbardziej mi odpowiada Polaris gdzieś mnie omoineło a Elysium i Nemesis to bardzo dobre albumy.